aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
z plytka CHIPA dostalem pakiet starroffice. pelen entuzjazmu
ruszylem do boju. Najpierw zgodnie z instrukcja instalacja
glibc. pierwszy problem! Dali to jaki zip, ktory dawal tar'a, readme
i plik instalacyjny. Zgodnie z readme dajacym wybor miedzy
samodzielna a automatyczna instalacja zdecydowalem sie
na ta pierwsza. Zgodzilem sie na lakalizacje (pisze z pamieci)
/opt/office/lib, dalej tak jak chcieli skopiowalem offica do katalogu
/opt/office/ rozpakowalem i chcialem zaczac instalacje.
Tu jeszcze warto dodac, ze zwyczajowe do plikow tar.gz
polecenie tar -zfxv plik.tar.gz nie dalo rady. unzip plik.tar.gz
paradoksalnie cos rozpakowalo, ale nie wszystko i nie to.
Dopiero gdy spojrzalem na ta liste dowiedzialem sie, ze
rozszerzenie jest zle, a tak wogole to trzeba napisac tar -xfvp
Why, why, why!, dlaczego! tego nie wiem do dzis.
ufff... w koncu startx i ./setup... i jakies errory, pozniej byly juz
tylko zonglerki - offica do /opt/office/lib - nic, lib do /opt/office -
rowniez nic i tak dalej. W koncu zdecydowalem sie na instalacje
do /lib, tylko, ze to byl tar !!!! Jak to oceniacie? Chyba zrobilem
burdel. (bo to byl REDHAT) glibc bylo wersja z koncowka 7, wiec
menedzerem pakietow z X wywalilem glibc z koncowka 5.
REDHAT na razie jeszcze dziala. Mam jednak poczucie winy.
Teraz tego glibcxxx7 nie odinstaluje. Czy powinienem koniecznie
sciagnac rpm'a z ta wersja?
W koncu jednak ./setup zadzialal, instalacja poszla niezle.
I co ja widze. Probowalem sie bawic arkuszem. Nie znalazlem
jednak opcji, na ktorej mi najbardziej zalezy, a ktora mam w excelu.
Mianowicie wykresow y=f(x), oraz co za tym idzie zaznaczania bledow
procentowych na wykresach, linii trendu (regresji) itd. To byl pierwszy
cios. Czy faktycznie tego nie ma, czy tylko nieudolnie szukalem?
Uruchomilem jeszcze edytor. Czcionka times wygladala cos
kaleko. Napisalem jednak pierwszy dokument, po angielsku zreszta.
(Pl fonty chcialem zainstalowac pozniej). Przy okazji, nie instalowalem
zadnych slownikow. Czy w np. angielskim jest tylko ortograficzny,
czy rowniez wyrazow bliskoznacznych?
Tak jak pisalem, czcionka times wygladala kaleko. Zdecydowalem
sie wiec na wydruk. To byl kolejny cios. Mam jeszcze z instalacji
przypisana do portu drukarke canon bjc240, gdy wywoluje
ustawienia drukarki pod X, rowniez moge okreslic rozdzielczosc,
wielkosc kartki itd dla (pisze jak byk) canon bjc240. Menedzer
wydruku z pakietu offica nie ma tej drukarki, ale domyslnie byl
przypisany jakis (pisze z pamieci) postcript dla tego portu.
Biblioteki mam na pewno wszystkie, bo instalowalem wszysciutko
oprocz gier. Niestety, drukarka nic nie wydrukowala, to znaczy
wydrukowala, ale kilka krzakow, kilka piskow, kilka przesuniec.
Pozniej byla jeszcze proba wydruku strony probnej, ktora
rowniez nic nie dala. Przy okazji, jak z bufora (pliku buforowego ?)
linuxa wyrzucic to co przeslaly tam programy?
Jeszcze przez kilka godzin, gdy wlaczalem drukarke, linux ciagle
wysylal jej te smieci, ktore zajelyby pewnie tysiace kartek.
Czy po rebocie i ponownym wystartowaniu bedzie posylal je dalej?
Tu juz moja historia dobiega konca. Moral ma z niej jeden.
Moze linux gdy sie dlugo uczyc konfiguracji moglby byc niezlym
serwerem dla sieci. Na narzedzie pracy domowej z pewnoscia
jednak sie nie nadaje.
Ps. LICZE NA KOMENTARZE
Majkel wrote:
z plytka CHIPA dostalem pakiet starroffice. pelen entuzjazmu
ruszylem do boju. Najpierw zgodnie z instrukcja instalacja
glibc. pierwszy problem! Dali to jaki zip, ktory dawal tar'a, readme
i plik instalacyjny. Zgodnie z readme dajacym wybor miedzy
samodzielna a automatyczna instalacja zdecydowalem sie
na ta pierwsza. Zgodzilem sie na lakalizacje (pisze z pamieci)
/opt/office/lib, dalej tak jak chcieli skopiowalem offica do katalogu
/opt/office/ rozpakowalem i chcialem zaczac instalacje.
Tu jeszcze warto dodac, ze zwyczajowe do plikow tar.gz
polecenie tar -zfxv plik.tar.gz nie dalo rady. unzip plik.tar.gz
paradoksalnie cos rozpakowalo, ale nie wszystko i nie to.
Dopiero gdy spojrzalem na ta liste dowiedzialem sie, ze
rozszerzenie jest zle, a tak wogole to trzeba napisac tar -xfvp
Why, why, why!, dlaczego! tego nie wiem do dzis.
ufff... w koncu startx i ./setup... i jakies errory, pozniej byly juz
tylko zonglerki - offica do /opt/office/lib - nic, lib do /opt/office -
rowniez nic i tak dalej. W koncu zdecydowalem sie na instalacje
do /lib, tylko, ze to byl tar !!!! Jak to oceniacie? Chyba zrobilem
burdel. (bo to byl REDHAT) glibc bylo wersja z koncowka 7, wiec
menedzerem pakietow z X wywalilem glibc z koncowka 5.
REDHAT na razie jeszcze dziala. Mam jednak poczucie winy.
Teraz tego glibcxxx7 nie odinstaluje. Czy powinienem koniecznie
sciagnac rpm'a z ta wersja?
W koncu jednak ./setup zadzialal, instalacja poszla niezle.
I co ja widze. Probowalem sie bawic arkuszem. Nie znalazlem
jednak opcji, na ktorej mi najbardziej zalezy, a ktora mam w excelu.
Mianowicie wykresow y=f(x), oraz co za tym idzie zaznaczania bledow
procentowych na wykresach, linii trendu (regresji) itd. To byl pierwszy
cios. Czy faktycznie tego nie ma, czy tylko nieudolnie szukalem?
Uruchomilem jeszcze edytor. Czcionka times wygladala cos
kaleko. Napisalem jednak pierwszy dokument, po angielsku zreszta.
(Pl fonty chcialem zainstalowac pozniej). Przy okazji, nie instalowalem
zadnych slownikow. Czy w np. angielskim jest tylko ortograficzny,
czy rowniez wyrazow bliskoznacznych?
Tak jak pisalem, czcionka times wygladala kaleko. Zdecydowalem
sie wiec na wydruk. To byl kolejny cios. Mam jeszcze z instalacji
przypisana do portu drukarke canon bjc240, gdy wywoluje
ustawienia drukarki pod X, rowniez moge okreslic rozdzielczosc,
wielkosc kartki itd dla (pisze jak byk) canon bjc240. Menedzer
wydruku z pakietu offica nie ma tej drukarki, ale domyslnie byl
przypisany jakis (pisze z pamieci) postcript dla tego portu.
Biblioteki mam na pewno wszystkie, bo instalowalem wszysciutko
oprocz gier. Niestety, drukarka nic nie wydrukowala, to znaczy
wydrukowala, ale kilka krzakow, kilka piskow, kilka przesuniec.
Pozniej byla jeszcze proba wydruku strony probnej, ktora
rowniez nic nie dala. Przy okazji, jak z bufora (pliku buforowego ?)
linuxa wyrzucic to co przeslaly tam programy?
Jeszcze przez kilka godzin, gdy wlaczalem drukarke, linux ciagle
wysylal jej te smieci, ktore zajelyby pewnie tysiace kartek.
Czy po rebocie i ponownym wystartowaniu bedzie posylal je dalej?
Tu juz moja historia dobiega konca. Moral ma z niej jeden.
Moze linux gdy sie dlugo uczyc konfiguracji moglby byc niezlym
serwerem dla sieci. Na narzedzie pracy domowej z pewnoscia
jednak sie nie nadaje.
Ps. LICZE NA KOMENTARZE
Dobra. Oto one:
1. Drukarkę możez sobie zainstalować i skonfigurować najprościej z roota
odpalając control-panel pod X-ami. Jest tam konfiguracja drukarki i
można wydrukować strony testowe.
2. To, że biblioteki masz wszystkie nie oznacza jeszcze, że masz całe
oprogramowanie. Jaką wersję RH masz ? 5.0, 5.1 czy 5.2 ?
3. Co do wysyłania wydruku to nawet po reboocie będzie on wysyłany :-)))
Jeżeli chcesz usunąć plik z kolejki wydruków, to polecam: man lpq.
Znajdziesz tam praę użytecznych opcji :-))
3. Morał jest błędny - ja używam linuxa do prawie wszystkiego. Jedynie
CorelDraw-a i Protela używam spod windows95 - ale niestety pod Linuxa
nie ma programów tej klasy z takimi możliwościami a te nie dadzą się
odpalić pod wine (chociaż wciąż żywię nadzieję i sprawdzam kolejne
wersje, czy czasami to się nie uda ... :-))))
Pozdrawiam
JasioR.
Do poczytania.
Proponuję, żebyśmy w tym wątku umieszczali różne niedługie teksty.
I takie znalezione gdzieś w necie /wtedy oczywiście podajemy autora lub
chociaż zaznaczamy, że na tekst trafiliśmy "lecąc" przez sieć/ i takie, które
mamy gdzieś w swoich zbiorach i niekoniecznie wiadomo skąd je wzięliśmy oraz
różne swoje "opowiadanka".
Jeśli uznamy, że warto rozszerzyć zakres, to po prostu zrobimy to.
Na początek wklejam znalezione gdzieś /nie pamiętam/ rozważania o NICZYM.
Rozmowa z moim mężczyzną.
- Muszę coś napisać, powiedziałam gryząc kolejnego słonego paluszka.
- To pisz, odparł Mężczyzna Życia z nad gazety.
- Nie mam o czym.
- To pisz o niczym.
- Co?????
- Oczywiście, świetny pomysł, odparł.
Już zamierzałam zawołać? Halo! Kochanie! Tu jestem!!! i pomachać mu ręką.
przed nosem, ale i tak nic by to nie dało. Czytał.
A właściwie... może to i pomysł? Bo co to jest NIC?
Zajrzałam do encyklopedii. Hasło NIC nie istnieje. Zajrzałam do
Kopalińskiego. NIC, NICZEGO, W NICZYM, O NICZYM i już. Żadnego komentarza.
Zajrzałam do słownika wyrazów bliskoznacznych - nie istnieje. W słowniku
Skorupki-Auderskiej: wyraz wzmacniający
zaprzeczenie. Tylko wzmacniający zaprzeczenie?.
I tak mi się jakoś... żal zrobiło tego krótkiego, malutkiego słówka NIC.
Dlaczego wszyscy je omijają? Dlaczego traktują per noga? Dlatego, że
krótkie? Że mało znaczące?
Niemożliwe. Przecież używane jest często. Aż za często.
- Co robisz? ?
- O czym myślisz?
- Mówiłeś coś? ?
- Kupiłas coś?
Nic.
Zadzwoniłam do znajomego filozofa.
- Panie profesorze, co to jest NIC?
- Byt. Jak każdy inny.
- Jak to: byt? Jeśli mówię, NIC, to mam na myśli pustkę, zero, no... po
prostu NIC.
- Nic podobnego. Każdy byt odpowiada na pytanie Kto? Co? Odpowiedź: NIC.
Czyli NIC jest bytem jak każdy inny. A jeśli jest bytem, to istnieje. Zresztą
sama używałaś go dość często na moich zajęciach. Pamiętasz? Ilekroć pytałem
cię, co zrozumiałaś, odpowiadałaś: NIC. Z tego wniosek, że NIC jest nie tylko
bytem abstrakcyjnym, ale realnym bytem powszechnie używanym, czyli bardzo
namacalnym i konkretnym. Zrozumiałaś coś?
- Nic, ale wierzę Panu, Profesorze, jak zwykle. Dziękuję.
- Nic nie zmądrzalaś przez te lata... westchnął i odłożył słuchawkę.
To już było coś. Jakiś punkt zaczepienia. Oznaczało, że to maleństwo nie jest
tak calkiem zawieszone w próżni, nie jest zerem, nie jest byle NIC. Jest
bytem funkcjonującym na równych prawach z innymi, jak stół, jak ja, nawet jak
Bóg... Jak BÓG???
Zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego księdza.
- Słuchaj, wyszło mi, że NIC jest tak samo ważne jak Bóg. Co ty na to?
- Co ci jest?
- Nic. Użalam się nad słowem i muszę je dowartościować
- Aaaa... rozumiem. Więc spokojnie.... biorąc pod uwagę, że Bóg stworzył coś
z niczego, NIC może leżeć u podstaw działań boskich. Pasuje ci?
- Chcesz powiedzieć, że jakby nie było NIC, to Bóg nie stworzyłby świata?
- No... chyba za szybko...
- Dlaczego? Jeśli na początku było SŁOWO, to tym słowem musiało być NIC. Idąc
dalej, NIC jest przyczyną istnienia Boga... Przyczyną sprawczą... O kurcze!
- No... ja tego nie powiedziałem... ja tak nie myślałem... Chociaż czekaj...
właściwie... w zasadzie... to logiczne...
- No widzisz. A teraz uważaj: Profesor powiedział, że NIC jest takim samym
bytem, jak każdy inny. Czyli jeśli był jakiś byt zanim Bóg stworzył inne
byty, to znaczy, że Bóg nie stworzył czegoś z niczego, tylko stworzył byty na
bazie bytu już istniejącego. Czyli jednak Tomasz z Akwinu i nauka mają rację,
że musiało istnieć coś, co Bóg jedynie poruszył i poprzez ruch powstało
życie. Czyli teoria białka jest wielce prawdopodobna. Czyli w teologii NIC
jest tym samym, czym w nauce BIAŁKO. Proste. To o co tak się kłócą teologowie
z naukowcami?
- Zaraz... zrobiłaś mi straszny mętlik... Daj mi szybko Bruneta.
- Czyta.
- O.K. Zadzwonię wieczorem. Coś trzeba z tobą zrobić....
YES!!! Nie zaprzeczył!!! Już mi się teraz nie wyłga!
Malutkie, niewiele znaczące, przez filologów pozbawione samodzielności NIC
używane ponad miarę, zupełnie bezmyślnie. Nie poświecamy mu uwagi, traktujemy
jak przerywnik, przechodzimy obojętnie jak koło ogórka. A przecież wystarczy
chwila zastanowienia, by dostrzec jak jest ważne, jak bardzo potrzebne, jak
niemożliwe byłoby bez niego życie. Kiedyś ? teraz ?
Bo NIC jest PRA-POCZĄTKIEM.
Z szacunkiem, proszę.
- Ufff! Skończyłam. Idę robić kolację.
- I o czym napisałaś?
- O niczym.
- No wiesz, obraziłaś się? ... zaczytany byłem...
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl