aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Zacznę od tego że nie jestem profesjonalnym doradcą w temacie cyfrówek ponieważ nie śledzę tej technologii od samego początku. Sam używam nadal lustrzanki analogowej, którą bardzo sobie cenię. Aparat cyfrowy pożyczam od mojego kumpla bo niestety na mój cyfrowy obiekt zainteresowania muszę jeszcze troszkę poczekać. Bądź co bądź cena jest dość zaporowa choć systematycznie spada.
Jeśli zaś mówimy o niedrogim aparacie cyfrowym, a więc kompaktowym, bez wymiennej optyki to dobrze jest zwrócić uwagę na kilka wartości:
1. Przyspieszenie do setki - a więc ilość milionów pixeli matrycy (MP), teoretycznie im więcej tym lepiej. Ale im więcej = drożej. Więc jeśli aparat będzie miał minimum 3,2 MP to będzie już nieźle. Sam robiłem zdjęcia aparatem SONY DSC- P 72 z taką matrycą i zdjęcia pod tym względem były całkiem ok.
2. To ZOOM, dla jednych wazniejszy dla innych mniej. Ale generalnie jeśli jego warość oscyluje w granicach 5-6 krotnego zbliżenia to juz jest ok jak na mały kopakcik.
3. Ważna jest też w jakiej maksymalnie rozdzielczości aparat robi zdjęcia. Im większa tym można bardziej powiększyć zdjęcie i będzie lepiej wyglądało po wydrukowaniu na większym formacie.
4. Ustawienia manualne jak wspomniałeś. Tu chodzi o to czy lubisz eksperymentować i czy będziesz miał ochotę na to żeby bawić się w ustawianie takich wartości jak czas, czułość, przesłona. Moim zdaniem warto żeby były aczkolwiek automatyczne programy też dobrze spełniają swoją rolę.
5. Wizjer optyczny. Potrzebny? Raczej tak. Niekiedy wypada robić zdjęcia w takich warunkach świetlnych (bardzo słoneczny dzień) że na ekranie LCD niewiele widać a wtedy morzesz wykorzystać wizjer. I kolejna bardzo wazna zaleta- oszczędza energię potrzebną na napędzenie ekranu LCD (a potrzeba jej dużo).
Tak "pokrótce" mogę odpowiedzieć na Twoje pytania. Jeśli masz jeszcze jakieś lub jeśli mi jeszcze się coś ważnego przypomni to napiszę. Pozdrawiam!
5. Pamięć. Na tym raczej nie powinno się oszczędzać ponieważ nie ma nic gorszego niż pełna pamięć, kiedy jesteśmy w ciekawym miejscu a kolejne ciekawe kadry az same wchodzą w obiektyw. Wówczas w pośpiechu usuwamu zdjęcia (niekiedy badzo dobre). A im większe możliwości aparatu co do rozdzielczości tym więcej zdjęcia będą zajmoowały miejsca w pamięci. Mówię tu o najwyższej jakości zdjęć. Tak więc uważam że niezbędne minimum to 128 MB ale lepsze byłoby 256.
Pudło, bo ja nie znoszę postnoweczesnej humanistyki, a o fotoelektrolizie pisali fizycy i chemicy, a im raczej daleko ideowo do wypocin Deleuze'a czy Rorty'ego. Nawet jeśli się koniec końców pomylą, a fotoelektroliza nie będzie "tym" Jest nawet taka książka "Modne bzdury", gdzie porusza się temat nadużywania przez humanistów postmodernistycznych pojęć z zakresu nauk ścisłych (np. "torus" w historiografii).
A teraz dygresja. Tobie, sobie, pozostałym (może nie powinienem wymieniać siebie przed pozostałymi )
Przywiązanie szczególnej roli do wodoru to wypadkowa jego powszechności i unikalności wśród odnawialnych źródeł energii w transporcie. Przecież nikt skonstruuje autobusów na wiatr, energia słoneczna ma swoje ograniczenia w magazynowaniu i małej liczbie słonecznych dni w roku, a temat paliw znam dobrze, bo w magisterce musialem o nie poważnie zahaczyć, to i wodorem się zainteresowałem. Fotoelektrolizę udało się przeprowadzić, natomiast tak uzyskany wodór nie jest stosowany masowo. Poza tym koszty eksploatacji taboru wraz z koniunkturą na światowych rynkach paliw będą rosnąć, dopóki będą prześcigać się w kupowaniu ropy będą Amerykanie, Chińczycy i Hindusi. To dotyka gałęzie transportu na całym świecie. Zwłaszcza kolej, a tę preferuję prywatnie. Będzie żreć ten prąd niestety i będzie. Ale może przydałoby się uniezależnić chociaż od tego energetycznego bajzlu autobusy? Tak czy siak, one zostaną czymś uratowane, choć nie wiem czy koniecznie wodorem.
A o tym, że żywo dyskutuję na temat tego, jakie są możliwości zwodorowania pojazdów KM czy BRT, dementując baaaaajki, że LRT jest choćby niewiele droższe decyduje takie a nie inne podejście do problematyki transportu. Uczulałem tu wszystkich na ekonomię, z tym że niepokojąco mały odsetek forumowiczów ma o jej mechanizmach jakiekolwiek pojęcie. Problem (choć to może złe słowo, raczej specyfika) polega na tym, że podstawa wyodrębnienia transportu miejskiego spośród innych gałęzi samego transportu nie ma charakteru przestrzennego, tak jak w lotach pasażerskich czy w przewozach morskich. Tutaj ma ona charakter ekonomiczno-eksploatacyjny, co jest w prostej linii przedłużeniem potrzeb przewozowych pasażerów oraz sposobów, w jaki są zaspokajane. Dotyczy to też taryfy przewozowej; im większy koszt eksploatacji, tym bardziej trzeba będzie ją modyfikować w górę. Jeżeli jeszcze raz będziesz kiedyś poważnie stawał w szranki z tą tematyką weź pod uwagę, że ceny usług też wiszą na tych nieszczęsnych surowcach.
Dlatego trzeba myśleć ekonomicznie, o co bez przerwy apeluję. Toteż będę upierał się przy BRT/pasach autobusowych wysokiej jakości, podnosił tematy nowych technologii eksploatacji, bił pianę, żeby Gocław żadnej idiotycznej nitki metra nie dostał, tylko tramwaje oraz gadał o subiektywnej jak dla mnie problematyczności linii tramwajowej do Wilanowa z analizą możliwości wystąpienia paradoksu Veblena włącznie. Nikt zgadzać się z moimi konkluzjami nt. charakteru transportu nie musi, a nawet jeśli się zgadza, to dla niego z tej samej diagnozy mogą wynikać zgoła inne implikacje. Piszę to, bo chyba nie do końca każdy rozumie, co mam do przekazania (właściwie odnoszę wrażenie, że jestem rozumiany o wiele rzadziej niż kiedyś), a Ty już z ponowoczesną fizyką dałeś absolutnie do pieca.
Kto nie będzie myślał ekonomicznie i strategicznie, a jest zawodowo związany z transportem w miejskim, ten pewnego dnia, jeżeli nie będzie żałował, to przynajmniej będzie musiał nadrabiać stracony czas. I jest to kwestia podejścia, nie wiadomości o komunikacji czy wiedzy wyniesionej ze studiów. Tego o czym piszę w tym akapicie nie uczą na studiach, tylko wyrabia się to samemu w sobie.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl