aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
rozprawka była "pros i cons czyli PROargumenty i CONtrargumenty o nastalatkach
uprawiajacych profesjonalnie sporty...
recenzja byla o filmie, przedstawiajacym ważna dla polakow sytuacje czyli na
pewno jakies ogniem i mieczem czy pan tadeusz...
opowidanie bylo o przygodzie na wycieczce zagranicznej, ktora sprawila ze
musiale/as szybciej wrocic do domu..
oczywiscie wiekszosc mojej skzoly pisala opowiadanie ;)
sluchanie bylo do kitu...zrobilam 2 podpunkty w pierwszym sluchaniu a tu nagle
koniec i se mysle "gdzie oni mowili o tych innych rzeczach" ;))
czytanie tez jakies do bani... no ale sie obada co tam wySTRZELALAM :)
nie uważam aby było tak źle z tym czytaniem. Ok na podstawie wypisów
z bibliotek lub sprzedaży książek robią statystyki ale często jedna
ksiązka przechodzi z rąk do rąk i tego nikt nie jest w stanie
skontrolować. (ja tak robię z rodziną i znajomymi...bo za drogo jest
kupować!a zawsze fajniej się czyta kisążkę którą ktoś polecał.)
Ja może strasznie dużo nie czytam ale jak czytam to grube książki a
jedna gruba to tyle samo co jakiś 100 stronicowy "Harlekin" w
statystykach. Jedno nie równa się drugiemu.
Mam mało czasu na powieści...ale to nie znaczy, że ich nie czytam.
Czytam nasze piękne podręczniki akademickie, to dopiero
treść...czasem akapit trzeba 3x aby coś zrozumieć :) i nie mówię tu,
że mam z czymś problemy - po prostu czasem autorzy zamiast ułatwić
tak przekazują więdzę, że za ch.l.rę nie wiadomo co mieli na myśli.w
ksiazkach amerykańskich jest odwrotna tendencja-wszystko jak
najprosiej, najłatwiej i najlepiej w formie graficznej :)
dodam ze nasze szkolne lektury to porazka...niby 5 z matury było ale
przez niektóre tytuły nie byłam w stanie przebrnąć...Nawet Pan
Tadeusz to był dla mnie problem (nie skończyłam) może dorosnę do
niego za 20 lat :)
Ale kombinowania szkoła nauczyła i nawet bez przeczytania lektury
potrafiłam o niej pisać długie wypracowania i rozwodzić się nad
postępowaniem głównego bohatera, grunt to dobra rozprawka :)
s_s znow udowadnia, ze dokladnie przeczytal ersytyke schopenhauera:
"Przedmiotem niniejszej rozprawki Schopenhauera są takie chwyty, których używają
w sporze ci, co za wszelką cenę- a więc i za cenę prawdy i słuszności,
poprawności wywodu- chcą koniecznie "postawić na swoim", zrobić tak, żeby było
uznane, że oni mają rację. Dobrze jest uprzytomnić sobie różne możliwe fortele,
aby wiedzieć, na co można być narażonym w sporach z ludźmi nierzetelnymi"-
czytamy w przedmowie Tadeusza Kotarbińskiego.
Dajcie mi 1 argument do rozprawki "Udowodnij , że warto czytać Pana Tadeusza" Mam już o zwyczajach szlacheckich i o opisach przyrody.
Dnia Wed, 30 Mar 2005 17:41:52 +0200, Grzegorz Król <k@agh.edu.pl
napisał:
Jeszcze jedna uwaga: uważam walkę z analfabetyzmem za jeden z
największych
humbugów XX w. Większość osób, które wtedy nie potrafiły czytać i pisać
po
prostu tego nie potrzebowałą [tak samo jak obecnie w przypadku wtórnego
analfabetyzmu]. Cała akcja była niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy na
podstawie błędnych ekstrapolacji XIX-wiecznych działaczy.
Uwaga do tej uwagi. Teraz coraz cześciej daje się zauważyć analfabetyzm
_pierwotny_. Gdy się okazało, że nowa matura jednak wchodzi w tym roku w
życie, w znanej mi klasie maturalnej wybuchła panika. Wśród NAUCZYCIELI,
którzy nagle, przerażeni faktem, że ktoś Z ZEWNĄTRZ może ułozyć obiektywny
zestaw pytań testowych, opierając się na kilkuletnim PROGRAMIE nauczania
przedmiotu, zaczęli nagle obłędnie pędzić uczniów do (zaległej) nauki. Z
miesiąca na miesiąc ta panika przygasa, a założenia nowej matury (typu
komisja z zewnątrz) są rozmywane. Miało być tak pieknie, skończy się jak
zwykle. Rozsądek wykazali rektorzy wyższych uczelni, którzy już około
października-listopada oświadczyli, że nie będą NM traktować poważnie i
swoje egzaminy wstepne (przemianowane na rozmowy kwalifikacyjne)
przeprowadzą i tak.
_Napisałem_ niedawno nową _ustną_ maturę z polskiego mojej kuzynce.
Jej matka (osoba po zawodówce) przeczytała Trylogię, Pana Tadeusza, Ludzi
bezdomnych i wie również, że Balzac to nie nowa marka francuskich
kondomów. Ja, maturzysta z 1992, nie przeczytałem chyba żadnej lektury w
liceum (bo interesowały mnie wtedy inne książki, a niektóre z lektur
miałem przeczytane już wcześniej, bez okazji). Obecnie nie sprawdza się
nawet znajomości wiedzy z bryków - które i tak są niemozliwe do
przeczytania, bo przeczytać kilka stron skondensowanego streszczenia i
omówienia lektury - to zadanie przekraczające mozliwości ucznia. Oni po
prostu nie potrafią i NIGDY NIE POTRAFILI przeczytać kilku zdań złozonych
następujących jedno po drugim. (Jak tu wymagać RTFM, skoro nawet komunikat
napisany nad przyciskami Tak/Anuluj jest za długi i za trudny?)
Wracając do tej "ustnej" matury. Miała to być prezentacja, kwadrans, na
wybrany przez ucznia temat, przed niezależną komisją. No cóż, zostałem od
razu zaprzęgnięty do pomocy. Pierwsza ściana - wybór tematu. Literackie
odpadły od razu z powodu nieprzeczytania przez delikwentkę żadnej lektury
(ani innych książek, na których możnaby się oprzeć). Językowe odpadły, bo
z kolei ja po 15 latach nie czuję się się w tym mocny. Wybrałem więc cos -
wydawało mi się - łatwego i przyjemnego - temat związany z językiem
nagłówków prasowych. Nauczycielka zasugerowała bibliografię. Poszliśmy
zgodnie z zaleceniem do biblioteki uniwersyteckiej. okazało się, że są to
tytuły napisane w latach siedemdziesiątych (czyli z czasów, gdy pani
nauczycielka studiowała polonistykę), częściowo obok tematu, a poza tym po
prostu kompletnie nieprzystające do obrazu dzisiejszej prasy.
Myślałem sobie tak: ściągnę z internetu parędziesiąt pod różnym względem
charakterystycznych nagłówków od Świata Nauki i Gazety Prawnej, przez Nie
i Nowego Pompona po Fakt i Bravo Girl (wraz z zajawkami treści artykułów),
rzucę to kuzynce, parę z nich sobie wspólnie przykładowo omówimy, resztę
przemysli sobie sama, któreś wybierze, na koniec jakoś to sobie
usystematyzujemy i w efekcie spokojnie przebrnie przez egzamin mówiąc
samoidzielnie z głowy, ciekawie, na oryginalny temat.
Skończyło się to tym, że pracę należało oddać juz, w formie pisemnej,
rozprawkę musiałem napisać sam, bo sklecenie dosłownie dwóch sensownych
zdań o każdym z nagłówków przekracza możliwości, a prezentacja jakaś się
pro forma zapewne odbedzie, przed komisją złozoną z nauczyciela
przedmiotu, dyrektora szkoły i jakiegoś, być może, jednego nauczyciela
zewnętrznego, odpowiednio ugłaskanego.
Rozpisałem się, być może niepotrzebnie, ale chwilowo nie miałem co robic :)
Konkluzja - jak napisałem na początku: obecnie analfabetyzm już nie jest
wtórny, tylko pierwotny.
Lekcja w przyszłości :)
(szkolna sala, wchodzą dwaj uczniowie, jeden z nich trzyma pod pachą komputer
osobisty, siadają na krzesłach, wchodzi nauczyciel)
Nauczyciel: Dzień dobry, zaczynamy lekcję, proszę wyciągnąć notebooki.
Uczeń 1: Panie profesorze bo ja dzisiaj zapomniałem.
Nauczyciel: Jak to nie przyniosłeś komputera do szkoły! Skąd ja ci teraz
wezmę kartkę i długopis?
Uczeń 1: To ja panie profesorze sobie później zgram notatkę od kolegi.
Nauczyciel: No dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz. Piszemy:"Gry dzielą
się na zręcznościowe, logiczne i strategiczne. Oddzielną grupę, ale jakoby
wywodzącą się ze zbioru gier stanowią symulatory..."
Uczeń 2: Panie profesorze, bo on mi wcisnął "DELETE"!!!
Nauczyciel: Po pierwsze nie "DELETE", tylko "DILEJT", a po drugie ty co się
wygłupiasz? Pracę domową odrobiłeś?
Uczeń 1: Odrobiłem.
Nauczyciel: Tak? To proszę podać mi kod do piątej planszy tej gry, która była
zadana do domu.
Uczeń 1: No... ...nie znam.
Nauczyciel: To znaczy, że nie odrobiłeś pracy domowej. W grę nie grałeś.
Uczeń 1: Ależ oczywiście, że grałem tylko pod koniec mi nie wyszło i nie
skończyłem.
Nauczyciel: To powiedz mi w którym miejscu jest tajemne przejście z planszy 4
do 6?
Uczeń 1: Nie wiem.
Nauczyciel: Nie wiesz. Nie grałeś. Tak? W ogóle w domu komputera nie ruszyłeś!
Za karę siądziesz teraz i przejdziesz grę do końca. Ja muszę wyjść na chwilę
i lepiej żebyś to zrobił zanim wrócę.
(nauczyciel wychodzi z sali, uczniowie zaczynają cichą rozmowę)
Uczeń 2: Ty wiesz co. Czytałem wczoraj "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.
Uczeń 1: Tak, no i co?
Uczeń 2: Mówię ci chłopie jaki czad!
Uczeń 1: A ja wczoraj napisałem rozprawkę.
Uczeń 2: Yaaa, a na jaki temat?
Uczeń 1: (wyciąga z kieszeni wypracowanie) "Jaki dziś jesteś Mickiewiczu?"
Uczeń 2: Ale ekstra. I jakich argumentów użyłeś?
Uczeń 1: Różnych. Takich za i przeciw. Wiesz co przyjdź dzisiaj do mnie to
sobie je wszystkie omówimy.
Uczeń 2: Dobra, wpadnę wieczorem do ciebie. Przyjdę z "Grażyną".
Uczeń 1: Fajnie, poczytamy sobie.
Uczeń 2: No, ale będzie super.
(nagle do sali wchodzi nauczyciel)
Nauczyciel: Co mieliście robić? Co to jest? Oddaj mi to. (zabiera
wypracowanie, czyta) Mickiewicz? Mickiewicz, co to poezja? Ja wam dam poezję.
To już przechodzi ludzkie pojęcie co się wyprawia w tej szkole! (do ucznia 1)
Jutro ty, zgłosisz się do mnie z nagranym na dyskietce save'em z ostatniej
planszy gry. (do ucznia 2) A ciebie jak zobaczę wieczorem w miejskiej
bibliotece to ci podłączę internet i będziesz musiał do mnie co pięć minut e-
mail'a przysyłać. Ja wam wybiję z głowy te wasze wieczorki poetyckie, to
łażenie do bibliotek, teatrów i innych domów rozpusty. A co ci tu wystaje z
kieszeni. (wyciąga bilet z kieszeni ucznia) Co to jest? Bilety do opery! Ja
wam dam operę. Wynocha do domu i siedzieć przed komputerami. (uczniowie
wychodzą, nauczyciel zwraca się do publiczności) A wy co? Kabaretów wam się
zachciewa, tak? Do domu, już do swoich komputerów. Ale się człowiek czasów
doczekał. Co za młodzież!
Tekst: Tomasz Sobieraj (kabaret DNO)
Ze stroy: JoeMonster'a
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl