Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Dot.: Co głupiego robiłaś po porzuceniu, by odzyskać faceta
  No to teraz ja opowiem coś swojego :)
Miałam może z 14 lat, zakochana byłam niemilosiernie, gość mnie kopnął w tyłek dla innej jeszcze nie raczyl mnie o tym powiadomić tylko po prostu przestał się pojawiać (mieliśmy jakis taki układ że on wieczorem przychodzi po mnie do domu codziennie wieczorem) jak udało mi się za którymś razem dodzwonić do niego (dzwoniłam na domowy, nie miał kom więc jeszcze musiałam na niego trafić) powiedział że przyjdzie i ze mną pogada po czym znowu ni widu ni słychu po następnym telefonie w końcu sie przynał że zaczął spotykać się z inną. I ja jak w wielku Waszych przypadkach pisywałam listy tyle że ja w nich starałam się udowodnić jak bardzo to ja mam go w szanownej pupci i w ogóle ze się spotykalam z innymi i że w ogóle mnie nie obchodzi (głupia małolata byłam haha) po czym oczywiście wyłam jak bóbr co najlepsze przy piosenkach który nawet głuchy nie uzna za romantyczne. Następne pół roku podrywałam się na dźwiek domofonu wieczorem i usilnie szukałam następcy żeby o nim zapomnieć ale nie wiedzieć czemu najbardziej zainteresowana byłam chłopakami tylko o tym samym imieniu :) Dzieki Bogu chłopak nie miał wtedy swojej komórki bo bym go chyba zadręczyła psychicznie, łaziłam prawie codziennie w miejsca gdzie wiedziałam że go mogę spotkać no i w tym wieku przechodziłam okres fascynacji hip hopem (ponieważ on się interesował zresztą) pisałam rymy, także wymyśliłam ładny wierszyk nt jego i jego nowej dziewczyny i oczywiście przewidywania w tym wierszy ze ona go kopnie, wiersz był całkiem spory, wzięłam marker i tam gdzie on miał zwyczaj wystwania z kolegami była ładna biała ściana i ja wypisałam ten swój rym na niej w nocy... hehe nie wiem w czym mi to miało pomóc :mur:
Dzięki niemu nauczyłam się jak to jest z mężczyznami i inaczej na to wszystko patrzę. Długo byłam ostrożna i żeby się za bardzo nie przyzwyczaić spotykałam się z kilkoma naraz :) Na szczęście znalazł się jeden który mi pokazał że istnieją fajni faceci i zobaczyłam że lepiej miec jednego. Jednak nauczka jakaś pozostała kiedy po kilku latach znów stanęłam tak jakby w roli "tej drugiej"(zechciało mu się byłej, ale po tygodniu zrezygnował) rozpaczałam, ale po cichu bo powiedziałam sobie że nie pokażę słabości! Miałam 19 lat i wiedziałam jaką mam wartość jedynym aktem bólu było uchlanie się ostro z koleżanką i szalona impreza :P Efekt taki że dziś facet dalej mówi że on myśli o mnie i że porównuje każdą ze mną i niestety jest zdania że każda przegrywa to starcie.



Dawno tutaj nie pisałam....
Chciałam powiedzieć tylko jak u mnie się sprawa toczy. To już prawie rok odkąd Piotrek jest w Monarze....
Na początku jak wyjecha, to tak jak pisałam wcześniej - przekazywanie mi pozdrowień, całusów przez swoją mamę. Potem miał chwilę załamania i uciekł z tego ośrodka, ale chwilkę potem wrócił spowrotem, bo opamiętał się co mu w głowie siedziało. Na szczęście nie przełamał się i nie zaćpał wtedy.
Co do nas to 8 miesięcy bez widywania się i bezpośredniego kontaktu wiele robiły złego u mni. Źle to odczuwałam chociaż ciagle wierzyłam, modliłam się. Dostałam od niego walentynkę (sama nie wiem jak ją wysłał, bo nie mógł jeszcze wtedy nic pisać..jego mama też się zastanawia). Ja ciągle do niego pisałam listy, średnio co miesiąc. Wiem, że był bardzo wdzięczny za nie, mówił swojej mamie, że są one dla niego błogosławieństwem, że pomagają mu przetrwać. To mnie bardzo motywowało, żeby ciągle je pisać. Przekazałam jego mamie prezent walentynkowy dla niego, bardzo się ucieszył i potem, gdy dostałam od niego pierwszy (i z resztą ostatni;/) list, to napisał w nim, że to największy skarb jaki kiedykolwiek dostał (a to był zwykły notesik wykonany przeze mnie, z różnymi pozytywnie nastawiającymi wierszykami, cytatami, rysunkami, itp.). Potem przyjechał.. zaraz po Świętach Wielkanocnych. Bardzo się stresowałam tym spotkaniem. Gdy tylko się zobaczyliśmy, od razu się pocałowaliśmy. Potem Piotrek wział mnie za rękę i poszedł przedstawić mnie swojemu wychowawcy z którym przyjechał na przepustkę."Proszę pana, to jest właśnie Magda - moja dziewczyna" - strasznie się ucieszyłam, gdy usłyszałam to z jego ust... tak naprawdę naturalnie się zeszliśmy, mimo, że przed wyjazdem nie byliśmy "oficjalnie" parą. Widać było, że się zmienił. Zmodyfikował się jego pogląd na wiele spraw, ale bardzo zamknął się w sobie. List, który mi przysłał wcześniej, był bardzo zwięzły. I sam podczas rozmowy bardzo mało mówił o sobie, wolał mnie słuchać. Ciągle bylismy do siebie przyklejeni Ale niestety pod koniec dnia pokłóciliśmy się... przyczyną było nieporozumienie i złe sformułowanie przez niego swojej wypowiedzi (zamiast mi powiedzieć, że jest zmęczony i że zaraz uśnie i przeprosić, to po prostu dał mi aluzję, żebym sobie poszła :[ a przecież bym zrozumiała...w końcu był po ponad 10h podróży, a w nocy miał znowu wyjeżdżać. Na dodatek w pociągu wychowawca mu nie pozwolił spać, nie wiem czemu.) Wyszłam wściekła, , rozbeczałam się zaraz gdy wyszłam od niego z klatki. Potem na gg wyjaśnił mi co i jak. Pogodziliśmy się na szczęście, chociaż niesmak został jeszcze. Gdy mi tylko napisał, że już jedzie to znowu się rozbeczałam. Żałowałam, że musieliśmy się posprzeczać i miałam strasznie dużo wątpliwości, czy to przetrwa. Jakoś tak się złożyło, że od tej pory nie pisałam do niego już listów. Sama nie wiem dlaczego, może ciągle siedział we mnie żal do niego po tej ostatniej kłótni. Ale zaraz na początku czerwca przyjechał znowu. Spotkaliśmy się oczywiście, ustalając na początku, jak długo chce odpoczywać, a ile chce spędzić ze mną czasu. Dostosował się do mnie oczywiście i nie narzekał potem, wręcz prosił, żebym została dłużej to mnie nauczyło, że muszę z nim jasno i wyraźnie ustalać zasady i granice. Ta druga jego wizyta była o wiele lepsza od tej wcześniejszej. Swobodniej nam się rozmawiało, rzuciliśmy się sobie w ramiona jak się zobaczyliśmy. Przez to, że niep isałam, strasznie się za mną stęsknił i jak siedzieliśmy przytuleni do siebie to nawet mu łezka pociekła po oczku ze wzruszenia. Poczułam się naprawdę szczęśliwa. Chociaż nadal był zamknięty w sobie. Gdy przyszła na chwilkę nasza wspólna przyjaciółka, która nie widziała się z nim od czasu jego wyjazdu, to nie był zbyt rozmowny z nią. Bardziej zajmował się mną Poszłam z nim do fryzjera, zjadłam z nim kolacje i w ogóle było super
I pojechał znowu...
Potem pojawił się nagle na gg, bo był na przepustce w Sopocie i dorwał komputer. Podobno 3 dni robił wszystko, żeby się ze mną skontaktować i udało mu się to Rozmawialiśmy, bardzo miło się rozmawiało, pisał, jak to pięknie byłoby mnie zabrać na spacer tam po Trójmieście, jak bardzo chciałby spędzić ze mną dzień i noc tak po prositu, bez znajomych, bez ćpania, bez imprez, że tęskni i w ogóle takie rzeczy, o których nawet nie śniłam wcześniej. Nie wiedziałam, że potrafi być taki romantyczny.
Potem, gdy ja byłam na obozie okazało się, że przyjechał do domu na przepustkę. Ja akurat miałam ciągle rozładowany telefon i stwierdziłam, że chcę odpocząć przez obóz od wszelkich telefonów. Ale coś mnie tknęło, żeby go naładować. I patzę, a tu 3 nieodebrane połączenia od mamy Piotrka. Oddzwoniłam, okazało się, że to Piotrek próbował się ze mną skontaktować z komórki swojej mamy:) Potem codziennie rozmawialiśmy. Niestety ale minęliśmy się i wtedy kiedy ja wracałam do domu, on akurat wyjeżdżał. Ale miło się gadało i to najważniejszze. Chociaż boli mnie, że nadal "nic nie wie". Wiem, że chłopaka 18-letniego nie zmuszę do żadnych deklaracji na przyszłość, ale myślę, że gdy będę już wyjeżdżała na studia (niestety do innego miasta niż tam gdzie on jest) to jakąś będę chciała usłyszeć. On nawet nie wie, jak bardzo potrzebuję usłyszeć z jego ust "będę o nas walczył, będę się starał", zamiast "nie wiem co będzie później"
Teraz w sierpniu oboje mamy urodziny. Ja 3 dni po nim. Rozmawiałam właśnie przez telefon z jego mamą. Podobno bardzo przeżywa, że nie będzie mógł przyjechać na moje urodziny, ani że ja nie będę mogła tam być przy nim gdy on będzie miał swoje.
Mam większą nadzieję, że to się uda, chociaż jego wątpliwości powodują, że u mnie się one również pojawiają. Barzo bym chciała, żebyśmy oboje chcieli tego samego i do tego dążyli...
No to tyle ode mnie. chciałam się wygadać

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.