aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Hmmm, zdecydowanie wolę, żeby moje dziecko nauczyło się tej piosenki z telewizji, we własnym domu. "Fajne" zajęcia dla kilkulatków uważam za zaspokajanie ambicji rodziców a nie rzeczywistą potrzebę dziecka.
Przepraszam, że się uczepię, ale strasznie mnie to zdziwiło ;-D.
Zawsze wychodziłam z założenia, że im dziecko ma więcej kontaktu z innymi dziecmi, im więcej mu dostarczam rozrywek i ciekawych zajęc tym lepiej. Oczywiście nie na zasadzie biegania z zajęc na zajęcia przez całą dobę, cały tydzień. Ale tak z dwa-trzy razy w tygodniu na godzinę czy dwie... Jakieś taneczne, sportowe, muzyczne, językowo-zabawowe? Ja chodziłam na takie zajęcia od 3 roku życia i wiem, że skakałam z radości za każdym razem, kiedy przychodził TEN DZIEŃ. Nie chodzi o realizację jakiś chorych, niespełnionych rodzicielskich ambicji. Moim zdaniem chodzi a) o kontakt z innymi dziecmi i naukę życia w grupie b) zapewnienie ciekawej rozrywki c) rozwój artystyczny, psychoruchowy, fizyczny, psychiczny i jaki tam bądź jeszcze... Szczególnie, że widziałam już rózne rodzaje takich zajęc dla kilkulatków ("przedszkole muzyczne", rymika dla dzieci, angielski dla maluchów) i nigdy nie miałam wrażenia, że to jakaś "tresura" dla dzieci, tylko świetna zabawa...
Hmmm... Sama nie wiem... Bredzę?
Oczywiście nie na zasadzie biegania z zajęc na zajęcia przez całą dobę, cały tydzień. Ale tak z dwa-trzy razy w tygodniu na godzinę czy dwie... Jakieś taneczne, sportowe, muzyczne, językowo-zabawowe? Ja chodziłam na takie zajęcia od 3 roku życia i wiem, że skakałam z radości za każdym razem, kiedy przychodził TEN DZIEŃ. Nie chodzi o realizację jakiś chorych, niespełnionych rodzicielskich ambicji. Moim zdaniem chodzi a) o kontakt z innymi dziecmi i naukę życia w grupie b) zapewnienie ciekawej rozrywki c) rozwój artystyczny, psychoruchowy, fizyczny, psychiczny i jaki tam bądź jeszcze... Szczególnie, że widziałam już rózne rodzaje takich zajęc dla kilkulatków ("przedszkole muzyczne", rymika dla dzieci, angielski dla maluchów) i nigdy nie miałam wrażenia, że to jakaś "tresura" dla dzieci, tylko świetna zabawa..
Hmm, fakt, nie pomyślałam trochę, poleciałam schematem - wśród moich znajomych normą jest, że dziecko chodzi do przedszkola i tego rodzaju potrzeby są tam w pełni zaspokajane. A wiem, że często oprócz przedszkola rodzice ganiają na sto tysięcy zajęć, zamiast spędzić z dziećmi spokojnie popołudnie w domu i to miałam na myśli pisząc o zaspokajaniu ambicji zamiast potrzeb.
Nie pomyślałam o tych dzieciach, które do przedszkoli nie chodzą (osobiście nie mam z takimi styczności, więc zapominam) i i tu się zgadzam, dla nich takie zajęcia to zupełnie co innego.
To prawda, że są dzieci które nie mówią do 3 urodzin, a potem doganiają rówieśników, nazywa się to Prostym Opóźnieniem Rozwoju Mowy, ale ponieważ nie można być pewnym czy tak się stanie, czy dziecko nie będzie np. zagrożone potem dysleksją to pod opieką logopedy powinny znaleźć się już wcześniej, ok 2. urodzin jeśli nie podejmują prób mówienia (przy założeniu dobrego słuchu). Skopiuję fragment artykułu:
"Możemy wyróżnić:
1.prosty opóźniony rozwój mowy, zwany też samoistnym opóźnieniem rozwoju mowy (SORM) – występuje z różnych, nie zawsze wyjaśnionych przyczyn. Może być uwarunkowany dziedzicznie lub być następstwem zaniedbań wychowawczych i wpływu środowiska. W końcowej fazie rozwojowej mowa zwykle osiąga swój prawidłowy poziom. Okres fizjologicznej niemoty może trwać do 3. roku życia, zasób słów jest ubogi, występują liczne zaburzenia artykulacji, dłuższe wyrazy są redukowane do dwóch, trzech sylab. Można wyróżnić: globalny SORM (obejmuje mówienie i rozumienie) i parcjalny SORM (dotyczy wybiórczo rozumienia, słownictwa, gramatyki, artykulacji). Przyczyną może być: opóźniony proces mielinizacji włókien nerwowych (typu ruchowego) narządów artykulacyjnych, brak odpowiedniej stymulacji werbalnej, trudności poznawcze i emocjonalne. W diagnozowaniu należy wyróżnić niedosłuch, upośledzenie umysłowe, uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego, zaburzenia emocjonalne;
2.niesamoistny opóźniony rozwój mowy (NORM), towarzyszący: głuchocie, niedosłuchowi, zaburzeniom wzroku, upośledzeniu umysłowemu, zaburzeniom psychicznym, schorzeniom przemiany materii (np. histydynemia, fenyloketonuria, homocystynuria), uszkodzeniom ośrodkowego układu nerwowego (np. uszkodzenia korowych ośrodków mowy – dysfazja, uszkodzenia układu pozapiramidowego – mózgowe porażenie dziecięce, minimalne dysfunkcje mózgowe), jąkaniu;
3.opóźniony rozwój mowy czynnej – występujący dość często (u około 3% dzieci w wieku przedszkolnym), charakteryzujący się opóźnionym rozwojem artykulacji, przy prawidłowym rozumieniu mowy i sprawnych ruchowo mięśniach artykulacyjnych. Dziecko potrafi wymówić w izolacji prawie wszystkie głoski, czasem też sylaby, jednak nie potrafi złożyć ich w słowo i wypowiedzieć w należytym tempie. Poziom umysłowy dzieci z opóźnionym rozwojem mowy czynnej jest zgodny z wiekiem. Dzieci z opóźnionym rozwojem mowy czynnej słyszą dobrze i prawidłowo wykonują słowne polecenia, mówią mało lub wcale. W następstwie ORM u dzieci tych występują trudności w nauce czytania i pisania."
Ostatnio nie mam czasu pisać, ale teraz już chyba będzie luźniej.
Wczoraj byłam z Dominikiem w Poznaniu u logopedy. Zaliczamy tak rehebilitantów po kolei, a zaczęło się od wzroku, potem psycholog no i logopeda. Chciałam poprostu wiedzieć czy, pomimo słabego wzroku, Dominik rozwija się prawidłowo, a jeśli nie, to jak można z nim ćwiczyć, żeby nadrobił straty.
Jeśli chodzi o wzrok, tzn. sprawność wzrokowo-ruchową, raczej nie odbiega od rówiśników. Jest kilka rzeczy do naprawienia, ale ogólnie nie jest źle. To samo z rozwojem psychicznym. Natomiast od logopedy dowiedziałam się, że Dominik ma obniżone napięcie mięśniowe To prawda, że fizycznie rozwija się dość wolno (późno zaczął siadać i chodzić), ale nigdy nie myślałam, że powinien być w jakiś sposób rehabilitowany. Żaden lekarz nie zwrócił na to uwagi. Byłam nawet w zeszłym roku u ortopedy, bo wydawało mi się (a raczej chyba nie wydawało), że Dominik ma problemy z zachowaniem równowagi, ale on stwierdził, że nic się nie dzieje. Ja wtedy pomyślałam, że przesadzam i szukam dziury w całym...
Na 20 wrz. jesteśmy zapisani na rehabilitację ruchową i ponownie do logopedy.
Dominik mówi z dnia na dzień coraz więcej, stara się budować zdania i przede wszystkim wymawia słowa dość wyraźnie. Dlatego jestem zdziwiona, że musi ćwiczyć.
Najgorsze jest to, że M stwierdził, że logopeda wymyśla-Dominik rozwija się normalnie i z czasem dorówna rówieśnikom. Czuję się w tej sytuacji, jakbym niepotrzebnie ciągała dziecko po lekarzach... Ja też mam wątpliwości, ale przecież nie mogę dopuścić do tego, żeby odstawal od rówieśników w przedszkolu czy szkole i udawać, że wszystko jest ok i żadne ćwiczenia i jeżdżenie po Poznaniach...
Trochę mi przykro jak czytam, że Wasze dzieciaki już idą do przedszkola. Ja uważam, że Dominik jeszcze nie jest na to gotowy.
Wyczytałam właśnie w mądrej podobno książce, którą mi tu polecano, że wiek 3,5 roku to w ogóle nie najlepszy czas na pojawienie rodzeństwa, gorszy niż równe 3 lata lub równe 4, bo według cyklicznej teorii jest to czas sporej nierównowagi psychicznej, a nawet słabszej koordynacji ruchowej związanej z przejściem do następnego etapu rozwoju. Teoria wydaje się naciągana, ale jakoś u mojej Emilki pasuje. Jest płaczliwa, kłótliwa, szybko się męczy mimo dobrego zdrowia i apetytu i ciągle na coś wpada i zbiera siniaki, no sierotka po prostu.
Ale dla mnie moja średniaczka nie jest nijaka. To zresztą moje jedyne dziecko oficjalnie zaplanowane Wiedziałam w ciąży, że będzie druga dziewczynka i bardzo się z tego cieszyłam (to raczej przy Dominiku była konsternacja, że mam być mamą faceta). Po urodzeniu była istnym wcieleniem poglądu, że drugie dzieci są spokojniejsze i pogodniejsze od innych. A potem ze swej natury była "córeczką mamusi" w odróżnieniu od Julki, o której zawsze mawiano "cygańskie dziecko", bo parła do przodu i się za matką nie oglądała.
Jest co prawda u nas jeszcze ta różnica, że po pierwszym dziecku wyjątkowo uzdolnionym, drugie czyli Emilka rozwija się całkowicie normalnie (np. czytać nie umie, nawet liter nie zna, a Julia czytała zdania w wieku 3,5 lat). Ma oczywiście swoje mocne strony np. znakomicie układa puzzle i lepiej sobie organizuje sama zabawy, ale właśnie pilnuję tego, bym odruchowo nie stwierdziła, że w Emilkę można mniej inwestować. Właśnie ze względu na typ umysłu a nie kolejną pozycję w rodzinie. Więc uparłam się jak osioł, by poszła też do prywatnego dobrego przedszkola, które skończyła siostra, a nie do tańszego, choć mamy teraz więcej wydatków.
Teraz dalej o zazdrości: niestety w ostatnich dniach przestała się sprawdzać zasada, że kiedy karmię Dominika to tulę Emilkę albo czytam jej książeczki Nie chce słuchać książek a przy tuleniu zdarza się jej mnie uszczypnąć, ugryźć. Nie wiem jak w niej rozładować to napięcie??? Pewnego ranka nad morzem bawiła się z moją mamą, gdy weszłam do pokoju z Dominikiem i babcia zagadała do niego pieszczotliwie. Emilka zaczęła walić babcię swoim pluszowym kotem.
Chciałbym wam opowiedzieć moja historie tylko zbytnio nie wiem, od czego zacząć, bo trochę się tego nazbierało tak z 15 lat
Na dzień dzisiejszy mam 37 lat i jeszcze żonę,dwójkę dzieci w wieku 14 i 11 lat.
Dla czego na pisałem jeszcze, bo idzie złożyć pozew rozwodowy i za parę miesięcy nie będę jej miał.
Jaki był początek?
Poznaliśmy się 16-17 lat temu było wspaniale tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia
Po około 1,5 znajomości żona zaszła w ciąże i nie była to tzw. wpadka tylko świadoma decyzja inaczej rodzice nie zgodziliby się na ślub.
Zamieszkaliśmy u teściów ze względu na lepsze warunki mieszkaniowe od początku naszego małżeństwa teście nie mogli mnie zdzierżyć, mieli inne plany względem córki studia itd..
Po paru miesiącach przenieśliśmy się do moich rodziców, żona podjęła prace i wszystko zaczynało iść dobrym torem za jakiś czas jak się trochę dorobimy to pójdziemy na swoje!
Ale pomyśleliśmy sobie, że dobrze by było mieć jeszcze jedno dziecko i tu zaczyna się nasza tragedia po paru miesiącach ciąży żony zmarł mój ojciec.
Po urodzeniu drugiego syna w szpitalu poszło cos nie tak (szpital coś s.... a my byliśmy za młodzi i nie doświadczeni, aby zbierać dowody) okazało się, że po reanimacji syn doznał porażenia mózgowego.
Podjęliśmy walkę o dziecko, zaczęliśmy popadać w długi itd......
To był koszmar z nikąd pomocy! Cieszyliśmy się z każdego postępu w rozwoju syna od dnia, kiedy dostaliśmy go do domu, jaka była radość, kiedy w końcu zaczął chodzić.
Niestety żona nie mogła wrócić do pracy, musiała opiekować się młodszym synem i całe nasze życie uległo zmianie. I tak mijały lata.
Codzienne wożenie do przedszkola na rehabilitacje potem do szkoły, ale mimo wszystko byliśmy szczęśliwi. Co prawda nasze marzenia o własnym mieszkaniu poszły się gonić sytuacja finansowa nie pozwalała a po za tym zostaliśmy z moją matką, która nie jest w stanie sama utrzymać mieszkania i nie ma łatwego charakteru w całym tym zamieszaniu zaczęliśmy żyć życiem innych a nie swoim? Staraliśmy się poprawić finanse i powoli zaczęło się jakoś poprawiać, ale pojawił się nowy problem podobno byłem chorobliwie zazdrosny, aby sam to sobie udowodnić sprowokowałem pewną sytuacje i tu znowu koszmar okazało się, że żona mnie zdradzała od 5 lat z tak zwanym moim kolegą. Po rozmowie z żoną (i jej tłumaczeniach, że ona chciała tylko spróbować jak to jest z innym, ale przez 5 lat?) Postanowiłem, że jej wybaczę było mi ciężko, ale chciałem wybaczyć i znowu piekło, bo aby wybaczyć to obie strony muszą tego chcieć. Zaczęła się nowa draka tzw..FOTKA...GG...itd.....dziwne telefony to była sól w moją ranę na pewno zapytacie, dlaczego na to pozwalałem? hmm... Bo znowu pojawiły się tłumaczenia, że to tylko pisanie nic więcej! I że czepiam się! I tak mineło jakieś 1,5 roku. W między czasie znalazłem numer telefonu i zdjęcie jakiegoś faceta w torebce żony (nie przeszukiwałem jej po prostu coś mi nie pasowało, że tak nagle zlikwidowała FOTKE i GG) chociaż od razu prosiłem ja aby zlikwidowała to i znowu tłumaczenia, że to tylko kolega, że dał jej to jak by chciała sobie porozmawiać.
I tu już naprawdę powiecie, że chyba ślepy albo głupi byłem i nie widziałem, co się dzieje?
Dnia 01.09.08 Zadzwoniła do mnie do pracy, że się wyprowadziła
Gdy wróciłem do domu okazało się to faktem następnego dnia, gdy do żony zadzwoniłem (dzwoniłem też tego samego dnia, ale nie miała ochoty rozmawiać, bo jest zmęczona przeprowadzkom ) powiedziała mi, że wynajęła mieszkanie ma kogoś i składa pozew o rozwód.
Od tego dnia codziennie do mnie dzwoni chce rozmawiać itd..., ale życie to chce sobie poukładać na nowo mam jej dać czas na przemyślenia i odpocząć psychicznie.
A jeśli było nam dane być razem to może kiedyś będziemy!?
Wiem, że opisałem wam to w bardzo, ale to bardzo w wielkim skrócie i na dodatek chaotycznie, ale mój stan psychiczny nie pozwala mi na większe skupienie PRZEPRASZAM
Zastanawia mnie jedno, że codziennie dzwoni i chce rozmawiać o wszystkim i niczym?
Chodzę do psychologa i radził mi, aby nie rozmawiać przez telefon o naszych sprawach tylko w cztery oczy, jeśli chodzi o sprawy dzieci to tak, ale tylko i wyłącznie dzieci
A jakie jest moje zdanie na cały ten temat hmmm... Chciałbym, aby wróciła i żebyśmy sobie nawzajem wybaczyli swoje błędy
Bo ciągle ją KOCHAM i wiem, że można jeszcze wszystko naprawić
Czekam na wasze wypowiedzi na ten temat, bo sam to sobie z ty nie poradzę a jeśli czegoś nie dopisałem to w miarę pytań rozwinę temat
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl