aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Ojej Kasiu faktycznie Ty też dzisiaj soczek stawiasz
Ja z ruchami na razie się wstrzymam , choć jak leżałam na plecach to widziałam jak mała kulka przesunęła mi się z prawej strony na lewą ale nic nie czułam ...
Ja teraz wybieram wiązankę ślubną i mam "łeb jak sklep" nie umiem się zdecydować na pewno mają być herbaciane-pomarańczowe róże i liście klonu.....
Jak byście miały ochotę mi pomóc to chętnie Wam przedstawię moje typy i wspólnie coś wybierzemy ...
Tort już wybrałam, muszę jechać w przyszłym tygodniu i go zamówić Wybrałam z cukierni Sowa "atłasowe wesele"
Tak widzicie, że ja jeszcze jednym tematem jestem zajęta .....
Byłam dziś u fotografa który mi robił 3i pól roku temu zdjęcia ślubne....hmmmm
Miałam białe kalie. Wiązanka była prześliczna.
Kilka lat temu byłam starszą, miałam seledynową sukienkęi miałam mieć herbaciane róże, na 15 min przed ślubem przywieźli różowe wrrrr
Ja miałam w bukiecie ślubnym róże, herbaciane, brudnoróżowe i kwiatki podobne do kalii, ale w kolorze ecru. Do tego przybranie z bluszczu, zwisającego z wiązanki. Ozdobą wiązanki były także łodyżki, ale bez kielichów kwiatów, za to ozdobione złotymi nikkami ściśle okręconymi na końcówkę tejże łodygi. Subtelnie i elegancko. Stroik o podobnym charakterze miałam przy welonie, oczywiście już bez kwiatków podobnych do kalii i tych łodyżek. A A. miał w butonierce "kalię" z przybraniem....och...wzruszyłam się...
[/list]
Witam! To moje pierwsze i raczej nieudane ff. W porównaniu z tymi na forum jest beznadziejne. Mimo wszystko zachęcam do przeczytania i proszę o komentarze.Może kiedyś jeszcze coś napisze i pokuszę się o dłuższe i z wątkiem kryminalnym. Na razie tylko tyle w odpowiedzi na smutne ale przepiękna jednopartowce. Moje kończy się happy endem.Pozdrawiam
P.S. Sorry za błędy i literówki
Sprawa z ostatnim zabójstwem poszła dość gładko i ekipa zezulców wraz z pomocą FBI szybko uporała się z rozwiązaniem kryminalnej zagadki dotyczącej śmierci modelki.
Nad Waszyngtonem świeciło słońce. Pogoda była wspaniała. Dzień był wspaniały. To był dzień ślubu Angeli i Hodginsa.
Trwały ostatnie przygotowania do uroczystości. Angela była bardzo podekscytowana, a zarazem przerażona. Mimo iż był to jej trzeci ślub, kobieta bardzo się denerwowała. Z niecierpliwością czekała aż przybędą jej druhny: Brennan i Cam. Miały jej pomóc wyszykować się na ceremonię.
Jack był równie podenerwowany jak jego narzeczona, ale bardzo szczęśliwy. Pragnął aby tym razem wszystko się udało i żeby nie musieli uciekać z kościoła. Powoli szykował się do ceremonii mimo iż była dopiero 13 a ślub zaplanowali na godzinę 17.
Gdy dziewczyny robiły się na bóstwo i pomagały artystce założyć piękną suknie ślubną w kolorze herbacianych róż, skromną a zarazem oryginalną, taką, którą mogła założyć tylko Angela, i która wspaniale podkreślała jej urodę.
Faceci również się szykowali, wiązali krawaty i opowiadali dowcipy dla rozluźnienia napięcia.
Zbliżał się czas ślubu.
Hodginas czekała już przy ołtarzu wystrojony w popielaty garnitur.Za nim stali Seeley i Zack- jego drużba. Agent FBI poklepał przyjaciela po ramieniu po czym dodał:
-Nie denerwuj się tak, Angela z pewnością nie ucieknie.
Za zamkniętymi drzwiami dziewczyny robiły ostatnie poprawki. Cam ułożyła Angeli welon i spytała:
-Gotowa?
Dziewczyna spojrzała na szefową i uśmiechnęła się po czym powiedziałą
-Jak najbardziej, już nie mogę doczekać się nocy poślubnej.
Temperance stała w błękitnej sukience, z bukietem białych róz i przyglądała się przyjaciółce.[i]Ona na pewno jest badzo szczęśliwa.[/i]
-Hej skarbie, coś nie tak?- spytała Ange
-Wszystko w porządku, wyglądasz ślicznie. Już czas! –odparła
-Brenn, Ty też kiedyś będziesz szczęśliwa-powiedziała artystka
Rozległ się dźwięk organów, drzwi się otworzyły a do kościoła weszła Temperance i Cam.Za nimi dumne kroczyła Angela. Goście wstali. Rozpoczęła się ceremonia.
-Czy Ty Jack’u Hodginsie…
-Tak!
Czy Ty Angelo Montenegro…
-Tak!
-A teraz możesz pocałować żonę.- powiedział pastor.
Temperance spojrzała w tym momencie na Seeley’a , a on odwrócił głowę w jej stronę i posłał jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
Wychodząc z kościoła Booth i Bones spierali się i prowadzili drobną kłótnię.
Brennan do Booth’a:
-Wiesz.. to był wspaniały ślub.Angela i Jack są bardzo szczęśliwi i zakochani, ale to dziwna uroczystości i dlatego ja nigdy nie wyjdę za mąż. Wcale tak nie myślę…chyba…chcę być kiedyś szczęśliwa.
Na co BOOT odpowiedział:
-Tak, wiem, że uważasz iż małżeństwo jest czymś archaicznym i że jest niemodne. Ślub jest ważny dla wielu ludzi, dla mnie również. To nie tylko jakiś tam dokument. To obietnica złożona przed Bogiem, przyjaciółmi i małżonkami, że będzie się kochać, wspierać, szanować …zawsze, przez całe życie Bones. Nie ona nie może tak myśleć, przecież każda kobieta marzy o ślubie niczym z bajki.
-Brenn- zawołała Angela
Antropolog odwróciła się w stronę przyjaciółki i nieświadoma tego co się dzieje, złapała wiązankę ślubną.Stała, trzymała bukiet w dłoniach i była bardzo zaskoczona.
Seeley podszedł do niej z szerokim uśmiechem na twarzy
-Nigdy nie mów nigdy!- wykrztusił.
Nowożeńcy patrzyli na zakłopotaną Temp.
-Teraz Twoja, znaczy wasza kolej-krzyknęli małżonkowie.
Brennan stała ściskając bukiet. Booth spojrzał na nią. Musze to zrobić…już dłużej nie mogę ukrywać tego co czuję. Ona myślała- ciekawe czy on też? Kiedyś mu powiem jak ważny jest dla mnie. Agent podszedł do niczego nie spodziewającej się pani antropolog, chwycił ją w pasie, przyciągnął i namiętnie pocałował. Ona bez wahania oddała pocałunek. Przerwali gdy obojgu zabrakło tchu. Nadal trwali w uścisku, patrząc sobie głęboko w oczy i równocześnie mówiąc:
-Kocham Cię!
-Teraz nasza kolej-powiedział Booth, uśmiechając się i całując Temp.
KONIEC
A wiec... pierwsze słowo jakie sie nasuwa to to że bylo CUDOWNIE!!! no ale od początku... poniewaz mieszkamy razem moj przyszly maz w piatek wieczorem pojechal do rodzicow a ja w mieszkanku zosalam sama... co prawda do rodzicow mam 100 metrow ale nie bylo tam lozka wiec wolalam pozostac w mieszkanku i wygodnie sie wyspac... obudzilam sie przed 7 i od razu wstalam... przyszla moja mama i pomogla przeniesc do nich wszystkie potrzebne mi rzeczy bylam juz bardzo glodna wiec zrobila sobie duze sniadanie... ale... nie udalo mi sie nic zjec :/ tylko wypilam kawe... nastepnie przyjechal moj przyszly szwagier ktory w tym dniu byl moim osobistym kierowca i pierwsze co pojechalismy do fryzjera, zajelo to niecala godzinke a bylo dokladnie tak jak chcialam i culam sie swietnie.. nadal glodna ale nic nie przechodzi prtzez gardlo.. nastepnie pojechalam do kosmetyczki (do ktorej zapisalam sie dzien wczesniej) i tak po 30 minutach wygladalam jak porcelanowa laleczka:) bylam dumna ze swojego wygladu i tak w fryzurze slubnej z welonem i w makijazu pojechalismy na.. poczte!!! przez caly tydzien oczekiwalam na pamiatkowe ksiazki dla rodzicow ktore nie doszly i postanowilam podejsc tam w sobote aby jeszcze sprawdzic bo bylam zla ze nie dostana tego pieknego upominku przy podziekowaniach... i udalo sie!!! po 10 minutach poszukiwan pani na poczcie dala mi paczke... teraz to juz pędem do domu sie ubierac bo byla 14.30, sebastian z rodzicami mial byc o 14.45.. po protu bym nie zdazylam ale w takim momencie.. jak dobrze ze ktos wymyslil komorki:) zadzwonilam do niego , byl pod kwiaciarnia wiec powiedzialam aby powoli stroili auto i przyjechali pozniej... udalo mi sie szybko ubrac a kiedy podjechali zeszlam po niego, kiedy mnie zobaczyl "szczeka mu opadla, widzialam ten jego specyficzny blysk w oku , bylam szczesliwa, przypielam kwiat do butonierki i razem udalismy sie do domu na blogoslawienstwo... mamy tzymaly si etwardo, moj tato i ja sie rozkleilismy udalismy sie do auta ktore wygladalo slicznie!!! no i kolejna nerwowka- autobus dla gosci nie przyjechal .. co robic,.. okazalo sie ze stal ulice dalej... a przy wyjezdzie brama.. oddalismy 4 flaszki ale bylo zabawnie i tak dotarlismy do kosciola. Ksiadz wyszedl po nas, bylam tak podekscytowana ze nawet nie pamietam co mowil:/ droge do oltarza ozdabialy bramki z tiulu i margaretek .. bylo jak w bajce, goscie (co sie dowiedzialam) byli wzruszeni dekoracja bo jeszcze takiej nie widzieli... wszystko bylo idealnie.. tak wiec siadamy na miejscach i co??? nie moglam polozyc mojej wiazanki bo byla z wodą wiec musialam odwrocic sie do swiadkowej i dac aby ja trzymala. A dlaej wiadomo msza, kazanie no i wreszcie przysiega... żadnemu z nas glos sie nie zalamal, bo niby dlaczego ? przeciez bylismy pewni swojej milosci do konca zycia!!! po kosciele zyczenia, dlugie obcalowywanie setki gosci zyczenia.. szczere, mniej szczere ale w wiekszosci raczej szczere bo zyczliwe osoby przyszly a te mniej zyczliwe odmowily... i cale szczescie!!! po co psuc komus taki dzien i udalismy sie w koncu na sale, rodzice powitali chlebem i sola... przechylilismy kieliszki z "wodka" , rzut za siebie i pękły.. super!! teraz mąż przenosi mnie przez prog i prosto na toast
a teraz pierwszy taniec "wielka milosc" krajewskiego, goscie w kolku a my w srodku, wszyscy byli wzruszeni i spiewali glosno nasza piosenke:)
pozniej szybciutko obiad i na zdjecia... przyjechalam i mowie do fotografa "szybko i konkretnie bo szkoda wesela" , sesja trwala 40 min a zdjecia (juz mam ) wyszly cuuudownie i sa piekna pamiatka...
wrocilismy na sale i rozpoczela sie zabawa.
orkiestra grala super, byo duzo mlodziezy, zabawa super... czas lecial nieublaganie... po tancach , toastach i jedzonku przyszla godzina 24.00 (niestety) , welon zlapala swiadkowa a krawacik moj szwagier. oczepiny byly super! swiadkowa moja przyjaciolka przygotowala dla nas pierwsza zabawe
na podlodze znajdowały sie balony w ktorych byly napisy on, ona żonka mężuś i takie inne jak to na siebie wolamy... swiadkowa czytala zadania np: kto bedzie scielil lozko rano i wieczorem, kto bedzie zmienial dziecku pieluchy, kto bedzie robil masaz i takie tam a my na zmiane przebijalismy balony dowiadujac sie czyje to bedzie zdanie, byl niezly ubaw!!!
nastepna konkurencja dotyczyla panow, ktorzy za zadanie mieli podwinac nogawki spodni i ... odtanczyc jezioro labedzie oczywiscie muzyka byla goscie niemal plakali ze smiechu a tanczylo okolo 15 kawalerow, ubaw niesamowity ja prawie sie rozplakalam... chociaz ciezko bylo wybrac ale zwyciezca byl jeden ...
ostatnia zabawa to 12 osob przy krzeselkach i orkiestra wymieniala co musieli przyniesc aby usiasc... przy kieliszku wodki zdrowie mlodej pary, przy cytrynie zdowie mlodej pary, przy ciescie zdrowie mlodej pary... byly jeszcze ponczochy, kamyk, papier toaletowy a na sam konic przyniesc swiadka!!! byl remis i 2 zwyciezcow:)
i nadeszla pora podziekowan dla rodzicow...
mielismy dla nich ksiazki i dwa wielkie kosze herbacianych roz...
ja odczytalam tekst z ksiazki ktory byl piekny i wzruszajacy ale (o dziwo) nie poplakalam sie!! glos mi nie zadrzal... wszystko z piekna intonacją, rodzice sluchali tego z lzami w oczach bo tekst byl piekny!! (plakalam dopiero jak ogladalam kasete), i oczywiscie piosenka "cudownych rodzicow mam", goscie w kolku glosno spiewali a my na zmiane ja z jego tata i swoim a on z moja mama i swoją.... bylo pieknie i wzruszająco, kilka ciotek sie upłakało...
a potem ciag dalszy zabawy, wszyscy juz na luzie,a przede wszyystkim my... bawilismy sie do bialego rana, na gorze mielismy swoj apartament, poszlismy "spac" o 7 i to "aż" 3 h... a pozniej poprawiny... ale to juz drugorzedna impreza...
dlaczego to trwalo tak krotko??? czas chyba w tym dniu oszalal!!!
bylo C U D O W N I E ! ! ! dokladnie tak jak to sobie wymarzylam...
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl