aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
ostatni Prachett - Nacion chyba niezrozumialem tej ksiazki
jakis mistycyzm dzicy reinkarnacja rownolegle wszechswiaty jako przeciwienstwo religi
tekiej szmiry sie spodziewalem po Coelcho nie po TP
ostatnia Sookie 10 tez wyjatkowo kiepsko, radze odpuscic
Nacja to całkowite nieporozumienie wydawnicze.
Tak samo jak końcówka cyklu "Świata Dysku" to juz nie humor, fantastyka, to po prostu zwykle powieści "ziemskie" umiejscowione na Dysku i tyle.
Całkowite nieporozumienie. Jedynie choroba usprawiedliwia taki dość nieszczęśliwy rozwój dobrego cyklu, z fantastyki humorystycznej.
W tak zwanym międzyczasie, udało mi sie przeczytać kilkanaście książek, głównie historycznych i trochę fantastyki.
Tajna historia Mongołów.
Wikingowie i Słowianie.
Historia krucjat-J. Riley-Smitha
Dzieje wypraw krzyżowych
Chrześcijanie i Saraceni
Zbieracz burz
Fiolet (słabizna)
i parę innych
Codziennie będę umieszczał tu mały fragment "Małego katechizmu życia modlitwy" Gabriela od św. Marii Magdaleny (wielki mistrz duchowy Karmelu). Jest to jedna z podstawowych lektur tego autora (obok: "Żyć z Bogiem") dla rozwoju życia duchowego ludzi postępujących drogą modlitwy i życia chrześcijańskiego.
Fragmeny na jakie został podzielony ten katechizm składają się z pytań i krótkich odpowiedzi. Ważne jest zachowanie ciągłości w poznwaniu życia modlitwy poprzez ten Katechizm. Polecam! Dziś początek:
ROZDZIAŁ I
MODLITWA W ŻYCIU KONTEMPLACYJNYM
1.Co to jest życie chrześcijańskie?
Życie chrześcijańskie jest życiem wzorowanym na nauce Jezusa Chrystusa, według której powinniśmy wszystkie swoje czynności kierować ku chwale Boga, miłując Go i zachowując Jego święte prawa. Dusza chrześcijańska żyje więc dla Boga.
Obronię swoje zdanie. NPR to jest pragmatyzm, i jak dla mnie nie nalezy do rozwoju kobiecości. Fakt poznania sygnałów swego ciała jest nauką jak każda inna w naszym życiu, nauka to w pewnym sensie rozwój, tylko że dla mnie nauka i obserwacje NPR, nauka języków czy zmieniania kół w samochodzie to taki sam ogólny rozwój, nabywanie nowych umiejętności i wiedzy.
Jak słyszę o rozwoju kobiecości, to włącza mi się streotyp. To sfromułowanie dla mnie oznacza, że jest coś takiego jak WZÓR KOBIECOŚCI, więc bierzemy siebie w karby i zmierzamy do tego wzoru. Primo - skąd ten wzór? Secundo - skąd mam mieć pewność, że jest dla mnie dobry?
Przez wiele lat chrześcijańskie kościoły wpychały kobiety w wersję "jesteś po to być służyć" na podstawie poematu o dzielnej niewieście - końcówka księgi Mądrości chyba. Wyrządziło to kobietom wiele krzywdy, bo wpychanie wszystkich w jednę foremkę zakłada albo pogardę dla ich różnych osobowości i obdarowań, albo uznanie, że wszystkie jesteśmy takie same, jak klony.
Czy będę mnie kobieca mają dom urządzony praktycznie - żeby szybko i łatwo się sprzątało, nie było widąc odcisków na meblach, żadnych kantów, by dzieci mogły bezpiecznie biegać? Czy inna będzie bardziej mając wszędzie koronkowe serwetki i tysiące bibelotów? Czy będę mniej kobieca jeśli w wychowaniu dzieci to ja będę złym policjantem od kobiety, która weźmie na siebie rolę dobrego? Czy będę bardziej kobieca będąc głównym kucharzem w domu od kobiety, która ma do tego niechęć, a jej mąż się spełnia w kuchni? Itd.
Aleksander Gieysztor, omawiając model trójfunkcyjny Dumezila napisał, że należy go stosować w badaniach komparatystycznych jako pewną nić przewodnią, a nie sztywny gorset. Myślę, że to porównanie można zastosować również w wypadku zagadnienia filozofii rodzimowierczej, dla której "Wyznanie Wiary Lechitów" powinno być właśnie ową nicią przewodnią (co zresztą Hektor napisał już wyżej), a nie krępującym gorsetem. Siristru, dlaczego uważasz, że różnorodność (nietożsama, jak sądzę, z "pomieszaniem") jest czymś niepożądanym? Chodzi mi o to, aby znaleźć złotą miarę, aby "systematyzacja" nie przerodziła się w "dogmatyzację", bo to oznacza zubożenie myśli, skostnienie i kulturową (czy może kulturotwórczą) bezpłodność ruchu rodzimowierczego. Mnie osobiście rodzima wiara kojarzyła się zawsze z poczuciem swobody, niezależnością i wolnomyślicielstwem, w dogmatach natomiast celują chrześcijanie- mogłoby zatem dojść nawet do tego, że powołany zostanie trybunał inkwizycyjny określający, co jest "pogańskie", a co nie, zaś w ogniu ofiarnym płonąć będą heretycy ad maiorem deorum gloriam. Dlatego też przychylam się do zdania Igora- potrzebna jest dyskusja, bo ona gwarantuje filozofii rozwój i pcha ją do przodu, a nie zamyka w sztywnych ramach.
Ale to też tylko moje laickie rozważania.
hmmm ... artykul sredni facet jest biologiem, w kazdym razie zajmuje sie naukami przyrodniczymi:) pogladami wiec nie zaskakuje:) ale nie zgadzam sie z nim w pewnej kwestii: miedzy dyskryminacja homoseksualistow a rzekoma dyskryminacja ateistow nie stawialabym niemalze znaku rownosci! przesadzil:) ateizm to nie jest wytwor naszych czasow:) moze to jego jedyne podobienstwo do homoseksualizmu:) trzeba sobie przypomniec, co dzialo sie w oswieceniu:) i jaki wplyw mialy ateizm i deizm na rozwoj kultury europejskiej:) ogromny. Facet pisze troche w nadety sposob (a moze to wina tlumacza, ciezko stwierdzic, nie ma oryginalu). Obarczanie wina religii za wszelkie mozliwe konflikty tez uwazam za blad. Przypominam sobie slowa Dalai Lamy z wywiadu, ktorego udzielil kilka lat temu Michnikowi: Chrzescijanstwo to piekna religia, ale jego wyznawcy... I o to chodzi. O ludzi. Religie niosa pokoj, milosc. Przynajmniej takie maja zalozenie. A to, jak ludzie je interpretuja, co w imie ich robia, to zupelnie co innego. Jezus nie nakazywal organizowania krucjat. Allah nie wymyslil atakow na WTC. To, co zle, tkwi w czlowieku. Religia jest sprawa indywidualna i mysle, ze autor myli sie, piszac, ze religia jest traktowana niekiedy jako usprawiedliwienie. Mozliwe, ze tak sie czasami dzieje, ale nie jest to nagminne. Mysle jednak, ze SZACUNEK dla danej religii jest czyms pozytywnym. Nie wyobrazam sobie, zebym wciskala mojemu znajomemu, wyznawcy Islamu, kotleta podczas Ramadanu. Szacunek dla czlowieka to szacunek dla tego, kim jest, co robi i w co wierzy.
Na Biskupa Augsburga zgłaszam kandydaturę Willem'a (1483) z bocznej lini Wittelsbachów Bawarii-Dachau. Jest on bogobojnym i wykształconym duchownym. Obiecuje on rozwój chrześcijaństwa po przez budowę kościołów i szkół dla dzieci chrześcijańskich a tak że o walkę o wiarę.
Na przekupstwo daję 21,5 pkt.
Chrześcijaństwo nie jest ani złe, ani dobre, jednak droga jaką było wprowadzane była okrutna, a zasady wszelkiego rodzaju wciąż naginane i to przez sam kościół. Co zaś teraz? Przyświecają kościołowi wielkie idee, dobro, ale gdyby ktoś chciał rzucić choć słowo krytyki, to zostałby wyciszony...
Osobiście od niedawna jestem ateistą i chyba już nim zostanę do końca życia. A chrześcijaństwo faktycznie na swój sposób wstrzymywało rozwój cywilizacji i mimo, że miało być rzekomo dobre, było wprost odwrotnie...
Na szczęście dzisiaj, gdy kościół ma prawie, nie bójmy się tego powiedzieć, bezgraniczną władzę, to już nie używa niegdysiejszych metod. I bardzo dobrze, nareszcie zasady chrześcijaństwa stają się prawomocne.
Dlatego jak zwykle okazało się, że chrześcijaństwo i jego idee są piękne i dobre, co zaś tyczy się ludzi: są zdradliwi i omijają wszelkie zasady, moralne jak i nie moralne, żeby tylko było im wygodnie...
11. Jak pogodzisz nieskończony "poziom rozwoju" Boga (no, złe okreslenie, bo Bóg się nie rozwijał, ale chyba każdy mający ćwierć choćby mózgu zrozumie, o co chodzi) i związaną z tym Jego dla nas niepojętość z postulatami, że "tylko moja (KK) interpretacja Biblii jest prawidłowa"?
Kościół jest razem z Duchem Świętym autorem Pisma Świętego, w dodatku w dużej mierze jest też jego adresatem. Kto inny mógłby zinterpretować Biblię lepiej?
Widzisz, Omyk, ten problem przedstawiłem już w pytaniu. Kościół INTERPRETUJE słowa Biblijne (i historię) tak, że to właśnie KK jest spadkobiercą św. Piotra. Ponadto, oddzielenie kanonu od apokryfów również jest rodzajem arbitralności. Powstaje tu błędne koło - KK uznaje (interpretuje), że to oni są tym biblijnym Kościołem Jezusa, a w konsekwencji, że to oni mogą Biblię interpretować. Jednak samo uznanie, że to właśnie w KK (a nie w innym odłamie chrześcijaństwa) działa DŚ, że to właśnie KK pochodzi od św. Piotra JUŻ jest TYLKO interpretacją i uznaniem - niczym więcej, bo dowodów historycznych na to nie ma.
Nota bene, kościół X mógłby tak samo stwierdzić, że to oni są bezpośrednimi kontynuatorami dzieła piotrowego, że oni są tym prawdziwym Kościołem, i że to oni mają najlepsze prawo Biblię interpretować. I, logicznie rzecz ujmując, mieliby takie samo do takiego twierdzenia prawo, co KK (czyli tak samo brak dowodów, i raczej kwestia uznania, niż historyczności).
O to mi właśnie chodzi.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl