aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Ja uważam Mickiewicza za najwybitniejszego polskiego poetę romantyzmu. Choć sam również poezją zbytnio się nie fascynuję, to niektóre dzieła Mickiewicza są naprawdę ciekawe, szczególnie te, w których przenikają się światy: realistyczny i irracjonalny. Jednak wiadomo, że postacią bez skazy nie był, lecz w pełni można powiedzieć, że był typowym romantykiem, osobą która na swój sposób kształtowała epokę, w której żyła. Częste podejmowane motywy literackie romantyzmu istniały w samym życiu Mickiewicza. Była słynna miłość do Maryli Wereszczakówny, można odkryć podobieństwa pomiędzy nim, a Gustawem z "Dziadów". W 1840 Mickiewicz podjął próbę samobójczą - rzucił się z okna. Przyczyną tego były podobne problemy małżeńskie (nie dość, że nie darzył żony uczuciem, to jeszcze ujawniła się u niej choroba psychiczna). Ponadto był ofiarą bezdusznej i okrutnej władzy carskiej, został zesłany w głąb Rosji. Takiej postaci jak Mickiewicz ciężko nie lubić. Nie przeszkadzają mi w jego tak pozytywnej ocenie nawet takie fakty, że serdecznie nienawidził Słowackiego czy też, że po śmierci żony nie interesował się losem swoich dzieci. Mickiewicz wielkim poetą był a w moim odczuciu największym polskim w XIX wieku.
Zdecydowanie romantyzm. To czas uniesień, "choroby wieku", patriotyzmu, martyrologii młodzieży polskiej... Pozytywizm zbytnio stoi na ziemi i ma za dużo zbędnych opisów przyrody i elementów realizmu w swej literaturze. Czyli jednak romantyzm.
We wtorek mam akurat sprawdzian na polskim z romantyzmu.
mam napisac rozprawke na temat "Na podstwie analizy fragm Cierpieą młodego Wertera i Kordiana przedstaw istotę romantycznej "choroby wieku" "
no i Wertera mam już w całości a Kordian leży znaczy sie mam troche ale troche za mało wiec jakby ktos mógł cos pomoc to byłabym bardzo bardzo wdzięczna
oto ten fragment ..
KORDIAN
zadumany
Zabił się - młody... Zrazu jakaś trwoga
Kładła mi w usta potępienie czynu,
Była to dla mnie posępna przestroga,
Abym wnet gasił myśli zapalone;
Dziś gardzę głupią ostrożnością gminu,
Gardzę przestrogą, zapalam się, płonę,
Jak kwiat liściami w niebo otwartemi
Chwytam powietrze, pożeram wrażenia.
Myśl Boga z tworów wyczytuję ziemi
I głazy pytam o iskrę płomienia.
Ten staw odbite niebo w sobie czuje
I myśli nieba błękitem.
Ta cicha jesieą, co drzew trzęsie szczytem,
Co na drzewach liście truje
I różom rozwiewa czoła,
Podobna do śmierci anioła,
Ciche wyrzekła słowa do drzew: „Giącie drzewa!”
Zwiędły - opadły.
Myśl śmierci z przyrodzenia w duszę się przelewa;
Posępny, tęskny, pobladły,
Patrzę na kwiatów skonanie
I zdaje mi się, że mię wiatr rozwiewa.
Cicho. Słyszę po łąkach trzód błędnych wołanie.
Idą trzody po trawie chrzęszczącej od szronu
I obracają głowy na niebo pobladłe,
Jakby pytały nieba: „Gdzie kwiaty opadłe?
Gdzie są kwitnące maki po wstęgach zagonu?”
Cicho, odludnie, zimno... Z wiejskiego kościoła
Dzwon wieczornych pacierzy dźwiękiem szklannym bije,
Ze skrzepłych traw modlitwy żadnej nie wywoła,
Ziemia się modlić będzie, gdy słoącem ożyje...
Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści,
Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści;
Ilekroć wiatr silniejszy wionie, zrywa tłumy.
Celem uczuć - zwiędnienie; głosem uczuć - szumy
Bez harmonii wyrazów... Niech grom we mnie wali!
Niech w tłumie myśli jaką myśl wielką zapali...
Boże! zdejm z mego serca jaskółczy niepokój,
Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj...
Jedną myśl wielką roznieć, niechaj pali żarem,
A stanę się tej myśli narzędziem, zegarem,
Na twarzy ją pokażę, popchnę serca biciem,
Rozdzwonię wyrazami i dokoączę życiem.
Zastanawiam się czy się uczyć na sprawdzian z polskiego czy pisać wypracowanie o "istocie romantycznej choroby wieku".
Słucham i podśpiewuję sobie "Skaczemy" Comy.
Czekam na dziewczyny.
Gotuję rosół.
Użytkownik "Janusz Żurek" <jzurek@optymalni.org> napisał w wiadomości
news:bucbar$tnt$1@earth.sauron.pl...
Bruford wrote:
Odpowiem następująco.Nie wiem jak Dziejo ale ja postawiłbym sprawę tak,
jeśli prowadzą na ten temat badania powiedziałbym prowadźcie je dalej a
zobaczymy co z tego wyjdzie, jeśli zaś ,podobnie jak Hulda Clark ,
powiedzą że mają uniwersalne lekarstwo na wszystko doprawiając to
mistyką
pseudomedyczną w rodzaju wszechobecnej przywry to powiem że są
oszustami.
---------
Drogi Brufordzie!
Każdy (nawet wielcy) ma prawo do swoich teorii i swoich wizji, z czasem
mogących okazać się nieraz błędnymi i śmiesznymi. Przykłady na to
możnaby znaleźć zapewne również w historii medycyny, której nie znam.
O! Polecam Ci Januszu lekturę książki pt. "Stulecie chirurgów" autor Jurgen
Thorwald, Wydawnictwo Lekarskie Kraków 1989.
Jest to historia rozwoju chirugii od samego początku, a nawet jeszcze
wcześniej (początek XIX wieku), gdy jeszcze nie wynaleziono narkozy...
A horror opisów "operacji" prerasta jakąkolwiek fikcję.
Na przykład fragment opisu "operacji" usuwania kamieni pęcherzowych przez
znachora w Indiach:
-------------------------------------------
[...] Pierwszy etap owej historii przeżyłem 3 marca 1854 roku po południu w
małym indyjskim miasteczku Khanpur. Było to w czasie mojej pierwszej podróży
do Indii, którą wówczas podjąłem, by studiować tak często zachwalaną przez
romantycznych profesorów "staroindyjską" chirurgię. 3 marca 1854 roku było
gorąco. Mimo to dostałem dreszczy, gdy wychudzony indyjski chłopak, leżący
na podłodze lepkiej od brudu chaty Mukerji, wydał pierwszy przenikliwy
krzyk. Mukerji, "wycinacz kamieni z Khanpur", operował dziecko z powodu
kamieni pęcherzowych, choroby występującej wówczas we wszystkich częściach
świata już w młodocianym wieku.
Członki chłopca prężyły się w żelaznym uchwycie rąk półnagiego pomocnika,
który trzymał go a ramiona i barki i nie pozwalał zsunąć ugiętych w
kolanach, szeroko rozstawionych nóg. Wychudła stara twarz Mukerji pozostała
nieporuszona. Wyciągnął naoliwione palce, którymi przez odbytnicę docisnł
kamień do dna pęcherza. Głęboko w kroczu dziecka tkwił nóż Mukerji, czerwony
od tryskającej krwi. Wbił go szybkim ruchem przez odbyt między mosznę i
krocze aż do pęcherza. Gdy go wyciągnął, chłopiec miotał głową w dzikim
bólu, a z jego gardła wydobywał się głośny, rodzierający serce krzyk.
Mukerji wsadził wskazujący palec w ranę i starał się wymacać kamień. Nie od
razu go znalazł, wcisnął więc dłoń w krwawiące krocze dziecka, by sięgnąć
głębiej do pęcherza. Jednocześnie uciskał drugą pięścią brzuch. Z tej też
strony przycinął kamień bliżej do palca tkwiącego w ranie.
Przeraźliwy krzyk przeszedł w nasilające nasilające się i słabnące wycie,
niczym wycie berbronnego dręczonego zwierzęcia, króre pomału traci siły.
Wysuszona ze starości, kawowej barwy twarz Mukerji pozostała sztywna i
nieporuszona. Tylko w jego bardzo ciemnych oczach o zaczerwienionych
powiekach ujrzałem błysk. Nagle wyjął zakrwawione palce i uchwycił długie,
wąskie kleszcze, leżące w budzie na podłodze. Wcisnął je przez ranę, raz
jeszcze pięścią przygniótł brzuch dziecka i zwarł kleszcze. Jego knykcie
zabarwiły się żółtawą bielą. Dał się słyszeć zgrzytliwy szmer. Potem Mukerji
pociągnął, a gdy dziecko z krzykiem udręki jeszcze raz usiłowao się zerwać,
podniósł kleszcze i podał swemu pomocnikowi różowowżółty kamień pęcherzowy,
może na dwa centymetry szeroki i trzy centymetry długi.
Sam Mukerji nie troszczył się zgoła o krwawiącą ranę, nie próbował zatamować
krwi, niw łożył tamponu częściowo rozciętą, częściowo rozdartą ranę, nie
założył żadnego opatrunku. Dał jedynie znak pomocnikom, którzy ścisnęli uda
jęczącego chłopca i zawiązali je dwoma konopnymi sznurami. [...]
------------------------------------------Koniec cytatu.
Równie dramatycznie przebiegały operacje w Europie.
Rozwój medycyny jest okupiony niezmierzonym cierpieniem, próbami i błędami.
Jedno się nie zmieniło: kamienie...
Pozdrawiam
Krystyna
Zmarła Elżbieta Czyżewska
Po ciężkiej chorobie w wieku 72 lat zmarła w czwartek w Nowym Jorku polska aktorka filmowa i teatralna Elżbieta Czyżewska.
W Nowym Jorku mieszkała od 1967 roku. W latach 60. XX wieku Elżbieta Czyżewska była jedną z najpopularniejszych polskich aktorek.
Urodziła się w Warszawie 14 maja 1938 roku. Po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej współpracowała z STS-em. W 1961 roku zadebiutowała w Teatrze Dramatycznym, z którym związała się na sześć lat. Po świetnie zagranej roli Marilyn Monroe w sztuce Artura Millera "Po upadku" często nazywano ją "polską Monroe". Później, ze względu na charyzmę i talent, porównywano ją do Zbigniewa Cybulskiego.
W ciągu kilku następnych lat zagrała w około 30 filmach. Jej talent komediowy można było podziwiać m.in. w filmach Stanisława Barei "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka", "Małżeństwo z rozsądku", "Giuseppe w Warszawie" i "Gdzie jest generał". Była także odtwórczynią wielu ról dramatycznych np. w filmach Wojciecha Jerzego Hasa "Rękopis znaleziony w Saragossie" i "Złoto", Kazimierza Kutza - "Milczenie", Aleksandra Forda - "Pierwszy dzień wolności" oraz w etiudach ówczesnego męża Jerzego Skolimowskiego.
W 1967 roku na przyjęciu zorganizowanym po premierze spektaklu "Po upadku" Elżbieta Czyżewska poznała korespondenta gazety "New York Times" Davida Halberstama. Ten znany amerykański dziennikarz, laureat nagrody Pulitzera za książkę o wojnie w Wietnamie, wkrótce poprosił ją o rękę. Ślub odbył się w dniu, kiedy aktorka została nagrodzona prestiżową Złotą Maską, przyznawaną za szczególne osiągnięcia artystyczne w dziedzinie sztuki teatralnej.
- Po ślubie zamieszkaliśmy wraz z innymi korespondentami w hotelu przy ul. Zgody (w Warszawie). To nie było romantyczne, bo ciągle byliśmy obserwowani, a nasze telefony były na podsłuchu - wspominała aktorka wiele lat później podczas spotkania w konsulacie RP w Nowym Jorku. Po opublikowaniu przez Halberstama w 1967 roku artykułu krytykującego Władysława Gomułkę, ówczesne władze zażądały, aby dziennikarz opuścił Polskę. Halberstam i Czyżewska przenieśli się do Nowego Jorku.
W USA nie udało się jej w pełni kontynuować kariery aktorskiej. Grała głównie role epizodyczne, a jej jedyna pierwszoplanowa kreacja w kinie amerykańskim to rola polskiej emigrantki, Haliny Nowak w dramacie "Niewłaściwe miejsce" Louisa Jansena (1989 r.).
W 1990 roku otrzymała prestiżową nagrodę teatralną Obbie, przyznawaną przez nowojorski tygodnik "Village Voice" za rolę w spektaklu "Crowbar" w reżyserii Maca Wellmana.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl