Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa


A o czym opowiada film?
Drogi marszałku,
Ten film to dzieło Petera Ackroyda wyprodukowane przez BBC. Opowiada historię powstania romantyzmu jako ruchu intelektualnego i wpływ jaki wywarł on na dzisiejsze postrzeganie świata. Będzie to oczywiście spojrzenie brytyjskie, lecz akurat w tym przypadku nie fałszuje ono moim zdaniem pełnego obrazu zjawiska. Pierwszy odcinek poświęcony jest niesamowitemu Williamowi Blake'owi ( ) i buntowi przeciwko racjonalizmowi i industrializacji, w drugim który opowiada o romantycznym indywidualiźmie i kulcie natury pojawiają się Coleridge i Wordsworth (jest też o wpływie rewolucji francuskiej), trzeci poświęcony jest "gwiazdom" romantyzmu - Keats'owi, Shelley'owi i oczywiście pierwszemu bohaterowi popkultury lordowi Byronowi. Całość jest podana w niesamowitym klimacie, bez czułostkowości i zbędnego sentymentalizmu. Jeżeli chcesz się jeszcze czegoś dowiedzieć na temat tej produkcji, to polecam tę stronę:
http://www.bbc.co.uk/arts/romantics/
No i mam nadzieję, ze może kiedyś pokaże ten serial telewizja publiczna....
pzdr - apacz



Bruno???!!!

Co do formy. Ktoś napisał, że W. Sławek, gdyby żył i był prezydentem przeprawiałby się do Rumunii brodem, ostrzeliwując się z pistoletu. Tym bardziej pewnego gestu symbolicznego można by oczekiwać od Naczelnego Wodza. Nie jestem bynajmniej przywiązany do symboli, ale jeżeli pozostawia się w kraju walczących i zaleca się im dalszą walkę, to tu pewna symbolika by się przydała. Do Warszawy przedostać się nie mógł, nie miało to zresztą wielkiego sensu. Stawić symboliczny opór przez 5 minut czołówkom radzieckim mógł. Te pięć minut w fundamentalny sposób zmieniłoby jego postrzeganie przez mu współczesnych i potomnych.
No ja Cię nie poznaję! Ty taki twardy racjonalista w tym wypadku zatęskniłeś do romantycznych gestów? Wybacz, ale Naczelny Wódz stojący po pas w wodzie i ostrzeliwujący się z pistoletu to wizerunek nie tyle heroiczno-romantyczny, ale idiotyczny.
Ale co tam! Możemy go rozwijać. Wsadźmy go na konia (białego, bo potem na obrazach to lepiej wygląda) dajmy szablę do ręki. Włóżmy w usta jakiś piękny slogan ("Bóg powierzył mi honor Polaków i tylko Bogu go oddam" jest już niestety zajęty) i utopmy w jakiejś rzece (najlepiej jakby jej nazwa zaczynała się na literę "E").

Żeby nie było nieporozumień. Nie jestem jakimś szczególnym fanem tego człowieka, ale uważam, że historia zrobiła mu ogromna krzywdę oskarżając o to, że nie znalazł dobrego wyjścia z sytuacji, z której takowego nie było.



Sam Worthington, znany z "Avatara" i "Terminatora: Ocalenie", otrzymał propozycję zagrania w szpiegowskiej komedii romantycznej "This Means War" w reżyserii McG.

Razem z Chrisem Pinem ("Star Trek") wcieliliby się w parę doświadczonych szpiegów, którzy zakochują się w tej samej kobiecie (Reese Witherspoon). Mimo szczerej przyjaźni mężczyźni będą gotowi zrobić wszystko, by tylko wyeliminować konkurenta.

Pierwszy raz o projekcie mogliśmy usłyszeć w 1998 roku. Wówczas scenariusz powstawał z myślą o roli dla Martina Lawrence'a. Później z "This Means War" związani byli m.in. Seth Rogen i Bradley Cooper, a za kamerą miał stanąć Gore Verbinski. Jeszcze częściej zmieniali się scenarzyści - Burr Steers, Cormac i Marianne Wibberly, Kiernan i Michele Mulroney, czy Tim Dowling.

Nie wiadomo, czy Worthington przyjmie propozycję studia Fox. Aktor rozważa bowiem wzięcie udziału w przygotowywanej przez Summit Entertainment produkcji "Man on a Ledge" opowiadającej o byłym gliniarzu, który stojąc na dachu budynku na Manhattanie grozi popełnieniem samobójstwa. Policyjny psycholog-negocjator, który przybywa, aby przekonać mężczyznę do zrezygnowania ze skoku, nie wie, że wszystko jest tak naprawdę przykrywką dla największej kradzieży diamentów w historii.

Vulture twierdzi, że gdyby Fox nie udało się zaangażować Worthingtona, studio może zwrócić się z propozycja do Colina Farrella. Realizacja "This Means War" jest dla nich priorytetem.

McG ma na swoim koncie "Aniołki Charliego".



Uff...
Naprawdę czekałam na kolejny rozdział twojego opowiadania i ucieszyłam się nareszcie go tu widząc. Problem tylko w tym,że mam dziś kiepski humor i się czepiam. Mam nadzieję,że mi wybaczysz.
Na początek kilka literówek. Tu i tam (przepraszam,nie umiem teraz tego odszukać,myślę że pomoże wrzucenie tekstu do worda,jeśli masz na to chwilę) poplątała ci się kolejność liter albo zjadłaś końcówkę. Nic poważnego.
Główny problem polega a tym,że przestała do mnie przemawiać cała ta historia. Może to kwestia ogólnego mojego znudzenia i przybijającej atmosfery końca wakacji...
Pomysł na podział "rozważny-romantyczny" nadal bardzo mi się podoba,ale momentami niestety mam wrażenie,że powoduje omijanie kanonu. George zaczyna przypominać Hermionę,Lee rzuca się na swojego przyjaciela,wyznając mu miłość,o czym swoją drogą wszyscy wiedzą. Hermiona ma coś do Freda...? Potrzebuję wyjaśnień

Czytać dalej z pewnością będę,nie rezygnuję tak łatwo. A wszystkie wyżej wymienione to tylko skutek mojego czepialstwa.

Pozdrawiam,
K. tutajpoczkategori



Uśmiechneła się słabo:
-Miłość jest obłudna,dwulicowa...Tak jak wilki które ją tworzą...Czy opowiadałam Ci o pewnej...wielkiej miłości...
Skrzywiła się gdy to powiedziała.
-z którą kiedyś się spotkałam? Chyba nie. To zdarzyło się dawno,bardzo dawno...mieszkałam jeszcze w labiryncie...
Zamkneła oczy starając się przypomnieć wszystko ze szczegółami:
-Para zakochanych w sobie wilków weszła do mojego labiryntu-nie wiem,może uznali to miejsce za romantyczne i wybrali je na spacer-w każdym bądź razie weszli.Przez pierwsze dwie godziny,nie spostrzegli ,że się zgubili.Wilczyca była cała rozpromieniona ponieważ jej partner ciągle prawił komplementy,mowił jak ją kocha...Wreszcie zauważyli ,że się zgubili. I wtedy pojawiłam się ja...Co wtedy zrobił basior? Uciekł od swojej partnerki,a mówił ,że ją kocha...Wilczyca nie kryła strachu przede mną.Wcisneła się między drzewa i czekała na śmierć...Wtedy po raz pierwszy...i być może ostatni,okazałam litość.Nie zabiłam jej...tylko wyprowadziłam z labiryntu...A jego...odnalazlam dwa dni później...Już nie żył...padł z wyczerpania.
Odetchneła z ulgą opowiedziawszy tą historię:
-Kiedy mówiłam,że ten ktoś musi mnie pokochać taką jaka jestem,miałam na myśli mój charakter,moją osobowość...Nigdy nie będe romantyczna tak jak większość wilczyc tutaj żyjących.Jestem egoistyczna,cyniczna.Nie jestem ładna...I gdyby komuś to niewystarczyło...będzie musiał żyć z moją przeszłością...
Spojrzała na niego poczym ledwie dosłyszalnym szeptem dodała:
-Ty masz przynajmniej rodzine...ja nie mam nikogo... dnia Pon 15:09, 16 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.