aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Widzę Rael, że jesteś twardszy ode mnie, bo ja rzuciłem Fantastic Children po 3 czy 4 odcinkach, nie byłem w stanie tego zdzierżyć, nudziło mnie jak diabli i do tego ten paskudny (według mnie, ale to może dlatego, że nie lubię tego stylu) projekt postaci.
A ostatnio widziałem:
Victory gundam, bardzo dobry, druga najlepsza seria po Zecie dziejąca się w świecie Universal Century.
Midori no Hibi, bardzo oryginalna komedia - trochę romantyczna - ale ubawiłem się po pachy.
Outlaw star - taki inny Bebop ale do oryginały to mu daleko i to bardzo, tym niemniej ogląda się dobrze, taki niezły odstresowywacz.
Trigun - bardzo dobry, ale zakończenie było nieco rozczarowujące.
Howl's Moving Castle, Nusicaa i Porco Rosso - trzeba nadrobić zaległości w kwesti Miyazakiego
Mind Game - totalnie psychodeliczny film, jak żeśmy z kumplem skończyli oglądać to on podsumował: powinienem kupić pół litra, byśmy to łatwiej przełknęli.
Deal Leaves - genialny wynalazek, robiony nieco w amrykańskim stylu "komiksowym" ale zabawa przednia i można paść ze śmiechu
Aktualnie zaczynam oglądać Maria-sama ga Miteru, podobno jeden z lepszych tytułów Shoujo-Ai, mam nadzieję że się nie zawiodę.
" />Jeszcze słowo o muzyce King Konga, autorstwa Jamesa Newtona Howarda.
Zarzut ten sam co przy Batman Begins - jest nijaka. Nawet gorzej - tam ładnie się zgrywała z obrazem, było fajnie... A tutaj - czegoś mi brakuje. Może chciałbym, żeby była trochę bardziej monumentalna, może... nie wiem. Miałem wrażenie, że za każdym razem, kiedy już się rozkręcała - zawracała z powrotem ku... nutom tak subtelnym, że nie zwracało się na nie uwagi. Szkoda. Zwłaszcza, że po prostu zakochałem się w muzyce, którą Howard napisał do "Osady" Szajmalajna (nigdy nie pamiętam, jak to się pisze... IMDB... "M. Night Shyamalan". No właśnie)...
Za to w scenach romantycznych (mam namyśli "romans" Ann - Kong, nie Ann - Jack <Jack Driscoll, bohater Brody'ego, nie Jack Black>) bywat naprawdę urocza...
A może wymienię moją ulubioną scenę z filmu? Ślizgawka. Będziecie wiedzieć, o co chodzi.
" />
">marzy mi się sprzedaż praw autorskich do wiedźmina specom od efektów z hollywoodu...
Bogowie, brońcie! Oni z tego zrobią przesyconą wątkiem romantycznym bajeczkę z wyglancowanym głównym bohaterem :/ To już wolę, żeby tego nikt nie realizował.
Zresztą, filmowanie utworów fantasy jest dla mnie zawsze mocno wątpliwym przedsięwzięciem. No, powiedzmy, że jedynie w przypadku trylogii Władcy Pierścieni udało się to Jacksonowi w 90%. Bo jednak do wielu rzeczy można było się tam przyczepić.
a przepraszam, do czego można było sie tam przyczepic? bo ja nic złego w tym filmie nie zauważyłem..poza tym, że "niezkomputeryzowany" Gollum (były takie sceny) był do niczego
" />Generalnie dobrze napisany paszkwil, choć zbywający milczeniem niewygodne dla utopijno-romantycznych pryncypialistów pokroju Ziemkiewicza poglądy Nila dotyczące powojennej rzeczywistości ( Nil odrzucał bowiem powojenną działalność partyzancką i opowiadał się za koniecznością dostosowania do nowych warunków poprzez koncentrację na pracy pozytywistycznej). A zatem jednak uznawał konieczność zaakceptowania realiów geopolitycznych, dla których nie było alternatywy poza mrzonkami o Andersie na białym koniu i szybkim wybuchu III wojny światowej.
W samym filmie zwraca uwagę bardzo dobra kreacja Olgierda Łukaszewicza, natomiast pewną słabością jest niezgodne z prawdą przedstawienie generała, jako osoby naiwnie wierzącej, że ominą ją nasilające się w okresie stalinizmu represje, co przy roli jaką generał odgrywał w okresie konspiracji wojennej było od początku mało prawdopodobne( i w rzeczywistości Nil zdawał sobie z tego sprawę). Taki był celowy zamysł zawarty w artystycznej wizji tej postaci u Bugajskiego, ale efektem jest jednak psychologiczne spłycenie postawy Nila.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl