aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Co do precyzyjności ewentualnych bombardowań to nie zgodzę się z Darkiem.
Zrzuty wykonywane przez Polskich lotników były bardzo dokładne (bo wykonywane z małej wysokości), inne załogi alianckie nie miały aż takiej motywacji i ich zrzuty miały już duży rozrzut.
Ci o których piszesz, że nie mieli aż takiej motywacji na ochotnika zgłosili się do lotów nad Warszawą.
Dalej o warunkach nad Warszawą:
„Podążając za widoczną w oddali łuną warszawskich pożarów, maszyna Chmiela w końcu dotarła nad miasto. … Mimo płomieni samolot leciał nisko. … Spośród dziwieniu maszyn które wystartowały z Brindisi 20 i 21 sierpnia, samolot Chmiela był jednym który dotarł do strefy zrzutu.”
Str. 144
Dalej na 145 str „Cztery z siedmiu maszyn nie wróciły z akcji a jedynie dwie zdołały dokonać skutecznych zrzutów”.
To tak na szybko, niestety drugiej dobrej książki na ten temat nie mam w domu, ale pośrednio powołuję się na nią w popełnionym swego czasu artykule w miesięczniku „Skrzydlata Polska” pn. Pomoc dla Powstania Warszawskiego.
Dalej w temacie. Bombowiec nurkujący Ju-87 (wykorzystywany później również jako niszczyciel czołgów) był specyficzną konstrukcją specjalnie przystosowaną do precyzyjnego bombardowania. Specjalny układ aerodynamiczny, system wyprowadzający z nurkowania po utracie przez pilota przytomności, pewnie doskonały celownik sprawiało, że był nazywany latającą artylerią. Skoro Ju-87 niszczyły czołgi we Francji bezpośrednim trafieniem to trudno sobie nie wyobrazić zniszczenia stojącego budynku – gdy już się go odnajdzie.
Przykład z innej beczki. Zniszczenie więzienia Gestapo w Kopenhadze wymagało użycia specjalnie przekoszolonej do tego zadania eskadry latającej na Mosquitach.
Tak więc zdecydowanie uważam, że atakowanie pojazdów – często zamaskowanych i podczas ataku lotnictwa stających i zlewających się z otoczeniem przy sporym natężeniu ognia plot. wymaga sporych – ponadprzeciętnych umiejętności.
Jeśli chodzi o wytrzymałość to spór jest na razie bez sensu bo bez dowodów nie ma jak się przekonać.
A co do oszczędności w armii i recyclingu wyrzutni to skoro Niemcy w 1944 powoli cierpieli na brak dobrych metali i np. ograniczali zużycie amunicji ze względu na oszczędności to sądzę, że nie pozostawili by na śmietniku takiej ilości metalu i koszy.
96ż. to prawie 1 figurka. 220ż. to nieco ponad 2 fig.
W skali bitwy na 800 fig. samej piechoty to nie jest kluczowy problem.
Jeżeli to zakończy temat, to możemy rozpisywać straty tak jak proponujesz w tej bitwie. Może faktycznie okaże się, że nie ma wiele roboty?
... atakując dwie baterie francuskie po 6 dział 1 batalionem 6fig. poniesiesz straty od ognia obronnego od jednej, a od drugiej tylko zwykły kartacz. Natomiast atakując takim samym batalionem 12-działową baterię rosyjską od całości weźmiesz ogień obronny (min.25ż. strat różnicy w jednym ruchu). A ataki na artylerię zdarzają się już w każdej bitwie, różnice w liczebności baterii też są częste. Nie zamierzam jednak dorabiać systemu rozliczania strat, tylko po to, żeby "na pewno było po równo". Po prostu za dużo z tym zachodu - trzeba ustanowić całkowicie nową konwencję rozgrywania walki i ognia - a to jest właściwie rewolucja. Oczywiście chętnie przyjmę każdą propozycję, która nie będzie szła w kierunku zwiększania czasochłonności, a podobne problemy wyeliminuje.
Przykład: rzucamy za ogień 24fig, szansa 50%. Trafiamy w kolejne 6-fig.bataliony: 6 razy, 4 razy, 2 razy i 0 razy. Czy wydaje ci się możliwe, żeby w przeciągu hipotetycznych 15 minut nastąpił taki rozrzut strat? A w grze wystąpi prawie na pewno, ponieważ rozkład wyników dąży do wartości oczekiwanej, ale przy bardzo wielkiej liczbie losowań. Czym miałby w rzeczywistości być spowodowany taki rozrzut?
Z tym rozkładem dla dużych liczb trafiłeś w sedno. Z reguły zapomina się, że równomierny rozkład (zdarzeń równie prawdopodobnych) zapewniony jest tylko i tylko przy liczebności prób dążących do nieskończoności. Nie ma natomiast takiej gwarancji dla skończonej choćby dużej ilości prób. Gdyby tak było dla skończonych prób to proces traciłby swoją losowość. Pomyśl tylko co by się stało z grą LOTTO numerek (nie mylić z innym numerkiem) gdy po 41 kolejnych losowaniach pozostałby ostatni niewylosowany numerek. Gdyby zapewnić równomierność rozkładu LOTTO poszło by z torbami.
Podobnie jest z ruletkowymi specami, którym się wydaje że po kolejnych x (np. 10) losowaniach koloru czarnego prawdopodobieństwo wylosowania czerwonego magicznie wzrasta.
Reasumując rozkład trafień 6,4,2,0 w rzeczywistości także jest możliwy,
jednak mało prawdopodobny. Ale są tacy co w LOTTO 6 trafiają.
Marcin.
3- Wyczytalem gdzies, ze bez gwintu te karabiny mialy zasieg skuteczny 300 yardow. a ile wynosi zasieg skuteczny gwintowanych?
Skuteczny zasieg w tamtych czasach oznaczal skuteczne porazenie celu.Nie zawiera w sobie pojecia celnosci. Jezeli chodzi Tobie o zasieg celnego strzalu to roznice sa niewielkie. Przyrzady w obu wersjach sa bardzo siermiezne stad na takim dystansie i tak zaslaniaja calkowicie cel i strzelanie odbywa sie w REJON celu a nie w sam cel.Owszem stabilizacja kuli z lufy gwintowanej jest zdecydowanie lepsza szczegolnie na dystansie powyzej 75 m (czyli kiedy kula przechodzi z predkosci naddzwiekowej na poddzwiekowa) jednak zysk na skupieniu jest niewspolmierny w stosunku do rozrzut w wyniku stosowania topornych przyrzadow. Postep w celnosci jest wyraznie widoczny jedynie w stosunku pomiedzy muszkietem skalkowym (czyli wczesniejszym modelem) a pomiedzy bronia przerobiona na zaplon kapiszonowy (ze wzgledu na brak opoznienia i odruchow strzelca)
Zmiana z kuli na mniejszy kaliber pocisku miala znaczenie glownie ze wzgledu na plaski tor lotu pocisku i w zwiekszonym zasiegu pocisku w swietle sylwetki celu.Strzelalo sie w sylwetke i kula ze wzgledu na opad powyzej 120 m umozliwia trafienie sylwetki na dystansie do 150 m celujac na wprost.Pocisk wydluzyl po prostu ten zasieg. Przy okazji wyszla im bron ktora mozna celnie strzelac na wieksze dystanse jednak nie bylo to priorytetem.Taktyka walki wciaz polegala na starciach kolumn i ogniu tyraliera.
Znano wtedy doskonale balistyke i bron potrafiaca celnie strzelac na duze dystanse byla powszechnie znana i dostepna jednak to nie bylo potrzebne z punktu widzenia armii.
Strzelcy wyborowi wyewoluowali w trakcie dzialan wojennych jako reakcja na przewage jednej ze stron w dziedzinie artylerii a nie jako narzedzie zwalczania piechoty.
Przeciwko piechocie wciaz skutecznie i chetnie uzywana byla kawaleria.
A ja głosuję oczywiście na King George V
Najlepsze opancerzenie ze wszystkich pancerników II wojny ( z wyjątkiem wież artylerii głównej ).
Bardzo dobra ochrona bierna przed torpedami, dobra przed pociskami nurkującymi.
Doskonały ( ówcześnie najlepszy na świecie ) system kierowania ogniem przeciwokrętowym.
Przyzwoita artyleria główna - co prawda kaliber mniejszy od większości konkurencji, ale całkowicie wystarczający do zniszczenia każdego przeciwnika.
Dobra artyleria uniwersalna - trochę za mała szybkostrzelność i prędkości naprowadzania, ale za to duża siła niszczenia pocisku.
W początkowym okresie wojny najlepsze na świecie lekkie uzbrojenie przeciwlotnicze, systematycznie zwiększane w czasie wojny. Jeśli chodzi o liczebność to pod koniec okręty te mimo mniejszych wymiarów miały więcej działek 40mm niż hamerykańskie Iowy.
Co do Yamato - mitem jest duży rozrzut dział tych okrętów. Działa te były projektowane i wykonane z założeniem dużej celności i małego rozrzutu kosztem osiągów balistycznych. I to udało się zrobić. Japończycy lubili bardzo skupione salwy.
Po pierwszych testach, mimo bardzo małego rozrzutu, Japończycy uznali, że jest on za duży i wprowadzili urządzenie opóźniające wystrzał ze środkowego działa o 80 ms, co zmniejszało oddziaływanie pocisków na siebie podczas lotu ( likwidowało "całowanie" się pocisków ), zmniejszało oddziaływanie gazów wylotowych z sąsiednich luf, w efekcie salwy były niezwykle skupione. Jeśli tego wymagano.
Dalej - Japończycy mieli te swoje pocisku nurkujące. Owszem radar mieli dużo później i dużo gorszy, ale radar to nie pancernik, choć wpływa na jego wyniki w walce. Jak wykazały doświadczenia walk pod Guandalcannalem samo posiadanie radaru niczego nie gwarantuje. Amerykanie go mieli i przez długi okres czasu byli systematycznie rozbijani przez Japończyków którzy mieli po prostu dobrą optykę nocną o dużej jasności a za to byli świetnie przygotowani do walki.
Yamaciak miał dalmierze o największej bazie na świecie ( 15 m ), nie ma zgodności czy stereoskopowe czy koicyndentne. Jedni twierdzą tak drudzy inaczej. Osobiście stawiam na mix tych i tych.
Wadą jego była beznadziejna jakość stali pancernej ( nadrabiana grubością i ukosowaniem ).
Umieszczenie pancerza na zewnątrz kadłuba było powszechne i pożądane. Owszem zwiększało opory hydrodynamiczne - ale wsadzanie pancerza burtowego do środka kadłuba daje więcej szkód jak pożytku - to jest kolejna wada Iowy.
Iowa - beznadziejnie opancerzona. Do tego posiadająca ogromne "dziury" w pancerzu, przez co wrogie pociski mogły wejść do witaliów bez specjalnych trudności - w zasadzie do tego wystarczyły 283 Scharnchorsta, a może i Deutschlanda. Pancerz schowany w środku gwarantował fenomenalne trudności z jakimikolwiek naprawami oraz zapewniał utratę szczelności nawet bez przebicia cytadeli. Okręty miały kłopoty ze statecznością, były "mokre" ( King George V zresztą też suchy nie był ).
Ich pociski były niemal lite - co owszem dawało dobre przebijalności, ale beznadziejną siłę niszczącą po przebiciu pancerza ( choć wystarczyły do zniszczenia Kirishimy - Washington strzelał tymi samymi pociskami ). W starciu z Jean Bartem wyszło też parę innych wad pocisków super ciężkich nad którymi amerykanie tak się podniecają.
Tak naprawdę to jedyną zaletą Iowki była ich prędkość ( bez żadnego znaczenia w walce jeśli obydwie strony walki chcą ) oraz ogromny zasięg przy prędkości ekonomicznej. Warto pamiętać, że przy ekonomicznej - bo jak się porówna np. jej zasięg z Bismarckiem, to przy prędkościach koło 28-30 w Bismarck już miał sporo większy zasięg.
A jakie znaczenie ma zasięg jak dojdzie do walki?
"Strategiczne" znaczenie ma, ale "taktyczne"?
A jeszcze jedno - tak się niektórzy podniecają tymi 3 tysiącami ton wody w kadłubie po trafieniu torpedą.
Przeliczmy sobie - tona wody to mniej więcej metr sześcienny objętości ( piszę mniej więcej, bo ta masa zależy od zasolenia ).
Teraz bierzemy 3000 wyciągamy pierwiastek sześcienny i otrzymujemy sześcian o wymiarach 14,4x14,4x14,4 metra.
Co to znaczy na tle kadłuba Yamato:
Rzeczywiście, tragedia
To co faktycznie było problemem, to że to wspomniane połączenie puściło i woda wlała się do rufowych komór amunicyjnych. Ale po tym incydencie to połączenie poprawiono. Może nie idealnie, ale wystarczająco by Msuashi po otrzymaniu koło 10 torped ( co prawda lotniczych ) był w stanie zachować miejsce w szyku i utrzymać prędkość koło 24 węzłów!
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl