aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
" Geydroć " moze i byl.
Byc moze "Geydroć" byl Ukraincem, ale trudno to sprawdzic
bo zadna wyszukiwarka nic na temat geydrocia nie podaje.
Natomiast Jerzy Giedroyc, urodzony w 1906 roku na wschodnich kresach dawnej
Rzeczypospolitej, w Minsku Bialoruskim (choc sam uzywal zawsze nazwy Minsk
Litewski), wywodzi sie z zamoznej rodziny kresowej o korzeniach ksiazecych.
Jego protoplasta byl Giedrus, zmarly w XIV w. brat wielkiego ksiecia Trojdena z
litewskiej dynastii Kituarusów. Ród ten wydal wiele wybitnych indywidualnosci,
m.in. slynnego biskupa zmudzkiego Melchiora Giedroycia oraz Romualda
Giedroycia - organizatora armii litewskiej przy Napoleonie Bonaparte.
Polskie mózgi załatwiły Rusów i Fryców.
Skąd u chemika zainteresowanie kryptografią?
To był niebywały talent lingwistyczny i matematyczny. Znał francuski, niemiecki,
rosyjski i ukraiński. Miał niewiarygodną fotograficzną pamięć. Gdy w końcu lat
20. został attachĂŠ w Związku Radzieckim, z pamięci rysował sprzęt wojskowy
widziany na defiladach na placu Czerwonym. Ze wszystkimi szczególikami. Już na
emigracji w Wielkiej Brytanii w latach 60., w stulecie powstania styczniowego,
odszyfrował korespondencję polskiego rządu powstańczego Romualda Traugutta. Te
szyfrogramy od XIX wieku leżały w archiwum i nikt ich nie mógł odczytać, bo
zostały zakodowane niebywale skomplikowanym szyfrem "nie do złamania", a klucz
do niego zaginął.
Kowalewski swego talentu być może nie ujawniłby, gdyby nie ślub pewnej panny. W
sierpniu 1919 r. nocny dyżur w sekcji szyfrowej miał jego przyjaciel por.
Stanisław Sroka, ale on miał ślub swej siostry. Kowalewski zgodził się go
zastąpić. Nocą napłynęły materiały z radionasłuchu, a wśród nich jawne i
zaszyfrowane depesze rosyjskie. Były to depesze szyfrowane w formie grup
cyfrowych. To tak jakby ktoś przesyłał pomieszane numery z książki
telefonicznej, ale bez nazwisk. Kowalewski nudził się na tym nocnym dyżurze i
postanowił zabawić się w coś na kształt krzyżówki. Wziął za podstawę rosyjskie
słowo "diwizija" i zaczął je przymierzać do poszczególnych fragmentów szyfrogramów.
Dlaczego akurat "diwizija"?
Bo w każdej z trzech sylab jest literka "i". W ten sposób udało mu się znaleźć
samogłoskę i trzy spółgłoski. Te literki trzeba było teraz nałożyć na kratkę
szyfrową przypominającą tabliczkę mnożenia. Rosyjski szyfr był raczej prosty,
jego podstawowe założenia powstały w XVII i XVIII wieku. Później należało
rozpisać odpowiednio dużą partię szyfrogramów na grupy i zbadać je tzw. metodą
frekwencji - czyli porównać charakterystyczną dla danego języka częstotliwość
występowania po-szczególnych liter.
Nad ranem Kowalewskiemu udało się złamać pierwszy klucz szyfrowy. Oczywiście
pochwalił się znajomym. W sztabie gruchnęła wieść, że jest taki facet, który dla
zabawy łamie rosyjskie szyfry. Tak w noc poślubną pani Sroczanki narodziła się
nowożytna polska szkoła kryptoanalizy.
Kowalewski niebawem złamał klucze nie tylko bolszewików, ale "białych" wojsk
rosyjskich, klucze ukraińskie, a później zainteresował się też szyframi
czechosłowackimi, litewskimi i przede wszystkim niemieckimi. Z czasem wciągnął
do pracy profesorów uniwersytetów Lwowskiego i Warszawskiego. Pod koniec wojny
polscy szyfranci odszyfrowywali rosyjskie depesze szybciej niż Rosjanie.
Jakie znaczenie miało złamanie szyfrów?
Nasze dowództwo otrzymało do ręki niesamowitą broń. Można to porównać do
sytuacji, w której toczy się rozgrywka w pokera, trwa licytacja już nie o
ostatnie portki, ale o życie, a tymczasem za plecami jednego z graczy ustawiamy
lustro. Lustro to radiowywiad. Gdy to wiem, zupełnie inaczej spoglądam na
przebieg wojny 1920 r., na te wszystkie mniejsze i większe "cudowne" wydarzenia.
Dziś znam nie tylko skutki, ale uwarunkowania, motywy polskich decyzji.
Na przykład słynna narada w Belwederze 15 września 1919 r., w której - jak
twierdzą biografowie Piłsudskiego - po raz pierwszy pojawia się idea walnej
rozgrywki z Rosją, postawienia na Ukrainę Petlury, późniejszej wyprawy kijowskiej.
Uczestniczyli w niej szef sztabu płk Stanisław Haller, mjr Ignacy Matuszewski
(zastępca Bołdeskuła) oraz bliski współpracownik Komendanta Bogusław Miedziński,
który pozostawił zapis z tego spotkania.
To jest moment, w którym Matuszewski w porywie entuzjazmu mówił, że możemy nawet
iść na Moskwę? Wielu historyków pisało, że polscy politycy doznali wtedy zawrotu
głowy.
O nie. Matuszewski nie był człowiekiem skłonnym do egzaltacji. Proszę zwrócić
uwagę na datę - rozmowa odbywa się 15 września 1919 r. Uczestniczą w niej
najważniejsze osoby w Wojsku Polskim. Tam oczywiście nie pada słowo o złamaniu
szyfrów rosyjskich. Ale z dokumentów, które badałem, wynika, że pierwszą dużą
partię sowieckich depesz Południowej Grupy XII Armii nasz wywiad rozszyfrował
około 12 września i wówczas Kowalewski przygotował raport dla szefa Sztabu
Generalnego.
Może to zbieg okoliczności?
Moim zdaniem nie. O takim wydarzeniu jak złamanie szyfrów wroga musiał być
powiadomiony wódz naczelny - i dokładnie ci ludzie, którzy uczestniczyli w
naradzie 15 września 1919 r. Stawiam hipotezę, że stało się to właśnie wtedy. To
wówczas doszła do nich informacja - mamy lustro, wiemy, co robi przeciwnik.
Piłsudski i jego rozmówcy wiedzą, że wojna z Rosją bolszewicką jest
nieunikniona, zastanawiają się teraz, jak to lustro wykorzystać.
Matuszewski mówi, że jesteśmy tacy silni, że możemy iść na Moskwę, a Piłsudski?
On odpowiada: "Na Moskwę nie pójdziemy, bo cóż my w Moskwie będziemy robić?
Moskale pozostaną Moskalami. Musimy uderzyć tam, gdzie ich najbardziej zaboli".
Tym czułym miejscem Rosji była wówczas - i jest, jak to widać, po dziś dzień -
Ukraina.
Dla Polski powstanie niezależnej Ukrainy jest sprawą życia i śmierci. Od ugody
perejasławskiej rozpoczął się proces upadku Rzeczypospolitej i budowania
imperialnej potęgi Rosji.
W 1923 r. na wykładzie w Wyższej Szkole Wojennej Piłsudski mówił, że kwestia
niepodległej Ukrainy to dla Polski sprawa i polityczna, i strategiczna, bo po
pierwsze, bez Ukrainy Rosja nie będzie mocarstwem, po drugie, Polska nie jest w
stanie utrzymać szerokiego na blisko 2 tys. km frontu z Rosją. Gdy powstanie
niepodległa Ukraina, część tego frontu weźmie na siebie. Pamiętamy, co mówił
Jerzy Giedroyc o Ukrainie? A co ostatnio mówił prezydent Wiktor Juszczenko o
tym, że nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski, tak jak nie ma wolnej Polski
bez wolnej Ukrainy? To przecież to samo. Dopiero teraz jest szansa, że uda się
zrealizować testament Marszałka.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl