aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Do Krzysztofa M - w jaki sposób miałoby nam to byc na rękę? Nie za bardzo widzę korzyści dla Polski jeżeli spełni roszczenia organizacji żydowskich.
Przypominam, że ŚKŻ ma takie same prawa do majątków pożydowskich jak nie przymierzając KPA do majątków Polaków - zabużan. Czyli żadne.
Do Krzysztofa M - w jaki sposób miałoby nam to byc na rękę? Nie za bardzo widzę korzyści dla Polski jeżeli spełni roszczenia organizacji żydowskich.
Przypominam, że ŚKŻ ma takie same prawa do majątków pożydowskich jak nie przymierzając KPA do majątków Polaków - zabużan. Czyli żadne.
Nie wiem, dopuszczam taki wariant. Nie wiem prawie nic, więc na podstawie "prawie nic" trudno sobie jakikolwiek sąd o sprawie wyrobić. Ludzie z rządu, z Sejmu wiedzą nieskończenie więcej. I nie spodziewam się, że się ze mną tą wiedzą podzielą...
Ja naprawdę bardzo proszę o zapoznanie sie z wyrokiem
No to się zapoznalem. I znalazłem takie coś:
"W postanowieniu z dnia 11 stycznia 1965 r., II CR 523/64 (OSNCP 1965, nr 7-8, poz. 135) stwierdzono, że art.38 ust. 3 u.g.t.m.o. dotyczy również wypadku, w którym osobie takiej przysługuje udział w spadku, obejmującym nieruchomość bez względu na to, czy jest to
nieruchomość miejska, czy nieruchomość rolna. Uzasadniając ten pogląd Sąd
Najwyższy wskazał, że spadek stanowi ogół praw i obowiązków zmarłego, a więc
art. 38 ust. 3 u.g.t.m.o. obejmuje także spadkobiercę."
Na podstawie czego nieruchomość upaństwowiono gdy ta pani wyjechała. U siebie dostała odszkodowanie za zostawione mienie co nie jest sprawą jej i jej rządu tylko jest zadośćuczynieniem, wyrównaniem krzywdy. Gdy krzywda wyrównana żaden sąd nie ma już nic do roboty. Spróbuj po odebraniu odszkodowania dochodzić mienia zabużańskiego - mnoga uspiechow. Po wyjeździe jej i jej podobnych osób Polska robi monstrualny błąd prawny - zadowala się zrzeczeniem się majątku zostawiając w księgach wieczystych dotychczasowych właścicieli. I tu jest pies pogrzebany! Przez to taka pani może dwadzieścia parę lat później oddać odszkodowanie (!) i wystąpić do sądu polskiego nie o zwroty czy jakieś tam górnolotne unieważnienia wywłaszczenia tylko korektę wpisu w KW! A ponieważ w 2002 Sąd Najwyższy zmienił zdanie co do spadkobierców- co za pech - sąd rozpatrujący sprawę nie ma w zasadzie wyjścia. Jedyny ratunek to przedawnienie roszczeń i uporządkowanie wreszcie KW. Ale jakoś żaden z rządów po moim "ulubionym PRLu" nie miał ochoty się tym zająć.
Sejm przyjął sprawozdanie o majątku Skarbu Państwa
Sejm przyjął w piątek do wiadomości sprawozdanie o stanie mienia Skarbu Państwa na koniec 2004 r. Jak wynika ze sprawozdania, łączna wartość majątku Skarbu Państwa w firmach wynosiła na koniec 2004 r. 130 mld zł, z czego 119 mld zł wynosiła wartość akcji i udziałów, a 11 mld zł majątek firm i banków państwowych.
Sprawozdanie wywołało w Izbie polemikę na temat prywatyzacji. Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) podkreślała, że prywatyzacja stymuluje rozwój gospodarczy; Jan Bury (PSL) i Gabriela Masłowska (LPR) wskazywali na korzyści z dobrze działających przedsiębiorstw państwowych. Tadeusz Dębicki (Samoobrona) uznał, że konieczny jest przegląd całokształtu prywatyzacji.
Z informacji, którą przedstawił Sejmowi wiceminister skarbu Michał Stępniewski wynika, że na koniec 2004 r. Skarb Państwa był udziałowcem 1641 spółek. Wartość akcji 418 jednoosobowych spółek SP wynosiła 70 mld zł, wartość akcji 67 spółek giełdowych - 25,9 mld zł, a wartość pozostałych akcji i udziałów w 1156 spółkach - 23 mld zł.
Z raportu wynika także, że zasoby własności rolnej SP miały wartość ok. 18 mld zł.
Największą wartość miały akcje jednoosobowych spółek Skarbu Państwa w energetyce, przemyśle naftowo-gazowym, transporcie kolejowym, górnictwie węgla kamiennego i przemyśle chemicznym. W sprawozdaniu podkreślono jednak, że nie jest ono pełnym wyszczególnieniem ani wyceną majątku Skarbu Państwa.
Prezentacja sprawozdania wywołała w piątek polemikę na temat prywatyzacji między poszczególnymi klubami parlamentarnymi. Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) podkreśliła w swoim wystąpieniu, że prywatyzacja prowadzi do zwiększenia efektywności, modernizacji oraz podniesienia konkurencyjności przedsiębiorstw.
Prywatyzacja stymuluje rozwój gospodarczy i z czasem tworzy nowe, bardziej innowacyjne miejsca pracy, co prowadzi do podniesienia poziomu życia obywateli - powiedziała.
Według niej, przedsiębiorstwa państwowe są mniej efektywne od prywatnych. Mają też mniejszą motywację do poprawy wyników, ponieważ mogą liczyć na datacje i subwencje Skarbu Państwa. To wszystko przemawia za tym, żeby sukcesywnie i w sposób roztropny prywatyzować przedsiębiorstwa - powiedziała.
"Ja bym się kłócił z panią poseł. Przy prywatyzacji bierzemy tylko raz zapłatę, a przy dobrym przedsiębiorstwie państwowym co roku uzyskujemy wpłatę z dywidendy" - powiedział Jan Bury (PSL). Krytykował, że w kwestii prywatyzacji Polska była dotychczas "krajem prezentów" dla inwestorów zagranicznych.
Z Gronkiewicz-Waltz polemizowała też Gabrielą Masłowską (LPR). Nie zgadzam się z wypowiedzią, że wszystko co prywatne jest lepsze. Zwłaszcza Giełda Papierów Wartościowych powinna pozostać w rękach Skarbu Państwa - powiedziała. Dodała, że giełda ma inne cele niż zaspokojenie oczekiwań inwestorów giełdowych. To giełda jest dla gospodarki, a nie gospodarka dla giełdy.
Masłowska zapowiedziała, że jeśli minister skarbu nie przestanie myśleć o prywatyzacji giełdy, LPR złoży wniosek o jego odwołanie.
Tadeusz Dębicki (Samoobrona) krytykował, że w sprawozdaniu brakuje oceny sposobu zarządzania majątkiem Skarbu Państwa. Według niego, konieczny jest przegląd całokształtu procesu prywatyzacji i rozliczenia winnych rozporządzania majątkiem narodowym na szkodę społeczeństwa, szczególnie programu powszechnej prywatyzacji.
Informację rządu poparli Marek Suski (PiS) i Krystian Łuczak (SLD). Według Suskiego, raport będzie podstawą analizy, które składniki mienia muszą pozostać w zasobach strategicznych Skarbu Państwa, a jakie składniki sensownie prywatyzować.
Z raportu wynika, że na koniec 2004 r. Skarb Państwa był właścicielem 11 mln 957 tys. ha, co stanowiło 38 proc. terytorium kraju. Do Skarbu Państwa należy 27 proc. ogółu gruntów zabudowanych i zurbanizowanych. Szacunkowa wartość gruntów wynosiła ok. 246 mld zł, w czym 74 mld zł - to lasy, 13 mld zł - grunty rolne na wsi, a 152 mld zł - grunty miejskie, w tym mieszkaniowe i przemysłowe.
Z kolei wartość nominalna akcji stanowiących rezerwy Skarbu Państwa wynosiła ok. 8 mld zł. Roszczenia zabużańskie obliczono na ok. 12 mld zł, a reprywatyzacyjne - na 36 mld zł.
Tylko niewielu zabużan potrafi udowodnić, jakiego w rzeczywistości majątku ich pozbawiono
Kokosy na kresach
Niedawny wyrok Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, wydany w sprawie Jerzego Broniowskiego, domagającego się rekompensaty za mienie pozostawione na Wschodzie, powszechnie został uznany za wielki sukces zabużan.
Zdaniem współpracujących z nimi prawników, wyrok ten otwiera drogę do skutecznego egzekwowania roszczeń zgłaszanych przez ludzi, którzy musieli opuścić Kresy Wschodnie. Reprezentanci zabużan zachęcają więc, by nasze państwo jak najszybciej uregulowało w sposób systemowy przyznawanie realnych rekompensat (wyższych niż obecne, których wartość ograniczono ustawowo do 50 tys. zł). Inaczej bowiem grozi nam fala pozwów, która "załamie finanse państwa".
Strasburg chce ugody
W rzeczywistości jednak strasburski wyrok ani nie stanowi preludium do fali żądań finansowych, ani nie zobowiązuje Polski do całkiem nowego uregulowania kwestii majątków zabużańskich.
Sprawa zaczęła się w 1996 r., gdy Jerzy Broniowski złożył skargę do Trybunału Praw Człowieka, domagając się odszkodowania w wysokości 3 mln zł. Uznał bowiem, że rekompensata, jaką otrzymał za lwowską kamienicę należącą do jego babki, jest za niska. W Polsce przyznano mu działkę o wartości zaledwie ok. 2% utraconej nieruchomości. Trybunał żadnego odszkodowania nie zasądził, stwierdził jednak, że w ciągu pół roku administracja powinna ugodowo załatwić z Broniowskim kwestię jego rekompensaty (na 3 mln nie może liczyć, gdyż zdaniem polskich biegłych, wartość utraconego majątku nie przekracza 390 tys. zł).
Do Strasburga trafiło dotychczas ponad 160 podobnych spraw wniesionych przez spadkobierców zabużan. Trybunał zawiesił jednak ich rozpatrywanie, do czasu zawarcia przez polskie władze ugody z Jerzym Broniowskim, mogącej mieć charakter wzorcowy dla innych rozstrzygnięć. Jeszcze raz więc się okazało, że kto pierwszy, ten lepszy.
Co im zostało
Według stanu na dziś, roszczenia zabużan to ok. 4,1 tys. wniosków opiewających na mienie o wartości ok. 3,5 mld zł. Między bajki należy więc włożyć informacje, że chodzi o 100-150 tys. osób, domagających się nieruchomości wartych kilkadziesiąt miliardów. Tylko niewielka część potomków repatriantów potrafi bowiem udowodnić stan swojego posiadania na kresach. Nie jest to więc grupa zbyt liczna, a zaspokojenie ich oczekiwań nie rozwaliłoby finansów państwa. Cały czas istnieje jednak pytanie, czy jedna grupa poszkodowanych powinna być uprzywilejowana, gdy wciąż nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, gdy odszkodowań nie otrzymali ludzie, którzy utracili majątek w wyniku działań wojennych w Polsce?
Trybunał stwierdził wyraźnie, iż polski rząd powinien zadbać o to, by osoby które mają uprawnienia do ekwiwalentu za mienie zabużańskie, ekwiwalent taki otrzymały (lub równorzędne mu zadośćuczynienie). Najważniejsze pytanie - jakiej generalnie wysokości powinien być ekwiwalent za utracone mienie? - pozostało w Strasburgu bez odpowiedzi. Trybunał uznał bowiem, że sytuacja finansowa Polski może uzasadniać ograniczenie rekompensat za mienie zabużańskie.
Więcej nie będzie
Wiadomo już więc na pewno, że zabużanie nie mają szans na zwrot całej wartości majątku. I niezależnie od tego, jakie działania podejmie polski rząd, by zadośćuczynić ich żądaniom, nie mogą liczyć na to, iż trybunał w Strasburgu zasądzi na ich rzecz odszkodowanie równe 100% utraconego mienia. Na pewno też jednak strasburscy sędziowie nie zgodzą się na to, by rekompensaty te były symboliczne. Prawo własności jest bowiem w UE traktowane bardzo poważnie.
Ustawa przyjęta przez Sejm pod koniec 2003 r. mówi, że osobom, które straciły majątki na Wschodzie, należy się rekompensata. Stanowić ją mają nieruchomości o wartości równej 15% utraconego mienia (jednak nie więcej niż 50 tys. zł). W praktyce oznacza to, że zabużaninowi kupującemu działkę przysługuje do 50 tys. zł upustu. Takie rozwiązanie jest oczywiście niekorzystne dla ludzi, których przodkowie stracili na Kresach Wschodnich duże majątki. Zapewne więc ta granica 50 tys. zostanie usunięta z ustawy, zwłaszcza iż może się okazać, że jest ona sprzeczna z konstytucją. Trudno jednak przypuścić, by polskie sądy zaczęły wówczas automatycznie przyznawać znacznie wyższe rekompensaty. Trybunał w Strasburgu przecież nie sformułował jednoznacznie takiego żądania - i można przypuścić, że grono osób niezadowolonych z tego, co Polska oferuje im w zamian za mienie utracone na Wschodzie, wcale się nie zmniejszy.
Ten wyrok ma jednak bardzo duże znaczenie dla roszczeń, podnoszonych przez niemieckich "wypędzonych". Ze strasburskiego orzeczenia jednoznacznie wynika bowiem, iż przyznawanie odszkodowań jest sprawą tych państw, do których repatrianci przybyli - a nie tych, z których ich wysiedlono. Żadania obywateli Niemiec winny więc być kierowane tylko i wyłącznie do państwa niemieckiego.
Andrzej Dryszel
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl