aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Nie zawsze jest od razu tak, ze flirtuja i kraca z wieloma studentkami... znam
bardzo szczesliwe malzenstwo... on byl dokrtorem na wydziale na ktorym i ja sie
ucze a ona jego studentka a ich syn jest moim kolega z zerowki i podstwowki.
Owszem byla tez sytuacja romansu dla romansu ze smutnym finalem. Roznie wiec
bywa... Ja tez jestem zauroczona pewnym "doktorkiem", z reszta nie ja jedyna...
to chyba normalne. Ale jesli jestes z kims zwiazku, daj sobie czas, poczekaj...
zeby nie popsuc przez zauroczenie czegos pieknego...
2szarozielone napisała:
> Na posty o żonie konsekwentnie nie odpowiada w żadnym z wątków, co
może być
> poszlaką ;)
Widzisz, Ty tak serio i szczerze pisałaś tu o swoim związku,a pan
wkręca kawałki pt. "My dwoje i nasza miłość kontra zły świat",
pieprzy o uczuleniu na fałsz...tymczasem sam kiedyś napisał,że ma
żonę,z którą mieszka i prowadzi dom.
To jest rozpaczliwie banalny romans facecika z małym ego, dużym BMW
i przystanią w postaci żony i dziecka (których to robi w trąbę, bo
zamiast spędzać z nimi wolny czas - jeździ w delagacje ze studentką-
utrzymanką).
Do tego jest grafomanem,że aż zęby bolą (vide post inicjujący wątek
i kawałek pt. "Gdybm spotkał Cię 20 lat wcześniej").
Posluchaj. W polskich uczelniach naparwde trudno jest dostac etat bez
doktoratu. I nie pomagaja zadne ukldy, znajomosci czy lozko. Albo jestes dobra
w tym, co robisz, i wtedy uczelnie sie o ciebie zabijaja, albo.... Lepiej wiec
skoncentruj sie na nauce, na rozwoju. Jesli sie okaze ze masz talent,z ejestes
dobra, to ci sie uda niezaleznie od jego widzimisie. Jesli zas masz byc
pzrecietna, to po co ci sytuacja tej kobitki na etacie? Czy koniecznie tzreba
pracowac na uczelni??? Mam przyjaciolke, pracuje na uczelni,ma doktorat. I
nagle zdala sobie sparwe, ze to wcale nie ejst to,co chce w zyciu robic!!!! Tak
wiec.... Najwazniejsze jest to, zeby miec szacunek do samej siebie i walczyc:)
O siebie, o swoja przyszlosc i kariere. Ale nie wszytskimi dostepnymi
srodkami:)) Zdalas sobie sparwe z tego, z efacet to swinia, niegodna swojej
pozycji zawodowej. I nie wierz, ze udostepnienie publiczne posiadanych dowodow
nic mu nie zrobi. Kiedys moze i tak. Ale teraz?Ludzi wylatuja z parcy za
mneijsze afery, a ta... pracownik naukowy uwiklany w romans ze studentka,
wykorzystujacy ja.... Niewazne. Wytrwaj!!!
"O pięknie"
Zadie Smith- bełkocik o wyzszości czarnej (przepraszam- afro) rasy nad
nieudolną, nieurodziwą i rozlazłą białą - fabuła pełna uproszczeń,schematów,
nudy i przewidywalna w 100 % (romans białego profesora uczelnianego no z kim? a
ze studentką i czarną oczywiście i córką swojego konkurenta naukowego itd.).
Porażka.Skusiłam się na "nowość", przebrnęłam dzielnie do tendencyjnego
oczywiście końca, ale nie polecam.
Motyw romansu studentka-wykładowca?
Proszę, pomóżcie - oto fragment wywiadu K.Szczuki z M.Janion
( www.oska.org.pl/biuletyn/b10/janion.html )
Szczuka mówi: " Czytam teraz amerykańską powieść o miłości studentki do
profesora politologii. Tu tylko na pozór chodzi o władzę, tak naprawdę
dziewczyna wielbi jego i jego dzieło"
Co to za książka? Googlałam, pytałam i nic. Może ktoś z Was wie?
Zaczynam wpadać w lekką desperację, szukam i szukam, a nie mam żadnych wskazówek:(
"Hańba" to czytadło. Czytało się bardzo przyjemnie, ale należało się wystrzegać
włączania myślenia :)
Dla mnie już cała ta sytuacja, która de facto zawiązała akcję, była mocno
wydumana. Przecież dorosła kobieta - studentka, fakt, ale dorosła kobieta -
przyjmując zaproszenie dorosłego mężczyzny musi liczyć się z tym, że może
powstać jakaś intymna sytuacja. Moim zdaniem, dziewczyna świadomie zgodziła się
na relację z profesorem (pomijam pobudki). Facet nie był ani natrętny, ani
napastliwy, przynajmniej na początku romansu. Zresztą ten późniejszy "gwałt" też
można interpretować - w końcu, w jakimś sensie, to już był związek.
Ja wytłumaczyłam sobie, że nie rozumiem takich niuansów ze względu na różnice
kulturowe :)
A Wiśniewski jest daleko lepszy w krótkich formach, szczególnie tych napisanych
dawniej, bo te ostatnie, to są gorsze od "Samotności.."
krzysiek.wa_wa napisał:
> jego romans ze swoją przyszłą żoną zaczął się od tego,
> że ona zaprosiła jego (swego wykładowcę) na kolację
Wiesz, w filmach to różne rzeczy się dzieją. Już widzę w realu takie odważne studentki, które ni z gruszki ni z pietruszki przychodzą do swojego wykładowcy i mówią prosto z mostu: "Chcę Pana zaprosić na kolację". I już widzę wykładowców, którzy słysząc coś takiego nie wybuchnęliby gromkim śmiechem albo nie dali takiej studentki na komisję dyscyplinarną.
Owszem, ponoć zdarzają się w realu romanse studentek z wykładowcami, ale ich początki są oparte na metodzie małych kroczków. Czyli najpierw taka studentka musi pozorować duże zainteresowanie danym przedmiotem przez cały rok, wielokrotnie chodzić na konsultacje udając, że czegoś nie rozumie, przeprowadzić wywiad środowiskowy, czy przypadkiem wykładowca nie jest zajęty nawet jak nie nosi obrączki, pisać do wykładowcy dziesiątki maili pod byle pretekstem, wreszcie jak się odważy zaproponować jakieś spotkanie to w barze uczelnianym i to w imieniu całej grupy pod pretekstem podziękowania za zajęcia...
Tak wygląda real, niech ci się rzeczywistość nie miesza z wyobraźnią reżysera.
Puknęli(by)ście własną studentkę? Tak z ręką na sercu.
Wiem, że część forumowiczów, w przeciwieństwie do mnie, prowadzi
zajęcia ze student(k)ami, a wielu robi to za darmo, i tak sobie
myślę, że w takim razie nie powinniście mieć najmniejszych oporów,
żeby używać sobie z waszymi studentkami - przynajmniej mielibyście
coś za to, że się dla nich poświęcacie.
Macie nad nimi tę przewagę, że one MUSZĄ dostać od was zaliczenie,
co z góry stawia je na przegranej pozycji, zresztą czasem wystarczy
zwykła bajera (możecie je brać na wasz "autorytet") i żaden
delikatny szantaż nie jest wtedy potrzebny. Taki układ z czasem może
przerodzić się w romans i może być naprawdę miło i przyjemnie dla
obu stron (to im będzie bardziej niż wam zależało na tym, żeby się
nie wydało, więc nie bójcie żaby).
Jak się tak przechadzam uczelnianymi korytarzami, to chwilami
żałuję, że nie prowadzę zajęć...:) Wygrzmociłbym z chęcią taką
dziewiętnasto- czy dwudziestolatkę i schlapał się jej w usta i na
twarz, a potem kazał połknąć.
Jesteś pełen sprzeczności moralnych
Wiesz co bumcykcyk2, jesteś pełen moralnych sprzeczności. Raz że sypiasz z tymi studentkami, którymi pogardzasz (bo cytując "ściągają majtki"), dwa że sam korzystając drugiemu bronisz (przypomnę twój oryginalny wątek forum.gazeta.pl/forum/w,87574,96013119,96013119,Coraz_latwiej_umowic_sie_ze_studentka_.html
w którym wyśmiewasz się z kolegi który robi to samo co ty kiedyś,
trzy że żałujesz że twój romans się skończył po 3 latach (bo skoro nazywasz to romansem, to pewnie byłeś wówczas żonaty). Może ta studentka chciała zakończyć ten zdradziecki trójkąt. Koniec romansu to przecież korzyść dla twojego małżeństwa, twojej żony - lepiej późno niż wcale.
Hmmm, abstrahując oczywiście od tego, ale prawdy jest w opowieści
autorki zalinkowanego wątku, myślę, że nie - nie wyrzuciliby go z
pracy za romans ze studentką, choć pewnie nikt "z góry" nie biegłby
do niego z gratulacjami. Znam z autopsji takie historie i raczej z
ujawnieniem się ludzie czekają do ukończenia studiów przez tę młodszą
osobę.
Natomiast kwestia oskarżeń o molestowanie to zupełnie inna bajka...
Tak, Nick najpierw bedzie mezem Bridgit (corka Brooke)
ktora jest studentka medycyny.
Szybko sie z nia rozwodzi i poslubia Brooke ktora caly czas kochal!
Potem zaczyna sie psuc miedzy Nickiem a Brooke, bo on probuje nia kierowac, a
tego wiadomo ze Brooke nie lubi!!!
Poza tym Brooke dalej kocha Ridga, a Ridge Brooke.
Co bedzie dalej dokladnie nie wiem , ale kiedy przegladalam na internecie
nastepne odcinki (po angielsku),
to natknelam sie na to, ze Nickowi urodzil sie syn, ktorego matka byla Tylor, a
zaplodniona zostala in virgo zarodkiem
ktory myslala ze byl od Bridget i Nicka,
a okazal sie zarodkiem od Brooke i Nicka!!!
Jakim cudem, nie wiem, za rok sie dowiem ...
Urodzenie syna Tylor i Nicka nastapilo w odcinkach z roku 2007.
Oczywiscie romans Nicka i Tylor nastapil po jej DRUGIM zmartwychwstaniu, kiedy
to Ridge odkopal grob Tylor,
a tam lezala woskowa LALKA!
wioskowy_glupek napisała:
> Nick z Tejlor ???
> Ale to po tym jak ożyła chyba ?
>
> A dziecko z kim ma :D ? Bo chyba nie z Bruk bo ona ma Hołp ze swoim zięciem Dik
> onem a potem chyba Rydza jr... z Rydzem ?
Zazdrość
poniedziałek 14.04.2008 TVP 1 20:20
Trzy kobiety w różnym wieku, mieszkające w jednym budynku, kochają tego samego
mężczyznę. Jedna jest wziętą prawniczką, druga architektem, trzecia studentką.
Spotkały się dopiero w chwili, gdy druga (a potem trzecia) nawiązuje romans z
mężem pierwszej. Walczą o prawo do "swojego" mężczyzny wszelkimi sposobami,
komunikując się za pomocą faksów. Kolejne przekazy popychają rywalki w otchłań
rozpaczy bądź na wyżyny euforii. Jednak w pewnych okolicznościach uczucia
destrukcyjne również mogą się stać bodźcem inspirującym.
reż.Krystyna Janda, wyk.Jan Englert (Leszek Stawiski), Krystyna Janda (Helena
Stawiska), Dorota Segda (Kama Stern), Maria Seweryn (Inka Maria Rudnik), Maciej
Wojdyła (mężczyzna z windy), Rafał Dziemidok (golfista)
80min Polska 2001
Dobre, tak?
nugrud, to wszystko przez ciebie ; )
Mieszkańcy Cieszyna przeszli wczoraj ulicami miasta w procesji Bożego Ciała.
Tegoroczna procesja była inna niż wszystkie, a to z powodu studentów Wydziału
Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego, którzy pod okiem reżysera Marcina
Wrony kręcą w Cieszynie etiudę filmową pt. "Romans prowincjonalny" na podstawie
opowiadania Kornela Filipowicza. Młodzi filmowcy chcieli namówić do udziału w
etiudzie mieszkańców Cieszyna, ale nie bardzo im to wyszło. Na ogłoszony przez
nich casting zgłosiły się zaledwie dwie osoby. - Nie wiemy, dlaczego tak się
stało. Mimo to jakoś sobie poradziliśmy na planie - zapewnia Krystyna
Matyjasek, studentka I roku organizacji produkcji filmowej i telewizyjnej.
Jedną ze scen, którą kręcili w Cieszynie studenci z udziałem mieszkańców, była
właśnie procesja Bożego Ciała.
miasta.gazeta.pl/katowice/1,35056,3419545.html
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl