|
|
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Przed dworcem w Nauszkach zapakowaliśmy się w dziewiątkę do busa i po pół godzinie wysiedliśmy w Kyachcie - miejscowości przygranicznej. Szybko i dość nerwowo targujemy się z taksiarzami o cenę bo do granicy jeszcze parę kilometrów, a nie znamy dokładnie godziny jej zamknięcia. W relacjach podróżników jest to 17, w LP 18, a miejscowi twierdzą że 19. Jest już po 17 więc trochę mało czasu.
Przed samą granicą stoi kilka sznurów samochodów, zwykle osobowe lub busiki. Większość z nich poobijana do granic możliwości. Trudno odgadnąć markę a i kolor też czasami. Podchodzimy, a ludzie siedzący w samochodach, zarówno kierowcy jak i pasażerowie pokazują coś na palcach - jeden, dwa, cztery itd. Łapiemy, chodzi o liczbę osób jakie dane auto może przewieźć przez granicę. Czyli jest dobrze, chcą nas, tylko musimy dogadać się co do ceny. Pierwsze pada 400 RUB za osobę (15USD) - nieakceptowalne. Szybkie przeliczanie. Nie bardzo wiemy ile mamy czasu i jak ewentualnie podzielić się w samochodach. Padają kolejne kwoty a my się targujemy dalej.
W tym czasie pogranicznik podchodzi do bramy. Ludzie, którzy do tej pory z nami rozmawiali, głównie kobiety biegiem wsiadają do swoich samochodów i zaczynają swoisty cyrk na kółkach. Dosłownie. Szarża, kto pierwszy wepchnie się w otwartą bramę i nie ma dużego znaczenia czy samochód stoi drugi czy piąty w kolejce, bo jak ktoś jest cwany to i z dalszych miejsc wkręci się do bramy wymachując rękoma, krzycząc i obijając się o inne auta. Dobry refleks i przebiegłość. Niedowierzając wpatrujemy się w ten chaos. Brama się zamyka. Silniki gasną. Kierowcy znowu nas obskakują i znowu zaczyna się licytacja.
"Cietyrie, cietyrie" - wykrzykuje kobieta pokazując na palcach dłoni 4 palce, wskazując na dwa auta. Do jednego 4 i do drugiego 4 - ale nas jest 9. "Cietyrie, cietyrie". No dobrze, a 9 osoba? Machanie rękoma i "cietyrie, cietyrie"… Wydaje się że na mniej niż 250 RUB nie uda się nam stargować. Po kilkudziesięciu minutach mamy podział na 3 samochody po 3 osoby od 200 do 250 RUB, z tym że dwa samochody jadą od razu do Suche Bator a nasz, najdroższy, tylko na drugą stronę granicy. Ale pani "cietyrie, cietyrie" jest nieugięta.
Słońce praży niemiłosiernie, a my to wchodzimy do samochodu gdy tylko pogranicznik podchodzi do bramy, to wychodzimy na parking jak tylko gasną silniki, pooddychać "świerzym" powietrzem. Czas ucieka szybko. Po kilku dzikich szarżach, pani "cietyrie, cietyrie", która cały czas twierdziła że wjedziemy "siewodnia" nagle mówi "zawtra" i kiwa smutnie głową. Wiemy, że dzisiaj nam się nie uda. Jutro rano o 8:30 musimy zacząć drugie podejście.
Dobrze, ale co do tego czasu - ponad 12 godzin. Wracać do Kyachty czy zostać na granicy. Decydujemy się zostać i spędzić noc "pod chmurką" przy granicznych ogrodzeniach, ale jak tylko zaczynamy się tam rozkładać przychodzi "czarna Wiera" i przegania nas. Może dobrze, bo przez te ogrodzenia przechodzą jakieś kable. Może to wszystko nocy jest pod napięciem? Kto ich tam wie…
Przenosimy się na "ziemię niczyją" 20 metrów od ogrodzenia i tam, pomiędzy kępami jakiegoś śmierdzącego zielska, oganiając się od roju muszek i komarów robimy wielkie wspólne łoże z karimat. Ci którzy mają śpiwory mają lepiej a my zmarzniemy. Noce są tu chłodne.
Niestety. Zmarzli nawet Ci którzy byli w śpiworach. O 3 nad ranem wszyscy dygotaliśmy równo. Do tego coś nad nami furkotało, jakiś latający owad wydający z siebie dziwne odgłosy. Jak harrier nadlatywał i zatrzymywał się nad głowami w miejscu, tłukąc skrzydłami niemiłosiernie. Co do było? Ważka, trzmiel…
O 8 rano, już spakowani, z umytym uzębieniem bo tylko na to wystarczyło nam wody mineralnej, podchodzimy do bramy szukając "swoich" kierowców. Mamy nadzieję trochę stargować, przecież cały dzień przed nami. Naszej dwójce udaje się razem z Danielem dostać się do pierwszego samochodu przy bramie i pani "cietyrie, cietyrie" jest bardzo rozczarowana, a całą gorycz wylewa na córkę naszego nowego kierowcy, która nas zwerbowała. Niezła jatka. W samochodzie pośpiesznie wypełniamy deklaracje i jazda przez granicę. Brak wizy w naszych paszportach wprawia celniczkę w zdumienie. Wyciągamy zatem wszystkie bilety kolejowe. Dzisiaj dopiero 10 dzień jak jesteśmy w Rosji. Mamy do tego prawo. Bez gadania ale po długim wpatrywaniu się w bilety i wykonaniu kilku telefonów wbija nam stempelek i… jesteśmy w Mongolii.
Samochód z Igą, Anią i Grzegorzem stojący za nami zostaje zawrócony. Kierowca nie miał wszystkich dokumentów i wiózł za dużo towaru.
Niestety, nasza miła pani nas oszukała, a my daliśmy się oszukać i musieliśmy dopłacić jeszcze po 2 USD za dojazd innym już samochodem do Suche Bator. Aga, Madzia i Renia przyjechały na dworzec w Suche Bator godzinę po nas. Dopiero kilka godzin później dociera Iga, Ania i Grzegorz. Poza tym, że cofnęli ich samochód to Ania i Grzegorz którzy jechali tak jak my bez wizy byli na terenie Federacji Rosyjskiej aż 12 dni (o 2 za długo). Zatrzymano ich na granicy, a formalności trwały długo. Spisanie protokołów, kara po 300 RUB, wypełnienie wielu dokumentów i po dwa smutne zdjęcia na tle białej ściany…
Informacje praktyczne:
- autobus z dworca w Nauszkach do centrum Kyachta - 40 RUB - 40 min
- taksówka do granicy - 50 RUB / os (można pewnie taniej)
- przekroczenie granicy w samochodzie - 250 RUB / os
- przejazd z granicy na dworzec w Suche Bator - 50 RUB / os
[zdjęcia na blogu]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl
|
|
|