aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
" />No i zapeszyłam. Wisienka pojawiła się w pierwszym tygodniu stycznia. Wczoraj byliśmy na USG. Opis:
Kikut macicy ok 3 mm, nieznacznie rozpulchniony. Brak cech ropnia. Nadnercze lewe powiększone przerostowo przewlekle do 4,5 x 6 mm, pogrubienie torebki, brak odczynu zapalnego wokół. Nadnercze prawe ok 4 x 3 mm o strukturze j.w.
Wizyta u weta w przyszłą środę. Do tego walczymy z przeziębieniem (antybiotyki), więc podejrzewam, że szczepionka nie wchodzi w tym momencie w grę. Choć też nie wiem, czy przy takim stanie (wisienka) byłby sens podawania jej, ustalony termin na szczepionkę - poczatek stycznia - okazał się chyba nie trafiony. Patrząc na datę pierwszego postu w tym temacie, dochodzę do wniosku, że Koksi cyklicznie juz będzie miała te akcje. Zdam relację po wizycie u weta. Zobaczymy co zaleci.
" />LUDZIE I LUDZISKA!!!!!!
chyba zaraz exploduje z radosci!dawajta numery tel zebym mogla komus powrzeszczec do sluchawki bo tu nie mam komu wrzeszczec;-) <----oczywiscie to zart taki heheh
wlasnie dostalam tel od weta!mala jest juz po zabiegu...wysterylizowana i z usunietym swinstwem!udalo sie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Cale szczescie dzis byla otwarta bo ropien zaczal sie rozprzestrzeniac i juz dostal sie nawet do macicy!ale wszystko juz poszlo w cholere!!!!!!!!!!!!
alez jestem radosna.....czy to normalne ze mam ochote "pobluzgac" troszeczke;-)???
" />Witam
Odziedziłam ostatnio weta, aby usunął mojej Ziu guza na brzuszku (klasyczny ropień). Przy okazji pani doktor zaproponowała sterylizację świnki. Podobno wycięcie macicy i jajników praktykuje się aby zapobiec powstawaniu cyst które sa podobno częstą dolegliwością.
Gdyby była to tylko sprawa zastrzyku czy innego drobnego zabiegu nie zastanawiałabym sie. Ale operacja to zawsze jednak ryzyko.
Czy ktoś z was poddawał kiedyś świniaczka takiemu zabiegowi? Jak one to znoszą? Czy warto spróbować?
no to dodam cos od siebie...odebralam ostatnio kobyle z krycia z nowielic. byla stanowiona jednym z prywatnych ogierow ktore sa tam na punkcie. klacz byla zdrowa,badana. bardzo dlugo niewychodzilo im zazrebianie. przy inseminacji wydaje mi sie ze drogi rode klaczy sa pod kotrola weterynarza...odebralismy klacz po nieudanym 3krotnym kryciu i nasz lekarz od razu stwierdzil ropnia w macicy... dodal tylko ze nawet slepy by go zauwazyl..... do tego klacz wrocila nieco podrapana, no ale to sie moze zdarzyc, z tego co wiem, jezdzono na niej, nieschudla- wrecz ja przebialkowali...
" />Nie znam się an chorobach chomików. Po czym poznać ropień macicy? Wczoraj zmieniłam chomikowi trociny i dzisiaj od rana znów smród. Kiedyś chomik załatwiał się w jednym kacie klatki, teraz robi to w domku, który najabardziej śmierdzi
1.) co bylo operowane? (czesc ciala)
Ruth - guz w tylnej pachwinie
Titeuf - kastracja
Titeuf - guz między noskiem a oczkiem
Zizi - guz pod gardłem
Kyoto - guz w tylnej pachwinie
Kyoto - sterylizacja
2.) w jakim wieku byl szczur?
Ruth - około roku
Titeuf - kastracja: 2 miesiące
Titeuf - dwa lata
Zizi - 2 lata
Kyoto - 2 lata i 3 miesiące
Kyoto - 2,5 roku
3.) jaki byl ogolny stan zwierzecia przed zabiegiem?
Ruth - dobry
Titeuf - dobry
Titeuf - dobry
Zizi - dobry
Kyoto - dobry, choć inaczej chodziła (guz ją uwierał)
Kyoto - przed sterylizacją: słaba przez ciągłe nawroty krwawienia i dwutygodniowe leczenie przed operacją
4.) ktora byla to jego operacja?
Ruth - 1
Titeuf - 1
Titeuf - 2
Zizi - 1
Kyoto - 1
Kyoto - 2
5.) czy operowany guzek okazal sie nowotworem?
Ruth - tak
Titeuf - kastracja
Titeuf - tak
Zizi - nie - był to nadprogramowy gruczoł, który zaczął się rozrastać
Kyoto - nie, okazało się, że to ropień wewnętrzny (pourazowy - musiała się czymś dziabnąć, a ranka kłóta była niewidoczna, dostały się bakterie beztlenowe, itd.)
Kyoto - na macicy był mały guzek, ale nie złośliwy
6.) jak zwierzatko znioslo narkoze?
Ruth - dobrze
Titeuf - dobrze
Titeuf - dobrze
Zizi - były problemy, bo mała jest przy kości i przez godzinę była lulana (cztery dawki!) po czym wet podjęła się operacji przy znieczuleniu miejscowym, bo Zizi za cholerę nie chciała zasnąć, mimo mocnego środka
Kyoto - dobrze
Kyoto - dobrze, choć bardzo długo wybudzała się z narkozy
7.) czy ewentualna smierc byla z winy weta (zle odliczona narkoza)?
Ruth - nie: nawrót nowotworu, eutanazja...
Titeuf - nie: nowotwór złośliwy, eutanazja...
Zizi - ŻYJE, MA SIĘ DOBRZE, POZDRAWIA
Kyoto - ŻYJE, MA SIĘ DOBRZE, POZDRAWIA
8.) czy ewentualna smierc byla wynikiem zlego stanu zdrowia zwierzecia przed operacja?
Ruth - nie - po prostu nowotwór...
Titeuf - nie - po prostu nowotwór...
Zizi - ŻYJE
Kyoto - ŻYJE, MIMO OSŁABIENIA PRZED OPERACJĄ (ale nie makabrycznego, po prostu była słabsza)
" />basia dziękuję za zainteresowanie
Zobaczymy jak to się ułoży po wizycie u ginekologa.. Jedynie zadziwia mnie fakt, że może się rozwijać ta choroba a ja żadnych objawów, z ktorymi większość z Was się zgłasza, nie miałam... Zrobiono mi CT scan a nie rezonans magnetyczny, chociaż to pewnie bardzo podobne metody.. Torbieli w sumie żadnej tam nie ma, może nieskładnie trochę to napisałam, ale to co wczesniej lekarze w pierwszym szpitalu po USG uznali za ropień na jajniku, to był ropień, który powstał z zapalenia wyrostka. Z jajnikami wszystko ok było w trakcie operacji, chociaż przed operacją, musiałam podpisać zgodę na usunięcie jajnika, bo lekarz nie był w stanie stwierdzić jak poważny jest mój stan przed otwarciem brzucha.. Poza tym USG, które miałam w marcu też nie pokazało, żeby z jajnikami było coś nie tak.. Nie znam się, ale to chyba nie jest tak, że torbiele rozwijają się w przeciągu kilku tygodni, czy może tak być przypadku tej choroby?
Najgorsze jest to, że tutaj lekarze bardzo mało pacjentom mówią. W sensie takich fachowych rzeczy. Ja rozumiem, że nie każdy się orientuje w jakiś tam specjalistycznych określeniach czy anatomii człowieka nawet i odniosłam takie wrażenie, że z uwagi na niewiedzę ogółu ludzi, lekarze się nie dzielą takimi informacjami. Ja jednak jako takie pojęcie mam, chociaż lekarzem nie jestem i zawsze lubiłam wiedzieć.. Nawet przy wyjściu ze szpitala, nie dostałam takiego oficjalnego "wypisu", jaki otrzymuje się w Polsce, z podaniem co było robione, jakie sa wyniki badań hist-pat czy zalecenia przez okres kilku tygodnii po wyjściu ze szpitala. Jedyne co dostałam to było zwolnienie na 2 tygodnie z pracy! I list do mojego lekarza ogólnego (GP) stwierdzający, że pierwszą diagnozą był ropień jajnika, po szczegółowym badaniu CT zdiagnozowano ropne zapalenie wyrostka i że miałam otwarta operację... Koniec kropka! nawet nie wypisano leków, jakie mi podawali itp.
Fakt, mogłam spytać lekarza wtedy skąd te podejrzenia, ale przyznam szczerze, że byłam w lekkim szoku, chciałam tylko przyjść do domu i jak najszybciej dowiedzieć się, co to za choroba.. Nawet tego mi nie objaśnił chirurg :/ Pytał tylko wkółko czy mam obfite i bolesne miesiączki i patrzył na mnie, jakbym go nie rozumiała, kiedy mówiłam, że nie..
Poza tym jak myślisz, zakładając, że diagnoza się potwierdzi, czy wczesniej nie wyszłyby jakieś niepokojące rzeczy na USG macicy, które jak wspomniałam robię co pół roku? Czy możliwe, że choroba znajduje się tylko w otrzewnej itp a nie w jajnikach? Czy, jeśli ten wyrostek był zmieniony, to można przypuszczać, że choroba jest w stanie zaawansowanym?
BTW: Znam tą irlandzką stronę też, mój angielski jest bardzo dobry i raczej nie mam problemów. Po prostu chciałam zobaczyć jak wygląda leczenie i sytuacja kobiet w Polsce.. Przyznam szczerze, że po tej akcji z wyrostkiem straciłam nieco zaufanie do tutejszych lekarzy.. Trzymano mnie 4 doby, zanim postawiono diagnozę, mimo że miałam wszystkie klasyczne objawy wyrostka i próbowałam im to cały czas mówić.. Uparli się na ten jajnik i przez to mój stan był juz bardzo poważny zanim zdecydowano się na operację..
" />Listopad 2001 - duża anemia, nieustająca miesiączka od 3 tygodni, ja w wieku 14 lat. Transfuzja krwi, żadnych hormonów, miła pani ginekolog.
Kwiecień 2007 - wstając z łóżka poczułam ból w prawym boku. Poszłam do pracy jednak było coraz gorzej, ból nasilał się. Ketonal pomógł tylko trochę, gorączka. Myślałam że przejdzie, na drugi dzień - pogorszenie stanu. Kierunek pogotowie. Przed samym wejściem dostałam dziwnych ataków, zaczęło mnie zwijać - wniesiono mnie do środka na rękach. Niski potas, podanie elektrolitów, wykluczenie wyrostka, odesłanie do ginekologa. Tam kobieta ( ta sama co w 2001!!) twierdzi że to torbiel, mam iść do domu i czekać. Wróciłam do domu. Ból się nasilał, nie mogłam wytrzymać powrót na pogotowie. I znów ta sama ginekolog, znudzona bada mnie i mówi że mam iść do domu, i czekać na straszny ból w prawym boku a wtedy mnie zooperują pytam o usg. Odpowieź: USG NIE LECZY powrót do domu, trzeba działać jak najszybciej. Telefon do ciotki pracującej w szpitalu, jazda po lekarzach "po znajomości". Chirurgia, operacja tego samego dnia z podejrzeniem wyrostka. Budzę się po, wszystko boli. Patrzę pod kołdrę - dreny rurki, cudawianki. Szok. Pytam co się stało. Okazało się że był to ropień który się rozlał, dostalam zapalenia otrzewnej. niecałe 3 tygodnie w szpitalu, męka płacz i cierpienie...miałam 20 lat
Listopad 2008 - swędzenie i pieczenie "tam" poszłam do ginekologa, przepisał maści jakieś tabletki. Jednak po tygodniu wszystko wróciło, przepisał co innego. Uspokoiło się, jednak po krótkim czasie zaczęły się plamienia, przed i po okresie. Myślałam że minie. Czasem było, czasem nie, czułam się dziwnie. Jakoś wytrzymałam.
Wrzesień 2009 - ide do ginekologa. Poprzedni poszedl na emeryturę, jest inna pani. Mowię o swoich dolegliwosciach a ona na to, że może TAKA MOJA URODA. Mówię że nie, bo nie było tak zawsze. Ok, badanie. Mówi że albo mam zrosty po poprzedniej operacji, albo cystę, zleciła USG. USG wykazało cystę, zapisałą antykoncepcyjne Sylvie 20 po których czułąm się źle, ale dobra jest, Pani doktor była zadowolona ze swojego pomysłu, miało się wchłonąć.
Październik 2009 - W prawym boku zaczynał nasilać się ból, poszłam na pogotowie ale odmówiono mi pomocy, twierdząc że nie mają ginekologa, mam jechać na drugi koniec miasta bo tam jest przychodnia studencka. Spakowalałam się pojechałam do rodzinnego miasta. Tam znów moja ciocia po znajomości załatwiła mi badanie u ordynatora oddziału, wieczorem na oddziałe. USG, mina lekarza nieciekawa. Kazał usiąść. Mówi że podejrzewa endometrioze, na usg widzi torbiele, do tego nadżerka, ale to najmniejszy problem. Skierowanie na laparoskopię.
Listopad 2009 - przygotowania do laparoskopii, wcześniej zostałam ostrzeżona że laparo może się nie udać z powodu zrostów po operacji w 2007. Budzę się po, i mam deja vu. Rurki, dreny, cewnik. Laparo nie udałą się, rozcięty brzuch.Odklejenie pęcherza moczowego, wycięcie torbieli, uwolnienie zrostów. Diagnoza: endometrioza IV stopień, tyłozgięcie macicy, posklejane narządy i nie pamiętam co jeszcze. Tydzień w szpitalu. Zaczynam 6-miesięczne leczenie przy pomocy Depheraline 3,75, zobaczymy czy to coś da. Lek drogi, będę się starać o zapomogę z uczelni. Lekarz daje 90 % szans na wyleczenie. Ale jaką mam pewność że to nie wróci? Czy ktoś zawinił? Co poszło nie tak? Czy będę bezpłodna? Powiedział że za pół roku okaże się czy będe potrzebować następnej operacji, na laparo nie mam już co liczyć... Mam 22 lata.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl