Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Z moich doświadczeń wynika, że poczucie odpowiedzialności za partnera jest niekorzystne dla obojga. Dla 'słabszej' osoby jest to demotywujące, a 'silną' 'wpędza' w poczucie winy. Okazywanie wsparcia i pomocy powinno być reakcją przy konkretnych działaniach męża bez pracy czy zaniedbanej żony. Gdy ta osoba takich działań nie podejmuje, wtedy potrzebny jest kopniak w postaci znacznej zmiany i nie mam tu na myśli rozwodu tylko zmianę codzienności np. w przypadku możliwości wyjazd jednej lub drugiej strony na jakiś czas, ... i nic mi więcej nie przychodzi na myśl, a chodzi mi o to, żeby partner potrzebujący pomocy nie stracił poczucia odpowiedzialności, samodzielności, aktywności. Na mnie podziałało by takie rozstanie na jakiś czas. Chociaż wolałabym żeby znalazło się jakieś inne wyjście.



Piszę tu pierwszy raz, ale potrzebuję rady, pomocy, nie wiem, czegokolwiek.
Jestem po rozwodzie,rozeszliśmy się półtora roku temu.Byliśmy siedem lat małżeństwem,było dobrze,źle jak to w małżeństwie.Teraz, z perspektywy czasu widzę, że to wszystko co złe to była moja wina.Może wmawiam to sobie, bo tak mówią moi znajomi, ale ja tak to czuję.Kochałem ją całe życie, ale zamiast o nią dbać zacząłem wszystko załatwiać milczeniem.Zamiast kłótni milczenie, zamiast rozmowy i rozwiązania problemu-milczenie.Doprowadziłem ją do takiego stanu że była na skraju wyczerpania psychicznego.Nie wytrzymała, odeszła.Minęło półtora roku, ani ja ani ona nie ułożyliśmy sobie życia.Wciąż ją kocham, wciąż za nią tęsknię.To co było problemem teraz jest takie malutkie,nieważne.Oddałbym życie za nią.Jest twarda, mimo trudności daje sobie radę z życiem.Walczę o nią, ale brakuje już mi sił.Mówi mi że było za dużo bólu, za dużo cierpienia aby mogła do mnie wrócić.Ale ja nie chcę z niej zrezygnować, kocham ją i zrobię wszystko żeby ją odzyskać.Tylko że ona mnie ignoruje,nie chce ze mną rozmawiać. Mówi mi przykre rzeczy, choć myślę że to jej forma obrony.Co mogę jeszcze zrobić, proszę, podpowiedzcie mi.




troszke o tym myslałam... bedzie , jak będzie...najwazniejsze by po tym wszystkim mały okazał sie bardziej Plushowy niz Jermakowy...
Po raz kolejny proszę o odrobinę rozsądku, zanim tę biedną Maszę zmieszacie z błotem.
Wina leży po stronie Plusha, bo, że zacytuję, "głupek pospieszył się ze ślubem". Zresztą, wina jak wina, ot, czasem dwoje ludzi się w sobie zakochuje (albo jedna w drugiej, bez odwrotności), ale z biegiem czasu się okazuje, że żyć razem nie mogą i są nieszczęśliwi. I od rozwiązywania takich sytuacji są rozwody...
Ale
??
Nie sądzę...

Raczej wątpię xDDDD Ale jaki Plush smutny na tym zdjęciu, jej... >.<




calineczka, 18 lat? i dalej taka "glupia" ?? niestety wiem , ze to w dużej mierze wina rozwodu rodziców i tego , że maja na zbyt wiele pozwalane ale to nie moje dzieci nie mam wplywu ja moge co najwyzej do czasu do czasu głosno powiedziec co o tym mysle



No ja to rozumiem, ale nauki kościoła idą czasem tak daleko że nie mogę się tutaj doszukać logiki i zdrowego rozsądku. Bo właściwie to życie zaczyna się już chyba w gametach, skoro nie można używać antykoncepcji w tym prezerwatyw. Księża tak walczą o życie nienarodzonych dzieci, ale potem jak mają do czynienia z parami z dzieckiem bez ślubu to robią wielkie halo. Nie chcą chrzcić, tak jakby to była dziecka wina że rodzice zaliczyli wpadkę. Zmuszają ludzi do bycia razem nawet jeśli się nie kochają. Wmawia się ludziom że rozwód to niewiadomo jakie zło nie tylko dla nich ale też dla dziecka. Pytam się wiec czy jest jakaś reguła co do tego. Czy lepsza jest rodzina w której panuje wzajemna niechęc, czy lepiej żeby ci ludzi znaleźli sobie innych partnerów i byli szczęśliwi osobno? Dziecko wcale nie musi na tym stracić jeśli tylko rodzice w porę podejmą tą trudną decyzje.
Ot taka dygresja.




Słyszałam wiele razy, że w dzisiejszych czasach to inwestycja nieopłacalna. Bierzesz ślub - może czeka cię także rozwód.
To nie jest powód, dla którego jest to "nieopłacalne" dla niektórcyh. Ideę ślubu zepsuło społeczeąstwo nowoczesne, które doszukuje się w nim bezsensu, a jest to przecież nie tyle tradycja, ale też sakrament. Kiedyś o rozwodzie mowy być nie mogło. Ale jak ktoś się żeni albo wychodzi za mąż za byle kogo, to trudno się dziwić, że potem są rozwody. Wina leży u ludzi.

Wesele? Kasa wyrzucona na kieckę, którą założysz tylko raz; kapela, która gra przeboje disco polo z playbacku, pełno alkoholu i jedzenia, które i tak się zmarnuje. Wiele osób twierdzi, że taką 'imprezę' najlepiej zorganizować w młodym wieku, najlepiej 20-kilku letnim. Ale skąd wziąć na to pieniądze? Czy każdy student z dnia na dzieą może wyłożyć prawie 20 tys.?
No ale jak się bawić to się bawić! Raz w życiu szarpnąć się można, a powód jest



Tak to jest, że miłość czasem zamiera, spotyka się inną osobę i zaczyna się nową drogę. To nie jest Twoja wina i powinnaś spróbować, skoro on tego chce. Jest okazja, masz uczucie to trzeba brać. Przynajmniej próbować. Oczywiście warto takiego na początek trzymać na krótki dystans, ale rozwód to sprawa na tyle poważna, że raczej nic Ci nie powinno grozić. Chyba, że to tylko i wyłącznie zwykła jego gadanina.



Ja nie jestem w stanie ani spotkać się z nim ani słyszeć. Każdy kontakt to jego hasło CHCE ROZOWDU A NIE WOJNY.
Oczywiście jak próbuję nie kontaktowac się z nim to słyszę że jestem żałosna i mysle tylko o sobie a nie o dzieciach. Przyjeżdza do dzieci co tydzień i tylko w momencie ich powrotu proszę koleżankę aby została z dziecmi aż do momentu w którym ja się pojawię.
Może nie jest to najlepszy sposób ale ja potrzebuję spokoju anie ciągłego udowadnia mi mojej winy i hasła rozwód= wolność=miłosć. Bo moja zgoda na rozwód będzie świadectwem że go kocham i zależmi na jego szczęściu i wolnoiści. Aaaa no przecież wg mojego męża Bóg gp zna itd
Ale tak patrząc wstecz nasza komunikacja w trudnych sytuacjach bardzo zawodziła. Mnie dobija moja nieumiejętnoś niezapanowania nad agresywnymi reakcjami pod wpływem emocji. Do tej pory ujawniało się to tylko w stosunku do męża ale jeśli faktycznie gdzieś coś zawodzi w mojej głowie to przecież jestem z dziećmi. I jeśli kochając męza stało się tak że ma tak ogromne poczucie krzywdy to coś chcę zrobić ze swoimi reakcjami aby nie przelało się to na kontakt ja= dzieci.
Czy jest terapia sztuka opanowywania gniewu albo co???
My na razie z psycholog rozmawiamy o sytuacji obecnej czyli o moim samopoczuciu w trakcie rozwodu.
Bo tak sobie mysle że może faktycznie jestem emocjonalnie niedojrzała albo co...?
A może to poczucie winy które tak naprawdę łatwo mi wmóić a reszta to mechanizm obronny?
Odkąd odszedł mąż zastanawiam się jak jestem??

Jal przeprogramować swój mózg????



dołączam do Was dzisiaj, mój mąż wyprowadził się z domu po 16 miesiącach od ślubu, jest ro straszne, bo to jedyny człowiek którego kochałam i chcę kochać dalej, choć wiem że sprawa jest przegrana, jeżeli podejumuje sie decyzje w wyprowadzce to sytacja staje się jasna i klarowna, jestem sama niedługo, dopiero tydzień i wiem że muszę się pozbierać, najgorsza rzecz oprócz utraty sensu życia, wszystkich planów i marzeń oraz 11 lat życia to wyrzuty sumienia, związek rozpadł się glównie z mojej winy, starałam się go ratować póki mąż mieszkał w domu, może zbyt nachalnie, tak czy inaczej to koniec, on już mi ni ufa, a tak naprawdę myślę, że to brak miłości, kryzys trwał niedługo, przyczajony miesiąc później drugi miesiąc walki i tyle, szkoda, że ta decyzja była dla niego tak prosta i oczywista, nic innego mi nie pozostaje tylko żyć dniem dzisiejszym i uspokoić się na tyle na ile to możliwe, tak aby przetrwać to co przede mną czyli rozwód i wszystkie inne potworne rzeczy, które między ludźmi, którzy się kochali i oddali sobie wzajemnie całe życie nia powinno mieć miejsca, cieszę się, że znalazłam to forum, przynajmniej nie jestem sama



Wanboma, Twój mąż jest zdeterminowany. Teraz co możesz, to powiedzieć mu wprost, że kiedyś zbłądziłaś ale wyciągnęłaś z tego naukę, ze nie warto, przepraszasz po raz kolejny za wyrządzoną mu krzywdęi prosisz o jego wybaczenie. W tym momencie winnym rozpadowi małżeństwa jest on, który być może nie wybaczył, lub po prostu wykorzystał Twoją słabość aby samemu zdradzić pod pretekstem, że to dlatego, bo sam był zdradzony. Jeśli tkwi w zdradzie, dąży do całkowitego rozpadu Waszej Rodziny, nie ku uleczeniu.. ma problem. To on ma problem, nie Ty Wanboma. Wiesz możesz mu powiedzieć, że wiesz, że nie wpłyniesz na jego decyzję co do pozwu, jednak prosisz go aby przed złożeniem go w sądzie wyraźnie zaznaczył SWOJĄ winę. Ty Wanbomo, jak kazdy kto na serio traktuje przysięgę małżeńską, na rozwód zgodzić się nie możesz. Zasięgnij pomocy adwokata, być może jesteś zbyt słaba, żeby Was bronić.



@nia na samym początku zaznaczyła, że są ze sobą od 18 lat, a dziecko pojawiło się chyba po roku, czyli ma koło 17-tu?... Jednym słowem - jest człowiekiem już bardzo świadomym i jak najbardziej może wypowiadać tego typu opinie. Podejrzewam zresztą, że nawet dziecko dziesięcioletnie też by tak powiedziało (pomijam sytuacje skrajne, typu ojciec pijak i bandyta).

Sytuacja rzeczywiście klasyczna, aż żal d... ściska. Oskarżenie, że to Twoja wina... Tamta wspaniała i spełnia wszelkie oczekiwania... Panna poszła w długą - zapewne zrozumiała, że z szybkiego rozwodu nici. Przytomna. A on stchórzył - jasne...
No cóż. Skoro nie wszystko się w Tobie wypaliło i czujesz, że go jeszcze kochasz - spróbować warto. Może pomyślałabyś o terapii małżeńskiej, razem z mężem? Tak, żeby on dokładnie zrozumiał, co właściwie zrobił. I żebyście mogli spróbować naprawy, ale z czystą kartą, bez ciągłych, wzajemnych oskarżeń.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.