aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Reporterka TVN Inga Rosińska zostanie rzeczniczką szefa Parlamentu europejskiego Jerzego Buzka - poinformował na swoich stronach internetowych tygodnik "Polityka". wiadomosci.wp.pl
Zobacz cały artykuł
i się wyjaśniło...
Kontrowersyjny show, którego główną nagrodą miała być nerka do transplantacji był tylko grą. Główna bohaterka programu była aktorką - informuje Inga Rosińska, korespondentka TVN24. Pozostali - czekający na przeszczep - to autentycznie chorzy ludzie, którzy wyrazili zgodę na udział w programie i wiedzieli jakie są jego założenia.
http://wiadomosci.onet.pl/1546748,12,item.html
Płonie siedziba KE - kłęby dymu nad Brukselą
Pali się siedziba Komisji Europejskiej w Brukseli. Nad budynkiem unoszą się ogromne kłęby dymu. Na miejsce przyjechały wozy straży pożarnej.
- Prawdopodobnie pożar wybuchł w sali prasowej - powiedział strażnik, który zastrzegł sobie anonimowość.
Jak mówi z Brukseli korespondentka TVN24 Inga Rosińska, trwa ewakuacja wszystkich pracowników. Dziennikarka zaznaczyła, że nie włączył się alarm przeciwpożarowy. - Wcześniej włączał się często bez okazji - podkreśliła Rosińska.
Korespondentka dodała, że kłęby dymu wydobywają się z ostatniego piętra. - Nie powiedziałabym, że one są ogromne, ale widać, że jest tam poważny pożar. Ponieważ trwa od jakiegoś czasu, widać, że nikt nie potrafi sobie z nim poradzić - relacjonowała na gorąco dziennikarka.
Jak powiedziała, na ostatnim piętrze budynku przebywają najważniejsze osoby w Komisji Europejskiej, w tym przewodniczący Jose Manuel Barroso.
http://www.tvn24.pl/-1,1600796,0,1,plonie-siedziba-ke,wiadomosc.html
Przypadek?, zbieg okoliczności? Jak w tym nie ma Palca Bożego, to nie wiem co.
W niedzielę 7 czerwca 2009 roku po raz pierwszy w polskiej telewizji na żywo w studiu wystąpi hologram. Dzięki najnowszym technologiom, Inga Rosińska, która przebywa obecnie w Brukseli, wystąpi obok Bogdana Rymanowskiego w wieczorze wyborczym TVN24. W listopadzie 2008 r. przeprowadzono pierwszy pokaz hologramu w studio. Nad jego wyświetlaniem pracowało wtedy 44 kamery i 20 komputerów.
Transmisja holograficzna na żywo polega na sfilmowaniu osoby w jednym miejscu, a potem podłożeniu tego obrazu na inne tło. Jednak tylko widzowie będą mogli zobaczyć dziennikarkę w warszawskim studiu - Bogdan Rymanowski oczywiście swojej koleżanki widzieć w studiu nie będzie.
W zeszłym roku taką głupotę wymyślił CNN, a TVN 24 pomysł podchwycił... Widziałem na YouTube ten hologram z CNN i nie wywołał mojego najmniejszego zainteresowania. Nie zrozumiem nigdy, po co trzeba wydawać pieniądze na tworzenie takiej głupoty, która niczemu nie służy? No bo nie znajduję sensownego wyjaśnienia, po co w coś takiego się bawić... Czy z przekazu informacyjnego koniecznie trzeba robić jakieś głupie show, czy nie może być NORMALNIE? Czemu ma służyć udawanie (nawet jeśli o nim wiadomo), że reporter jest w studiu, kiedy naprawdę jest w innym miejscu? A, już wiem! Nowoczesność to się chyba nazywa...
Prezydent o dziennikarce: Ta małpa w czerwonym
cheko, IAR
2006-12-15, ostatnia aktualizacja 2006-12-15 15:00
Po wieczornym spotkaniu przywódców Unii Europejskiej w Brukseli , doszło do nietypowej sytuacji. Jak donosi Radio Zet, prezydent Kaczyński podczas konferencji prasowej miał ściszonym głosem zasugerować prezydenckiemu ministrowi Andrzejowi Krawczykowi, by zadane mu pytanie nie padło ze strony jednej z dziennikarek. - Nie od tej małpy w czerwonym - powiedział prezydent.
Wcześniej mikrofony radiowe i telewizyjne nagrały, jak Lech Kaczyński wskazywał szeptem szefowej dyplomacji, że "ta w czerwonym" to Inga Rosińska z TVN 24.
Prezydent nie chciał komentować tego zajścia. Jego zdaniem - "była to jedynie prywatna wymiana zdań". Stwierdził, że w prywatnych rozmowach różnie nazywa dziennikarzy oraz innych ludzi. Ponadto podkreślił, że jego wypowiedź w stosunku do dziennikarki TVN 24 nie była absolutnie związana z określeniem jej urody, bo w tej kwestii - jak powiedział dziennikarzom - jest dokładnie odwrotnie.
Podczas konferencji prezydent miał również problemy natury językowej.
Gdy tłumaczka słowo holenderski przetłumaczyła jako "dutch", prezydent bardzo się zdziwił. - A nie "Netherland"? - dopytywał.
- Netherlands to Holandia a dutch to holenderski - przyszła prezydentowi w sukurs szefowa naszej dyplomacji Anna Fotyga.
Coś z poczucia humoru Pana Prezydenta
W czasie konferencji prasowej w Brukseli Lech Kaczyński powiedział półgłosem do swego ministra, że zgadza się na jeszcze jedno pytanie, ale nie od tej - jak to określił - "małpy w czerwonym". Dziennikarskie mikrofony zarejestrowały tę wypowiedź.
Gdy Lech Kaczyński ponownie spotkał się z dziennikarzami, początkowo nie zamierzał się tłumaczyć z wpadki, ale już wkrótce zmienił zdanie. - Ja prywatnie nazywam dziennikarzy bardzo różnie, tak samo jak wszystkich innych ludzi. Na pewno nie była to kwalifikacja urody, bo tutaj można powiedzieć, że odwrotnie - tłumaczył zmieszany prezydent.
"Jeszcze jedno pytanie. Ale nie od tej »małpy w czerwonym«" - odpowiedział ściszonym głosem prezydent, mając na myśli polską dziennikarkę ubraną w czerwony żakiet.
Jak informuje Informacyjna Agencja Radiowa wcześniej mikrofony radiowe i telewizyjne nagrały, jak Lech Kaczyński wskazywał szeptem szefowej dyplomacji, że "ta w czerwonym" to Inga Rosińska z TVN 24.
"W służbie Nietykalnego"
Szkoda tylko, że R. Ziemkiewicz nie był taki pryncypialny kiedy ochrona J. Kaczyńskiego stratowała K. Kolendę-Zalewską, czy kiedy jego brat pełniący niestety funkcję prezydenta zwracał sie do obywatela "Spieprzj dziadu" , do Ingi Rosińskiej z TVN "małpa w czerwonym czy do Moniki Olejnik , że ją załatwi. Wszystko psieje, wolałem R. Ziemkiewicz jak pisał marną literaturę s-f, bo i tak to było lepsze niż jego wypowiedzi polityczne.
Niestety, w ocenie tego pana mamy Jurku skrajnie różny sposób patrzenia
Porcellus
TVN24, łączenie na żywo z Ingą Rosińską z Brukseli. Jest mapka, zaznaczona Belgia, jednak zamiast napisu "Bruksela" pojawiła się "Ankara". Po chwili obraz zdjęto z wizji i go poprawiono.
Kontrowersyjny show, którego główną nagrodą miała być nerka do transplantacji był tylko grą. Główna bohaterka programu była aktorką - informuje Inga Rosińska, korespondentka TVN24. Pozostali - czekający na przeszczep - to autentycznie chorzy ludzie, którzy wyrazili zgodę na udział w programie i wiedzieli jakie są jego założenia.
Taka forma przekazu miała uświadomić Holendrom problem braku organów do transplantacji.
O 37-letniej "dawczyni" wiadomo było, że ma na imię Lisa i że cierpi na raka mózgu. Decyzję, której z trzech osób uratować życie, Lisa miała podjąć na podstawie życiorysów kandydatów, rozmów z tymi ludźmi, ich rodzinami i przyjaciółmi. Telewidzowie mogli jej doradzać, wysyłając SMS-y podczas 80- minutowego programu.
Zapowiedź tego programu wywołała falę krytyki w samej Holandii i daleko poza jej granicami. Wielu ludzi uważa, że twórcy programu, zaliczanego do kategorii "reality show", posunęli się za daleko.
Jak podało na stronie internetowej holenderskie MSZ, ambasady tego kraju otrzymywały wiele skarg od osób deklarujących, że są zszokowane formułą programu.
- Tylko Holandia mogła stworzyć takie show - napisał niemiecki "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Holenderska opinia publiczna była podzielona - jedni potępiali program, inni nie widzieli w nim nic niestosownego, jeszcze inni mieli co prawda obiekcje, ale uważali, że wywołanie publicznej debaty nad brakiem organów do przeszczepów jest bardzo potrzebne.
Do tych ostatnich zaliczał się m.in. dyrektor holenderskiego Instytutu Nerek Paul Beerkens, który przyznał, że sposób wywołania tej debaty nie bardzo mu się podoba, ale samo zwrócenie uwagi na problemy transplantologii jest czymś "fantastycznym".
Słuchacze jednej z lokalnych stacji radiowych sugerowali nawet że publiczna telewizja BNN, w której zrodziła się koncepcja tego programu, pozwoliła sobie wręcz na mistyfikację, by podnieść oglądalność -okazało się, że częściowo mieli oni rację.
BNN bronił się przed emisją, podkreślając, że zależy jej na tym, by zwrócić uwagę na coraz większy niedobór organów do przeszczepów.
- Robimy program, o którym wiemy, że jest skrajnie kontrowersyjny (...), ale wierzymy, że rzeczywistość jest znacznie gorsza - powiedział szef BNN Laurans Drillich, wskazując na bardzo długą listę oczekujących na przeszczepy.
onet.pl
inga rosinska, korespondentka tvn z brukseli.
Prezydent omyłkowo odznacza generała Jaruzelskiego „Krzyżem Zesłańców Sybiru”. Premier trzyma pieniądze na koncie matki, a jego ministrowie podważają teorię Darwina, piszą listy do papieża z prośbą o ekskomunikę i handlują rządowymi posadami w sejmowym hotelu. Nie ma tygodnia, aby nasi politycy nie palnęli głupstwa. Pół biedy, kiedy ich wpadki są szeroko komentowane w polskich mediach. Gorzej, kiedy śmieją się z tego w innych krajach.
Lista gaf i przejęzyczeń ("Wasza Świętobliwość (…), witamy biskupa Rzyma" - o papieżu Benedykcie XVI, albo "Irasiad jest bardzo zdenerwowany" - do funkcjonariusza służb ratowniczych, który wydał komendę psu „Ira siad!”) prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia jest długa. Otwiera ją wakacyjna podróż służbowym samolotem, wtedy jeszcze prezydenta-elekta. Przez kolejne siedem miesięcy Lech Kaczyński wykorzystywał ten środek transportu do prywatnych celów ponad pięćdziesiąt razy.
Podczas oficjalnych spotkań z przywódcami innych państw Lech Kaczyński często nie zauważa wyciągniętej do uścisku dłoni – przekonali się o tym prezydent USA George Bush i kanclerz Niemiec Angela Merkel. Nasz prezydent potrafi też wręczyć bukiet kwiatów łodygami do góry. A zdjęcie Marii Kaczyńskiej wchodzącej do samolotu (przed jedną z zagranicznych wizyt jej męża) z kolorową reklamówką, znalazło się na czołówkach wszystkich gazet w Polsce.
Sporo zamieszania jest z flagami. Zaczęło się od odwróconej flagi Polski na limuzynie prezydenta (podczas corocznej narady z szefami resortów). Po ulicach Warszawy prezydent jechał samochodem "w barwach Monako". Do kolejnej „sztandarowej” wpadki doszło kilka tygodni później, przy okazji wizyty ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa. Pracownicy polskiego MSZ-u przed gmachem ministerstwa zamiast rosyjskiej powiesili… flagę czeską. Innym razem, w trakcie przemówienia telewizyjnego Lecha Kaczyńskiego, flaga Unii Europejskiej przesłaniała polską. A powinno być odwrotnie.
Lech Kaczyński nie ustrzegł się też błędów „cięższego kalibru”. Prezydent pojawił się w czerwonym hełmie strażackim na miejscu katastrofy hali targowej w Katowicach (stosownie do powagi sytuacji) wyglądał w nim niestety, co najmniej dziwnie.
26 marca 2006 generał Wojciech Jaruzelski otrzymał „Krzyż Zesłańców Sybiru” przyznany przez Lecha Kaczyńskiego. Kiedy sprawa wyszła na jaw, ówczesny szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Urbański, stwierdził, że „prezydent nie zdawał sobie sprawy, że na tej liście jest Wojciech Jaruzelski i odznaczono go przez pomyłkę”. Czyżby najważniejsza osoba w państwie nie wiedziała, jakie dokumenty podpisuje?
I w końcu słynna już, nie tylko w Polsce, gafa Lecha Kaczyńskiego, czyli „… nie od tej małpy w czerwonym”. Na konferencji prasowej w Brukseli ustawione na stole mikrofony reporterów zarejestrowały rozmowę prezydenta z podsekretarzem stanu Andrzejem Krawczykiem. Na pytanie ministra, czy kończymy konferencję, Lech Kaczyński odpowiedział: jeszcze jedno pytanie, ale nie od tej małpy w czerwonym. Chodziło o dziennikarkę TVN24 Ingę Rosińską.
Ostatnio częstym bohaterem kabaretowych skeczy jest wicepremier Przemysław Gosiewski. Polityk PiS zapytany kiedyś przez sejmową reporterkę o rekonstrukcję rządu, bez zająknięcia udzielił wyczerpującej odpowiedzi. Uważam, że sprawa terminów rekonstrukcji jest kwestią ustaleń pomiędzy premierem, a prezydentem. (…) Ta rekonstrukcja będzie dokonana. Ja sądzę, że to jest już kwestia pewnej procedury, aby taka rekonstrukcja została dokonana, bo w sferze negocjacyjnej wszystkie sprawy zostały uzgodnione. Kiedy konferencja dobiegła końca, po cichu poprosił rzecznika klubu parlamentarnego: proszę się dowiedzieć, o co chodzi z tą rekonstrukcją i kiedy ta rekonstrukcja jest.
W trakcie innej rozmowy z dziennikarzem oświadczył: jest jeszcze kwestia kolejnych zmian i te zmiany idą przede wszystkim tutaj w aspekcie zmian. I jeszcze jeden, najnowszy lapsus wicepremiera: lotnisko w Obicach jest potrzebne z tego powodu, że za parę lat transport lotniczy będzie istotną częścią transportu i że za parę lat lotniska regionalne mogą przeżywać swój benefis.
Najwięcej kontrowersji wzbudziła jednak decyzja Gosiewskiego o budowie stacji kolejowej w niewielkiej, dziesięciotysięcznej Włoszczowie na trasie ekspresu relacji Warszawa-Kraków. Najsłynniejszy peron w IV RP kosztował ok. 3 milionów złotych, a korzysta z niego… zaledwie kilkadziesiąt osób dziennie. A wicepremier? Spełniając marzenia mieszkańców Włoszczowy „o szybkim połączeniu ze światem” otrzymał tytuł honorowego obywatela miasta.
Źródło:
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl