aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Krystek
"nieważne jak długo jest się razem, ważne jak piękne są te wspólne chwile..."
piękne słowa :)
Jerczu wychodze z założenia że wspomnienia to najcenniejsz rzecz jaką mamy :)
Jest mi bardzo przykro że Twoj związek sie rozpadł :( wiem co to znaczy rozstac sie z kimś po tak długim czasie... byłam w podobnej sytuacji... kiedyś :) Nauczyłam się jednego: nie wato uszczęśliwiać nikogo na siłe! Mówi sie ze najważniejsze jest to by dawać... owszem ale jednak zwiazek 2 osób polega na dawaniu jak i braniu taka jest prawda:) jeśli ktoś daje z siebie 100% a druga strona nawet tego nie doceni... no to sorry dla mnie to nie ma sensu...
Tak rozstania bolą... bardzo.... ale trzeba sie podnieść i dalej kroczyć przez życie:) świat nie stoi w miejscu nawet jak tak nam sie wydaje :) mi akurat rozpad tamtego zwiazku pomogł zrozumieć mi pare rzeczy, ponad 13 miesięcy temu odnalazłam moje szczeście :) mam nadzieje że i ty odnajdziesz to co sprawi że bedziesz w siódmym niebie :)
bądz dzielny i trzymaj sie cieplutko :) i przede wszystkim badz rozsądny :)
:przytulasie:
Ten wątek przypomniał mi pewną anegdotę. Słyszałem od kolegi z pracy, sporo starszego. Otóż jego znajomy uważał, że każdy mężczyzna żeniąc się powinien mieć jakieś doświadczenie. Przynajmniej z pięć kobiet przed żoną. Na uwagę mojego kolegi, że w takim razie jego córkę przed ślubem lub po będzie miało co najmniej pięciu facetów, odpowiedział że zabiłby ich wszystkich (jest myśliwym) nie mógł zrozumieć, że działa to w dwie strony.
Jedno z podstawowych przykazań sprowadzone do mądrości ludowej mówi ,,nie czyń drugiemu co tobie niemiłe''. I ma głęboki sens. Nie wierzę, żeby ci, którzy nie mają nic przeciwko podrywaniu osób będących w innych związkach (abstrahując od ich płci) pałali wielką życzliwością do kogoś, kto poderwie im partnera (czy partnerkę) którą kochają i z którą są mocno związani emocjonalnie. Ot, taki przejaw filozofii Kalego.
I jeszcze inna sprawa. Nie uważam wiązania się z kimś z pracy za szczególnie mądre czy rozsądne. Na forum było kilka wątków założonych przez osoby, które po rozstaniu cierpiały, bo nie mogły się odciąć od byłej partnerki (czy partnera) i codziennie się na niego natykały. Jak się wiąże z kimś z pracy, to trzeba się liczyć z tym, że kiedyś być może trzeba będzie się z nim rozstać. Nie zawsze w wielkiej przyjaźni. A wtedy albo zmieni się pracę, albo trzeba będzie się codziennie z tą osobą spotykać służbowo.
Ja top robiłem.
Nie da się zrobić piojedynczego egzemplarza.
W związkuz tym, ze forum przeżywa kolejne rozstania i zawitrowania nie widzę też możliwości bym na dziś mógł wrócić do tematu kolejnej edycji. Tylu chęntych nie znajdziemy by zrealizować zamówienie. Trzeba ok. 50-100 osób by cena była rozsądna.
Pary, które prowadzą wspólne życie przed zaręczynami lub ślubem są w przyszłości mniej zadowolone z małżeństwa i bardziej zagrożone rozwodem niż pary, które zaczynają mieszkać ze sobą po zaręczynach lub dopiero po ślubie - informuje pismo "Journal of Family Psychology".
Do takich wniosków doszła trójka amerykańskich naukowców z Uniwersytetu w Denver po przeprowadzeniu telefonicznych badań ankietowych wśród kobiet i mężczyzn, którzy pobrali się w ciągu ostatnich 10 lat.
Większy odsetek par (ok. 43 proc.) odczuwających gorszą satysfakcję z małżeństwa, mniejsze oddanie i zaufanie, jak również trudności we wzajemnej komunikacji i wyższe ryzyko rozwodu stwierdzono w grupie osób, które prowadziły wspólne życie już przed zaręczynami, niż wśród tych, które zamieszkały ze sobą po zaręczynach (ponad 16 proc.) albo dopiero po ślubie (40,5 proc).
Jak oceniają naukowcy, różnic tych nie można tłumaczyć długością małżeństwa albo czynnikami, które grają rolę przy dobieraniu się osób skłonnych prowadzić wspólne życie - jak wiek, zarobki, wykształcenie czy przekonania religijne.
"Podejrzewamy, że niektóre pary zaczynające wspólne życie bez jasnej deklaracji na temat zobowiązań małżeńskich mogą ostatecznie skończyć na ślubnym kobiercu częściowo dlatego, że już prowadzą wspólne życie" - wyjaśnia współautorka pracy Galena Rhoades.
Dlatego wydaje się być rozsądne, by przed wspólnym zamieszkaniem pary rozmawiały ze sobą o wpływie tej decyzji na przyszłość związku oraz o wzajemnym zaangażowaniu - podkreśla drugi z badaczy Scott Stanley. "Zwłaszcza, że znacznie trudniej się rozstać z kimś, z kim mieszkamy niż z osobą, z którą tylko umawiamy się na randki" - dodaje naukowiec.
Ta sama trójka badaczy sprawdziła też przyczyny, dla których pary decydują się prowadzić wspólne życie.
Okazało się, że większość par chciała po prostu spędzać ze sobą więcej czasu. Drugim najbardziej popularnym powodem była wygoda, a trzecim - chęć przetestowania związku.
Wyniki tych badań ukazały się na łamach pisma "Journal of Family Issues".
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Ja jeszcze o tym rozwodzie, bo temat dla mnie aktualny, a poza tym wciąz palą mnie słowa mojego brata nt. mojego rozwodu.
Z punktu widzenia KK oczywiste jest, że "co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela". Jest to optimum.
Praktyka jest taka, że jesli faktycznie małżonkowie nie widzą innego wyjścia niż rozstanie ( zawiodły mediacje, terapie i czasowe odsunięcie), to najlepsza- i znów z punktu widzenia KK- byłaby separacja. Taki przykład mam w bliskiej rodzinie i powodem wyboru separacji były własnie sprawy wiary i doktryny. Jesli separacja nie wchodzi w grę ( a czasem nie wchodzi, bo jedno z małżonków może nie być katolikiem i może chcieć zawrzec ponowny związek małżeński) wówczas rozpatrujemy rozwód.
Osobiście uważam, że KK bardzo rozsądnie rozwiązuje tę kwestię: jesli np. zona jest katoliczką i stara się do rozwodu nei dopuścić, ale mąż do tego dąży i cel osiąga, to nie ma sensu "karać" strony, która chce pozostać przy wierze. I dlatego ani separacja, ani rozwód nie stanowią podstawy do odsunięcia wiernego od uczestnictwa w mszy św., sakramentach i wspólnocie. Podstawę natomiast stanowi wejście w nowy związek, czyli nieprzestrzeganie zasady czystości.
Nie wiem Miko, kiedy zakończyłaś "edukację kościelną" (mam tu na myśli religię w szkole czy w liceum). Fakt jednak faktem, że tego typu zawiłości nie roztrząsa się z 10latkami Przedstawia się im owe "optimum" i nie wchodzi w dylematy dot. małżeństw sakramentalnych, niesakramentalnych, separacji i rozwodów. I stąd Twoje przekonanie, zapewniam, że błędne.
A na przykład taka czarna owca jak ja nijak się ma do powyższych rozważań, bo nie jest ani rozwódką, ani panną. Teoretycznie rzecz biorąc nie uzyskałabym rozgrzeszenia, ale nie z powodu rozwodu (bo moje małżeństwo nawet nie było sakramentalne i moge wziąc ślub kościelny), tylko z powodu przebywania w stanie nieczystości pozamałżeńskiej.
Co więcej- bo i to wyczytałam w Twoim poście- małżeństwo kościelne ( w świetle prawa kanonicznego) nie może się zakończyć rozwodem, można je natomiast uniewaznić. Jeśli zostanie uniewaznione, to można ponownie przyjąc sakrament małżeństwa. Ale to temat na oddzielny post.
pozdrawiam
Rosa
A ja kupuję zabawki bez okazji, bo mi się podobają. Chociaz najczęściej są to motory, bo Maciek jest maniakiem motorowym. Ale z drugiej strony nie daję wymuszac zakupu zabawek. Zgadzam sie, kiedy chcę, zeby miał coś nowego i się zajął, bo np. czeka nas podróż pociągiem, albo chce pogadac z koleżanką, a musze go zabrac ze sobą, bo nie ma męża, albo Maciek nie chce się ze mną rozstać. Ale chyba jakiś rozsądny układ wypracowałam, bo maciek nie jest typem dziecka, z którym trzeba omijac kioski i sklepy, zeby uniknąć histerii. Np. ostatnio ustaliliśmy, ze przez miesiac nie kupujemy żadnych zabawek, bo kupłam mu takie fajne autko, które wydaje źwięki jak prawdziwy samochód. Kosztowało 20 zł. czyli nie najtaniej w porównaniu z tymi za 4 zł. z kiosku. A następnego dnia kupowałam takie samo dla siostrzeńca i w sklepie Maciek wypatrzył straż pożarną z sygnałami i dźwiękami. Jego marzenie od dawna. Pewnie bym mu wytłumaczyła, ze nie tym razem, ale mądra pani sprzedawczyni zapytała, który mu sie podoba i podała mu do rączki. no i wiecie co, nie miałam serca nie kupic mu. Oddałby mi ten samochodzik, ale widziałam jak wielką ma nadzieje, ze jednak mu kupię i jak trudno było mu sie rozstać z zabawką. Ale tam w sklepie ustalilismy, ze przez miesiąc nie kupimy żadnej zabawki. I trzymamy się tego. Nawet jak dostał od mojej siostry kolejny motor, to mnie zapytał czy ciocia nie zrobiła źle, że mu kupiła zabawkę, bo przecież przez miesiac nie mieliśmy nic kupować.
Wczoraj bylismy na zakupach i Maciek wpadł między książki i natychmiast jakąć dorwał. I kupiłam mu, bo książek nie traktuje jak zabawki i tego akurat nigdy mu nie odmówię.
Ale tak podsumowujac, to ja powinnam sie opanować jeśli chodzi o kupowanie zabawek dziecku, bo to ja przesadzam, a nie Maciuś. Pocieszam się, ze moja siostra jest jeszce gorsza pod tym względem
Przykro mi to stwierdzać, ale niektóre z tych prześmiewczych wierszyków, miały lepszą rytmikę, niż pierwszy wklejony wiersz. No i mniej błędów ortograficznych. Jeżeli już coś się publikuje, to wypada to poprawić - no chyba, że kolega ma stwierdzoną dysleksję i gotowy mi tu skan zaświadczenia przedstawić - to się odwalę
Po drugie: temat.Oprócz tego wiersza powyżej, zajrzałem na bloga moderatora Barteza i tam też znalazłem, zapewne w jego mniemaniu, twórczość o wysokim poziomie. Mogę twierdzić tylko jedno: ja rozumiem, że ból rozstania, itp. jet naprawdę wielki, wywołuje jakiś Weltschmerz, czy traumę po sobie zostawia i pisanie do szufladki wydaje się rozsądną formą terapii, lepsze to, niż skakanie z mostu, (a może po prostu ja, który z nurtu poezji sentymentalnej wyszedłem bardzo szybko i bardzo dawno mam do niej uraz, bo kłóci się z moim poglądem na poezję), ale takowe wynaturzenia lepiej wówczas zostawić w tejże szufladzie, niż wywlekać na światło dzienne. Dlaczego? Ponieważ drodzy panowie, wiersze powinno pisać się na sucho, z trzeźwym umysłem, nie zaś pod wpływem emocji - wtedy nad niczym się nie panuje. Nawet entymentaliści spisywali swoje wierszydła po długim czasie, albo wtedy, gdy uznali, że się uspokoili wytarczająco. To raz.
Dwa: od przejrzystego przekazu to jet proza, a i tutaj ta nienajwyższych lotów. Wiersz musi być choć trochę zakamuflowany, jego sens mui być ukryty. Owszem, są wiersze, których siła tkwi w prostocie, ale wtedy wynika to bądź z mocnego przekazu, bądź z siły tematu, prosto wyrażonego, zaskakującego przesłania. Tymczasem poezja miłosna, aby prezentować jakiś poziom musi być nienaganna pod względem formy i ciekawa lirycznie. Wiersze białe zaś, muszą pokusić się bądź o oryginalne ujęcie tematu, bądź niecodzienną metaforykę. Żaden z wierszy, ani ten greiwera, ani te Barteza (a mowa tu, dla przykładu o "remedium" i "dlaczego") nie spełnia nawet podstawowych wymagań. Piszcie panowie, practice makes masters, ale trochę samokrytyki nie zaszkodzi. I poetyckiego wstydu przez zamieszczaniem czegoś niedopracowanego.
Pozdrawiam, nie brać zbyt dosłownie, ani osobiście.
a może jakiś zakład przegrał, i teraz musi go powoływać...
To byłoby jedyne rozsądne rozwiązanie, bo innego nie widzę. Rasiak już dawno powinien rozstać się z reprezentacją.
Uwielbiam oryginalne auta. Toteż mk1 cabrio po głowie chodziło mi od zawsze. Powiem więcej... Było to jedno z moich 'marzeń motoryzacyjnych do realizacji' ...te 'prawie niemożliwe do zrealizowania to ferrari 599gtb, maseratti quatropotre, alfa 8c i kilka innych;)
...odkąd pamiętam chorowałem na cabrio i roadstery. Jak tylko zacząłem dorabiac w wakacje i uzbierałem trochę kasy kupiłem fiata barchette - piękna linia, silnik 1.8 131KM... auto niesamowite (jednak kupiłem - świadomie - egzemplarz w średnim stanie, poniewaz wtedy tylko na taki było mnie stac). Za jakis czas stwierdziłem, że potrzebuję czegoś praktyczniejszego, a i barchetta się już nacieszyłem... i kupiłem jakże praktycznego mini morrisa:) - autko, które do dziś wzbudza uśmiech na mojej twarzy. Niesamowity klimat, mnóstwo wspomnien... i mnóstwo godzin spędzonych w garażu - wszak ciągle coś trzeba było przy nim dłubac.
Dlatego tez po głowie zaczął mi chodzic samochód 'bardziej rozsądny' i w miarę niezawodny - ale jeszcze bliżej nie sprecyzowany.
I wtedy miałem okazję przejechac się alfą GTV - tydzień później miałem już swoją. Piękna stylistyka ręki pininfariny, szybka, z klasą... i mega paliwożerna:P
Zloty, bardzo sympatyczne środowisko alfistów, pozdrowienia posiadaczy alf na drodze w czasie jazdy - wszystko to, oraz sam samochód rzecz jasna, sprawiało, ze ciężko było mi się rozstac z moją Bellą... Jednak spalanie rzędu 15-16 litrów na 100km dawało się we znaki.
Nie chciałem rezygnowac z dobrego stylu, ale chciałem cos bardziej rozsądnego...
I tutaj przypomniałem sobie o mk1 cabrio (pod uwagę brałem jeszcze saaba 900 cabrio)...
mk1 - klasyczny styl i linia nadwozia, niezłe silniki, relatywnie tanie części (w porównaniu do alfy to ogrooomna różnica) - wszystko to sprawiło, że zacząłem poszukiwania.
Po krótkim czasie i 400 kilometrowej podróży kupiłem cabrio 92 2H. Do tej pory przejechałem nim około2 tys km i z każdym następnym utwierdzam się w przekonaniu, że był to świetny wybór:)
Nie mogę doczekac się wiosny i wiatru we włosach:)
Wiem też, że z mk1 nie będę chciał się szybko rozstac. Mam plany co do niego - jest kilka rzeczy, które chciałbym zmienic. Wszystko kwestia czasu ( i zasobnosci portfela).
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl