aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Marieta Ż. gra również w spektaklach teatralnych,gdzie gra naprawdę wspaniale!
* 2005 - Blask życia (jako Nastolatka)
* 2006 - Gąska (jako Nonna)
* 2006 - Jak wam się podoba (jako Rozalinda)
* 2006-2007 - Lew na ulicy (jako Isobel)
* 2007 - Habitat (jako Reine)
ZOSTAŁA NAGRODZONA:
-2006 - nagroda dla najlepszej młodej aktorki za rolę Isobel w przedstawieniu "Lew na ulicy" na 5. Festiwalu Prapremier Teatralnych w Bydgoszczy
-2006 - Złota Maska dla najlepszej aktorki za rolę Isobel w przedstawieniu "Lew na ulicy" w Teatrze im. S. Jaracza
-Brylant "Dziennika Łódzkiego" za najlepszy debiut w "Blasku życia" na scenie Teatru im. Jaracza (na trzecim roku studiów)
-2006 - Grand Prix za rolę Nonny w przedstawieniu "Gąska" N. Kolady (PWSFTviT w Łodzi) na XVI Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych w Brnie
P.Marieto GRATUUULACE!! :*
Kaczor Donald > premier > Tony Blair > polityk > Sejm > rząd > szereg > wojsko
>generał>Podwładni> szef >praca>Wyzysk>zysk>strata> giełda > giełda kwiatowa> róże> roślina > chwast>pole>rola> aktor >film> telewizor> wiadomości > fakty> Doda> Szymon Majewski>Show > widowisko> sensacja> gatunek filmowy> kino > reżyser>producent > konsument >klient> hipermarket> supermarket> Kaufland > Reklamacja > skarga > Piotr> klucze>zamek>król > Lew >kot>mleko > płatki kukurydziane> śniadanie > obiad>pomidorowa > ryż > Chiny > potrawy z psa >mięso
KSU - Kto Cie Obroni Polsko
Wyssali z wielu życie
Zabrali godnoŚć nam
Stworzyli kraj żebraków
Twierdząc, że wszystko gra
Z uŚmiechem na ekranie
Szyderców leci show
Lwie paszcze otwierają
Pożerać ciągle chcą
Nikt Cię nie broni Polsko
Gdy wokół głodne psy
Upokorzony naród
Cierpienie, nędza, łzy
Gdy mordy swe utuczą
Kolejni pchają się
W koryta ryje włożą
I zaczną doić Cię
Lecz karmy wnet zabraknie
I w stołki wbiją kły
A role się odwrócą
I kopa damy im
No wiesz jakbyśmy tak przyjmowali każdego, aby go lepiej poznać to byśmy wyglądali jak Złote Lwy. Po to masz podanie aby się zaprezentować. Wcale nie musisz siebie oceniać, to jest nasza rola. Co tu bedę się rozpisywał. Jestem na NIE. Przykro mi, może innym razem.
choć muszę się przyznać, że faktycznie 3 prawa Locke'a były trochę wzięte "z sufitu". Uzasadniłam je jednak, choć inaczej niż Autor.
Lock odwołał się wprost do Boga - ty natomiast po okresie "tak bo tak" (złota myśl) odwołałaś się do ewolucjonizmu. Z uzasadnieniem Locka ciężko polemizować bo opiera się na dogmacie (między innymi dlatego jego myśl jest obecnie bardzo przestarzała). Twoje twierdzenie jest natomiast łatwe do obalenia ponieważ teza którą totalnie nie pasuje do dowodu:
Stwierdzenie pierwsze jest najbardziej oczywiste i chyba najmniej dowodliwe... Skoro jakiś organizm (tu:ludzki) wyewoluował to stało się tak dlatego, że się przystosował do warunków i potrafił wykorzystać sprzyjające okoliczności. Przystosował się po co? Po to, by żyć nadal. To jest coś strasznie pierwotnego...
Skoro schodzisz na poziom argumentacji organicznej to wiele organizmów stadnych nie ma problemów z zabijaniem osobników własnego gatunku- i to wcale nie za zbrodnie - np. lwy. Ewolucja nie jest procesem który akcentuje rolę jednostek. W związku z tym egzystencja tej czy innej jednostki nie jest ważna w stosunku do egzystencji gatunku, czy też systemu i jego jakości. No i największy nowożytny ewolucjonista społeczny z tego co wiem był wielkim zwolennikiem kary śmierci, co wywodził właśnie z owego stanowiska .
I powiedzmy sobie szczerze- gdy słyszę o ludziach znęcających się nad dziećmi czy gwałcicielach-to rozumiem to stanowisko. Rozumiem, ale to emocjonalne podejście. (ale jak poczytam coś o psychologii i resocjalizacji to to zrewiduję) "Na zimno" dla mnie nadal śmierć to nie kara.
To nie jest kwestia emocji tylko poczucia sprawiedliwości - a te jest od emocji niezależne. Natomiast sposób wymierzenia kary może być różny - ktoś komu zabito dziecko, to w pierwszej chwili pod wpływem emocji będzie chciał wymierzyć sprawiedliwośc sam. Jak emocje opadną, wcale nie zmieni swojego mniemania na temat kary śmierci - poprostu pozwoli ją wykonać nie poprzez własnoręczne udurzenie mordercy.
Kajam się w prochu i popiele, ale nie mogę inaczej. Wiem, że będziecie mnie przekonywać- i chwala Wam za to!-ale tak czuję.
Właśnie sama udowodniłaś że twoje stanowisko opiera się na CZUCIU a nie na racjonalnej analizie. Więc po co była gadtka szmatka o ewolucjonizmie? New-Age? Chyba wracamy do tego co zauważyłem już dawno - jesli ktoś przyprze Cię do muru to stosujesz argumentacje "tak bo tak". W takiej argumentacji nie ma nic złego jak się jak zakomunikuje raz - ale ty lubisz w jakiś masochistyczny sposób rozwlekac dyskusje, robić odskoki w bo i generalnie wikłac coraz bardziej po to żeby w końcu zawsze wracac do swojego aksjomatu.
A chrześcijaństwo.. Matko Jedyna, w tamtych czasach za wiarę w Chrystusa ginęli ludzie, przemierzali olbrzymie drogi, żeby opowiedzieć o tym innym, cierpieli w jej imię.
Pamiętaj, że szybko z prześladowanych stali się prześladowcami. O ironio wobec Żydów i heretyków używali tej samej retoryki i tych samych oskarżeń co Rzymianie wobec ich samych do początku IV w. (wytaczanie krwi z niemowląt, kazirodztwo, podejrzane krwawe misteria)
A wy, mądrale, oddalibyście życie, żeby inni uwierzyli w różowego słonia? Przewalilibyście stąd do Chin, tylko żeby opowiedzieć że spadł z nieba i zeżarł wam cukierki? Pozwolilibyście bez protestu rozszarpywać się przez lwy i niedźwiedzie, a mogąc od tego uciec, zawrócilibyście, żeby zginąć?
Katarzy także szybko mieli pierwszych męczenników, cechującyh się niespotykaną odwagą i rygoryzmem morlanym, krucjata przeciw nim z ramienia papiestwa szybko zapewniła im setki kolejnych. Nawet za marksizm umierano z przekonania. Proszę się nie oburzać na porównanie, bo abstrahując od różnic podłoże podobne.
Przecież jednak COŚ stać się musiało, skoro wiara przetrwała w stanie niemal nienaruszonym przez dwa tysiące lat.
Wybacz, ale przetrwanie kultu nie może przesądzać o jego "ortodoksyjności". Zoroastryzm trwa już 3 tyś lat dlatego ma być "prawdziwszy" od chrześcijaństwa, bliższy Bogu?
Co do nienaruszalności radzę poczytać historię kościoła, ewolucje doktryny, tworzenie dogmatów, ewolucję w interpretacji Biblii, odejście KK od ortodoksji. Historie niektórych soborów, rolę polityki w kreowaniu dogmatów, często przypadków. Burza zatrzymała zachodnich wysłanników na sobór w Chalcedonie, który dzięki ich obecności mógł zmienić postrzeganie natury Chrystusa i Maryi. Czy to działalność Ducha? Pozwolę innym w to wierzyć sam jednak zachowam troszeczkę sceptycyzmu.
Nie jest to atak personalny, ani naigrywanie się z KK czy czyjejś religijności. Może uwagi staną się zachętą do głębszej, bardziej świadomej religijności.
Niestety nawet tekst Biblii podlegał zmianom. Pomijam dzieje ustalenia kanonu, ale jak kiedyś wspominałem niebezpieczniejsze było podfałszowywanie Słowa Bożego nadające im brzmienie wygodniejsze dla którejś ze stron konfliktu. Tak dzisiejsza ortodoksja czyniła z tekstem NT, aby wytrącić arianom wszelkie argumenty świadczące o podległości Logosu Ojcu. A fragmentów świadczących o tych dwóch stanowiskach (tj Logos równy Bogu oraz podległy-niższy) było niemal tyle samo. Dlatego podmieniano niewygodne, dla dorażnych potrzeb. Tak robili również Adopcjoniści. A także prawdopodobnie, w taki sposób zwalczano niebezpiecznie bliskie równouprawnieniu kobiet w udziale w stanie duchownych wynikające z przekazów ewangelistów.
Istnieje książka o tym kto i dlaczego fałszował Biblię (pamiętajmy, że teksty funkcjonowały dość luźno w odpisach, które do wprowadzenia pergaminu przepisywano ze względu na ulotność papirusu dość często, równie często kopista zmęczony, lub przekonany, że lepiej ujmie Słowa Boga zmieniał sens, czy ładunek emocjonalny fragmentu, pomijając zwykłe pomyłki, niefachowość tłumaczenia) Tyle, że czytałem ją dość dawno i we fragmentach toteż autor wyparował z pamięci.
"Przypadek Iwana Iljicza" z Bronisławem Wrocławskim w "Jaraczu"
Express Ilustrowany Renata Sas
Aktualizacja 2010-02-08 01:47:15
Premiery na łódzkich scenach odbywają się hurtowo, dlatego po czterech w poprzedni weekend w ten nie było ani jednej. Dwa tygodnie wcześniej sytuacja była podobna. Spośród nowości, jakie weszły ostatnio na afisz, nie można pominąć „Przypadku Iwana Iljicza”. Od poniedziałku przez trzy kolejne wieczory będzie go można prześledzić na Scenie Kameralnej Teatru im. Stefana Jaracza.
Bohater siedzi w rzędzie tych, którzy czekają. Na śmierć? Właśnie na nią. Za chwilę ktoś pierwszy wyjdzie z szeregu tych, którzy na co dzień są obok siebie jak Iwan, (Bronisław Wrocławski) i jego żona (Dorota Kiełkowicz). Może łączyło ich uczucie, ale wygasło. Jest jeszcze obojętna córka (Iwona Dróżdż-Rybińska) i mający swój plan na życie jej narzeczony (Marcin Łuczak). Swoje miejsce w szyku ma też służący Gierasim (Hubert Jarczak).
Iwan żył sobie wśród nich, aż kiedyś poprawiając firankę uderzył się w bok, zapomniał, a potem było już na wszystko za późno. Umiera. Wychodzi z szeregu. Chciałby coś z tym zrobić. Ale do czego się odwołać? Kogo przywołać? Czerwona sukienka żony jest jak obelga dla jego cierpienia i umierania. Tylko Gierasim rozumie powagę nadchodzącej chwili. Aktor grający tę postać staje się strażnikiem spokoju, ziemskim aniołem. Tą rolą Jarczak doskonale wypełnia próżnię, jaka tworzy się wokół odchodzącego człowieka. Pozostałe postacie okazują się głównie dekoracją, żywymi rekwizytami.
Bo tak naprawdę inscenizacja, którą według opowiadania Lwa Tołstoja „Śmierć Iwana Iljicza” precyzyjnie zbudował Jacek Orłowski, jest monodramem – wyznaniem człowieka, który w obliczu ostatecznego staje się demiurgiem śmierci, ale też życia – z powagą sumuje i rozważa. W jednym ze swoich tekstów Tołstoj napisał: „I w ciężkiej chorobie tkwi dobro. Kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę”.
Tak jest właśnie tutaj. Wrocławski nie zmienia wcieleń i osobowości, jak w trzech brawurowych monodramach według Bogosiana (także wyreżyserowanych przez Orłowskiego). Cały czas jest Iwanem Iljiczem, człowiekiem, któremu zdarzył się śmiertelny przypadek.
Tołstojowi zawsze towarzyszyła idea samodoskonalenia się. W „Śmierci Iwana Iljicza” sięga tam, gdzie myśli boją się błądzić, próbuje przeprowadzić wiwisekcję odchodzenia. W adaptacji Orłowskiego Iwan – skupiony, refleksyjny, odważny i przerażony, świetny Wrocławski – jest człowiekiem, który nie stara się wzbudzać współczucia.
Dyskurs o śmierci prowadzony na lustrzanej tafli (celny scenograficzny chwyt Tomasza Polasika) okazuje się przejmującym, przemawiającym do wrażliwości monologiem o życiu. I w tym siła tego spektaklu.
Bronisław Wrocławski, Dorota Kiełkowicz i Hubert Jarczak. (© Grzegorz Nowak)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl