Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

nie, nie, nie.
W tej zabawie, wcale nie chodzi o manie racji. Równie bede sie cieszył, jesli
Itek (sorry, że spadła na Ciebie Itku rola egzemplum, ale właśnie z Toba teraz
dyskutuję:)postawi przede mną taki mur interpretacyjny, przed którym runę na
kolana, w ekstazie i zachwycie i który odbierze mi chęc na jakiekolwiek
stukanie moimi piłeczkami. A ksiązka Kwarantynko cały czas jest w centrum, jest
i źródłem i celem tej zabawy (choc dla mnie to bardziej niz zabawa, to sposób
na życie i zarabianie jest:). Od niej się wszystko zaczyna, bo gdyby nie tekst,
to nie mielibyśmy nad czym tryskać fonntannami gadulstwa i pomysłów i na niej
sie końcZy, bo wszystko sprowadza się do tego, że chcemy lepiej? bardziej?
zrozumiec tekst, który przeczytalismy. Dyskusja pozwala odpowiedziec na
pytanie 'jak' tekst działa na człowieka, na co własne, nieprzedyskutowane wizje
danej ksiązki odpowiadają jedynie połowicznie i nigdy nie mamy pewności, czy
aby nie błędnie.

P:)



Moja córcia właśnie skończyła 8-tygodni a moje życie to ciągłe
zmiany nastrojów. Jest super jak mała pogodna, leży na leżaczku,
gada sobie po swojemu, walnie ten swój cudowny uśmieszek. A tu znowu
za chwilę ryki nie wiadomo o co, niby wszystko zrobione, nakarmiona,
przebrana a płacz nie ustaje. Teraz z tygodnia na tydzień jest
lepiej, co wcale nie znaczy łatwieje - wiadomo, teraz z każdym dniem
potrzebuje coraz więcej uwagi, zabaw, dialogów ale już jakby
człowiek bardziej kumaty, jak to nie pomaga to się spróbuje tego.
Chociaz czasem cierpliwości brak, nad czym ciągle pracuje ), zdarza
mi się na mała krzyknąć albo wyjść z pokoju i sobie zawyć. Szczerze,
to dopiero niedawno poczułam,że ją baaardzo kocham, zrobiłabym dla
niej wszystko, bo na początku to człowiek przerażony całą sytuacją,
mimo że po operacji jajnika i jednej ciązy obumarłej czekałam na
malucha z utęsknieniem. Też mi się wydaje,że łatwiej nie będzie,
będzie poprostu z każdym dniem inaczej, już zawsze będzie strach, że
coś jest nie tak, czy coś maluchowi nie dolega itp. Taka już rola
matki, ale trzeba te małe bąbelki mocno kochać, bo jak my im nie
damy miłości no to kto ma to zrobić!!



Michu napisał(a):
> P.S A czy dane dziecko w ogole ma komorke czy nie, to przepraszam,ale nie
> Pani sprawa.

Michu, czy Ty nie czujesz, co piszesz? Aż przeczytałem jeszcze raz post Joanny,
by spróbowac zrozumieć, do czego pijesz.
Pewnym truizmem jest stwierdzenie, że nie można skutecznie wychowywać, jeśli nie
zna się otoczenia/środowiska osoby wychowywane. Komórki są obecnie elementem
tego środowiska dość znaczącym - zaryzykuję stwierdzenie, że obecnie już osobnik
z komórką nie jest "kimś lepszym", ale teraz osobnik bez komórki w środowisku
szkolnym jest "kimś gorszym", a przynajmniej tak się subiektywnie czuje.
Stąd duża rola osób wychowujących w prawidłowym ustawieniu/naświetleniu chociaż
relacji człowiek/komórka w umysłach wychowanków. I co, odbierasz wychowacy prawo
interesowania się tym elementem życia wychowanka? Przecież wpisujesz się w
najgorszą tradycję rodziców 'walczących' w szkole o prawa swoich pociech, gdy na
uwagi odpowiadają 'to nie pani/pana sprawa'. A to miałoby jakieś tam, głupie bo
głupie, ale uzasadnienie, gdyby szkoła nie miała już pełnić żadnych funkcji
wychowawczych, ale póki co, na szczęście (ja też mam dzieci) nie jest.

Osobiście post Joanny odczytałem bardzo pozytywnie, jako osoby autentycznie
zainteresowanej swoimi wychowankami, a nie traktującej zajmowania się sprawami
ich dotyczącymi jako zła koniecznego. Oby więcej takich wychowawców,
potrafiących rozmawiać z rodzicami i przekonać ich do poparcia banalnego
skądinąd zdania, że lekcja jest czasem przeznaczonym na naukę, a nie na zabawę
błyskotkami.



Gościu, zamieściłeś właściwy cytat.
Z tym, że nie dotyczy on wszystkich anonimowych, ale odnosi się do szerokiej
grupy osób o specyficznej potrzebie kontrolowania. Być może w grupie pijących ta
przypadłość ujawnia się częściej?

Nawiążę do swoich doświadczeń. Byłam nękana (i dalej jestem, choć w inny,
pośredni sposób) przez netowego pijaka. Dbałość o moje dobre samopoczucie
nakazywała nękaczowi telefonowanie ustawiczne, bez względu na prośby, że jednak
jest to cokolwiek krępujące. Wyłączanie telefonu niewiele dawało, nękacz
potrafił znaleźć nr telefonu mojego syna, bo akurat dane prezesów firm są
ogólnie dostępne. A to, że pozwalał sobie na naciśnięcie dzwonka u drzwi -
przecie mąż mógłby się zniecierpliwić...

Zastanawialiśmy się w rodzinie, o co w tym wszystkim chodzi. O miłość? Wydaje mi
się, że nie.

Chodzi - tak sądzę - o chorobliwą potrzebę kontroli. Że człowiek, który zapaćkał
swoje całe życie rozmaitymi nałogami, musi dalej grać. Grac przed sobą głównie,
dla siebie... Rolę zbawcy - czy raczej "Bileciki do kontroli!". Musi prowadzić
szeroką korespondencję, pomagając - komu się tylko da! Tej, temu, tamtemu,
każdemu, kto mu się nawinie...

Do tego stopnia daje się pochłonąć grze w kontrolera, że nie widzi, jak pogrąża
się w bagnie. Opisuje dziwne miraże, niemające nic wspólnego z rzeczywistością.
Pojawiają się ostre problemy rodzinne, którym nie umie stawić czoła. I dopiero,
w dramatycznych okolicznościach, gra rolę zbawcy-kontrolera wobec rodziny. Tym
razem własnej.

Tak więc można w pewien sposób mówić o "urodzonych aowcach". ALE: Lepiej, aby
maniacki kontroler wyżywał się w szeregach wspólnoty niż szkodził osobom
postronnym, żadnej pomocy nie potrzebującym.

Natomiast pisanie Augustowe na FU... w moim odczuciu ma więcej z cech zabawy niż
misji. Mnie np. pomaga... kiedy się smucę, to muszę się uśmiechnąć.

W co gramy... alkoholicy?

Ale na wszelki wypadek dodam, że to nie jest gra miłosna...
;-)))

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.