Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Tu masz Propozycja rozważań na Drogę Krzyżową
Trochę pozmieniaj i będzie git

http://www.diecezja.sosnowiec.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1123&Itemid=1

Bym ci napisał ale jakoś nie mam natchnienia do tego.Pozdro



Witam
Pragnę podzielić się z Wami myślą , być może nieco już wyświechtaną poprzez
jej częste używanie, ale jakże jednak (chyba) prawdziwą.
Otóż poniedziałek świąteczny spędziłem nad Wisłą, spacerując po polach. Na
jednym z pól, blisko rzeki, stał krzyż udekorowany kwiatami a pod nim duży,
kolorowy, nieco jarmarczny, zapalony znicz, na pewno dosyć drogi z racji
swoich rozmiarów. Ktoś, nie tylko postawił krzyż na swoim polu, ale dbał o
niego, a w święta wydał (prawdopodobnie jak dla niego sporo pieniędzy) i
postawił znicz. Wszystko to po to aby za pomocą symbolu chronić swój dobytek
i prosić Boga o urodzaj. A może wcale nie chciał chronić i prosić, a krzyż
posytawił bezwiednie i bez skonkretyzowanego celu. Może wynikało to
wyłącznie z potrzeby serca. Może nawet tylko z tradycji i przyzwyczajenia.
Jaki by nie były pobudki tego człowieka to myśle, ze jego gest prowadzi go
najkrótszą, najprostszą i najskuteczniejszą droga do Boga. Rozważania o
Kohelecie (pozdrowienia dla Przemodara :)) są pożyteczne i bardzo ważne, ale
choćby były najmoądrzejsze i najbardziej prawdziwe są nicztym w porównaniu
ze zwykłym postawieniem krzyża na polu.
pozdrawiam



Pozwole sobie jeszcze powrocic do tematu.
Kwestia emocji ... Skojarzyla mi sie Odnowa w Duchu Swietym. To wlasnie
wiara budowana na emocjach. To, co nazywasz modlitwa duszy ? Jak dla mnie to
szarlataneria i prosta droga do sekciarstwa. Budzac w ludziach emocje mozna
ich przekonac do wszystkiego. To dla mnie napedzanie ludzi w autosugestii, a
nie budowanie wiary. Nasza wiara powinna byc dazeniem do prawdy, a takie
zabiegi nie maja z tym nic wspolnego. Przypomina sie Simone Weil, ktora
przez pewien okres unikala modlitwy - nie chciala sie poniesc sugestii. Jej
wiara byla decyzja a nie zawrotem glowy. Wydaje mi sie, ze tylko taka wiara
jest budowana na skale. Emocje to piasek. Zawieje wiatr z innej strony i po
wierze ...

A co do krzyza na polu, to jeszcze inna sprawa. Bo to raczej nie jest
kwestia emocji, lecz prostoty. Tu nie ma ani filozoficznych rozwazan, ani
emocji - jest oczywistosc. Boli, nie boli, tak trzeba i tyle. Znow
przypomina sie Simone: "najpiekniejsze zycie to takie, ktorym rzadzi
koniecznosc".

Pozdrawiam
Gosia



Przed chwilą odpisałam na Twoje poprzednie pytania, a teraz spróbuję
tutaj. Dla mnie życie na ziemi to taka droga do wieczności. I na tej
drodze odbywa się moje uświęcanie. Ale nie tylko moimi siłami, ale
poprzez poddawanie się działaniu Ducha Św. Nie jest to więc samodoskonalenie,
ale poddawanie się kanciastego kamienia szlifowaniu przez Boga.
Napisałam kiedyś rozważanie drogi krzyżowej o świętości, o dochodzeniu do
świętości. Jeśli chcesz poczytać, jest na stronie
www.budysie.republika.pl
Kasia



O ile pamiętam nie rozmawialiśmy jeszcze o tym :(
Chociaż mam córkę prawie w tym samym wieku, co Twój
syn, to nigdy o to nie pytała...
Chodzi z nami na drogę krzyżową, ale chyba nie kojarzy jej
z cierpieniem Chrystusa. Nasz dociekliwy syn też o to nie pytał
i na razie nie pyta, a widzę, że słucha rozważań uważnie, szczególnie,
gdy mama przygotowuje ;-)



8.
O Panie, nasz Boże,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!
Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa.
Sprawiłeś, że [nawet] usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę,
na przekór Twym przeciwnikom,
aby poskromić nieprzyjaciela i wroga.

Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców,
księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził:
czym jest człowiek, że o nim pamiętasz,
i czym - syn człowieczy, że się nim zajmujesz?

Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich,
chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich;
złożyłeś wszystko pod jego stopy:
owce i bydło wszelakie,
a nadto i polne stada,
ptactwo powietrzne oraz ryby morskie,
wszystko, co szlaki mórz przemierza.

O Panie, nasz Panie,
jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!

Ale też inne psalmy.
Kiedyś mój mąż przygotował rozważanie drogi krzyżowej, zbudowane
z tekstów psalmów. Pamiętam, że wielkim odkryciem był wtedy dla
nas psalm 22, który zaczyna się słowami: Boże mój, Boże mój,
czemuś mnie opuścił?



"Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście."
To są bardzo ważne dla mnie słowa. Tak ważne, że kiedyś na ich podstawie
przygotowałam rozważanie drogi krzyżowej dla młodzieży w naszej parafii.
Bardzo prosta jest to droga i taka miała być.
budysie.republika.pl/droga_krzyzowa5.htm

Jak te słowa mówią do mnie dzisiaj?
"Dziś nakazuję ci kochać twego Boga, Pana, i chodzić Jego drogami."
Nakazuję - mówi Bóg. Dla mnie jest to słodki nakaz, bo wiem, że wypływa
z Miłości. To któryś raz z rzędu słyszę, że Bóg jest Bogiem wymagającym.
Mam wrażenie, że do pewnego momentu dużo mi dawał (i nie przestaje tego
robić), a teraz jest czas mojej odpowiedzi. On już był wcześniej, ale
jakoś ostatnio szczególnie Bóg upomina się o mnie.
Co ja mam z tym w praktyce zrobić?



U nas jest to już wieloletnią tradycją. Stacje są symboliczne, tzn. ktoś
wcześniej przechodzi trasę drogi krzyżowej i mniej więcej rozmieszcza (na
kartce) , gdzie ma być kolejna stacja, przy którym domu. Później ta, lub inna
osoba z kartką w ręce kieruje całą procesją. W każdym z tych miejsc zatrzymuje
się grupa niosąca ogromny krzyż, a wtedy oczywiście i reszta. Czytane są
rozważania dotyczące kolejnej stacji , dodam, że pisane przez uzdolnioną Panią
na każdą Drogę Krzyżową nowe, zwykle na jakiś temat, np. na temat obecego roku
(Przypatrzcie się powołaniu Waszemu). Później ktoś ogłasza, jaka grupa powinna
nieść teraz krzyż, np. matki, ojcowie, jakaś wspólnota, kapłani itd. i idziemy
dalej, spiewając pieśni, które są wcześniej przygotowane na okazjonalnych
śpiewnikach.
Początkowo taka Droga Krzyżowa była prowadzona od jednej, do drugiej parafii
między blokami, bocznymi uliczkami, żeby jak najmniej tamować ruch w mieście.
Od kilku lat jest jednak prowadzona główną ulicą miasta i oczywiście przy
obstawie policji. Z policją rozmawia zawsze proboszcz, resztę przygotowują
świeccy.



czytałam ostatnio rozważania drogi krzyżowej.

Zapamiętałam - uderzyło mnie - jedno stwierdzenie. Szymon został
zaskoczony w drodze do domu i zmuszony do niesienia krzyża z
Chrystusem.

Nas też Krzyż zawsze zaskakuje. Nie chcemy Go, jesteśmy wręcz
zmuszeni do wzięca Go na ramiona. A obok stoi żołniez z bagnetem i
nie pozwla nam od Niego uciec. Jakże trudno dostrzec sens. Jak
ciężko poddać się cieżarowi. I pójść z Nim, a nie czekać na okazję
do ucieczki.

Jeszcze jedno zdanie z tego postu. Wziąć swój krzyż to nie znaczy
cierpieć. Cierpienie samo przychodzi i nie potrafimy od niego uciec.
Wziąć Krzyż, to Go zaakceptować, poddać sie woli Boga, pamiętając,
że na końcu drogi jest nie Golgota, lecz Zmartwychwstanie. Trudne.
Do końca wręcz niemożliwe. Jak tylko pojawia się ból, to i tak
pierwsza myślą jest zawsze ucieczka. Tak trudno przytulić się do
krzyża, lub choćby wytrwać obok. Jak nie potrafimy pomóc, to nawet
nie stać nas na bycie blisko. Nie chcemy patrzeć na cierpienie.
ŁĄtwiej jest uciec. Udawać, ze go nie ma.

Mnie też wiele osób przychodzi dziś na myśl.

Tyle razy uciekałam spod krzyża. Własnego i innych.



Zliża się piętnasta naszego czasu. TA Godzina...

Przeczytałam własnie cudowne rozważania Drogi Krzyżowej. Książeczkę podwójnie
piękną - i przez prostotę (ale i głębię) rozważań, i przez cudowne ilustracje -
reprodukcje ikon Nowosielskiego.

Przeczytajcie ją kiedyś, warto:

mumik.com/verbinum/index.php?mode=6&searchmode=&searchstring=&shift=&idksiazki=521

(nie uwierzycie, ale w miękkiej oprawie kosztuje 2 zł:-)))



Sanok
Jeśli tylko jest dobra wola można znaleźć "wspólny język". Przykład Sanoka jest
tu jak najbardziej na miejscu:)

"Prawie trzy tysiące chrześcijan modliło się o jedność podczas ekumenicznej
drogi krzyżowej, która przeszła ulicami Sanoka w Wielki Piątek, 6 kwietnia.
(...)
Podczas rozważania piątej stacji ks. Rawicki modlił się, aby nie było
obojętności na biedę i wszelkiego rodzaju krzywdy społeczne. Siódmą
umiejscowiono w prawosławnej cerkwi katedralnej Trójcy Świętej, a prowadzący ją
ks. Antonowicz wzywał wszystkich wyznawców Chrystusa do przebaczenia i
pojednania. Ks. Kondrów, stawiając podczas trzynastej stacji pytanie o
najgłębszy powód uczestniczenia w tym nabożeństwie, powiedział: „Kiedy razem
spotykamy się i wspólnie modlimy, wtedy wypełniamy wolę Chrystusa i odpowiadamy
miłością na Jego miłość”.
Na zakończenie nabożeństwa duchowni udzielili błogosławieństwa jego uczestnikom,
mieszkańcom ziemi sanockiej oraz miastu"

www.cerkiew.pl/news.php?id=5781



cyt.:

..."Accattoli przypomniał, że to purpurat z Monachium zdominował ostatnie
tygodnie pontyfikatu Jana Pawła II, pisząc między innymi rozważania do Drogi
Krzyżowej. "Jego zwolennicy wskazują go jako właściwego kandydata na krótki
pontyfikat, który przywróci porządek w ewangelizacji i zarządzaniu Kościołem po
tornado Wojtyły" - zauważył watykanista największej włoskiej gazety."

* nie znam ichnich rozwazan do drogi krzyzowej, wiec nie wiem, o czym mowa.
Niemniej - okreslenie "tornado Wojtyly" pobrzmiewa mi kiepsko.
Wole wierzyc, ze to przywolane tornado ma miec znaczenie wielkiej wichury, ale
w gruncie rzeczy dobrej wichury, ktora zerwala czapki z wielu glow, po ktore
trzeba sie bylo schylic, a podczas procesu schylania sie mozna bylo dojrzec
wiele problemow istniejacych blisko ziemi, wsrod tzw. szarych wiernych badz
niewiernych, wiele problemow, z ktorymi boryka sie swiat, a nad ktorych
rozwiazaniem pochylal sie i Wojtyla i papiez (to wazne rozroznienie mi sie
zdaje, bo Jan Pawel II nie przestal byc Wojtyla na szczescie).

Wole nie wierzyc, ze "tormado Wojtyly" ma pejoratywne znaczenie, wole nie
wierzyc, ze panowie kardynalowie maja czelnosc uwazac, ze przez dwadziescia
szesc lat wial wiatr historii, ktory teraz nalezy uspokoic albo nadac mu
jedynie sluszny i wlasciwy kierunek.


  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.