aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
" />Ze Sceną jest tak samo jak z każdą dziedziną życia. Przykładem jest chociażby państwo i jego rząd. Jest w państwie rząd, która nadaje ramy prawa do funkcjonowania przedsiębiorstw, rolnictwa, społeczeństwa itp itd. To, że co drugi nie wie co to jest polityka, po co jest rząd i co on robi nie oznacza, że jest to niepotrzebne.
Tak samo jest ze stronami. Bez sprawnych administratorów nie ma dobrych stron, bez dobrych grafików nie ma dobrych grafik, bez moderatorów nie ma for. A jak nie ma stron, z których można pobrać materiały, jak nie ma grafika, który zrobi nam grafę do gry, jak nie ma forum, na którym ktoś rozwiąże nasz problem to zrobimy dobrą grę czy nie?
Wszystko wymaga wzajemnych powiązań i korelacji. Dlatego uwierz mi na Scenie nie mogłoby być TYLKO ludzi, którzy tworzą gry, bo żadna z gier by nigdy nie powstała.
Boooże! Wracam do życia (chyba) bo przez ostatni miesiąc a szczególnie ostatnie 2 tygodnie wyjęta byłam zeń prawie zupełnie!
Dnia 19 listopada, roku pańskiego 2007 po wielkich przebojach Imbir Bezy Bezy trafił w miejsce przeznaczenia. A już niektórzy przepowiadali mi, ze u mnie zostanie. Swoją drogą wcale nie byłabym zmartwiona. Toć to złoto nie pies! Charakter cudowny, a eksterier - cóż, Best Pupie u Brouwerów na klubówce mówi samo za siebie. A pomyśleć, że jeszcze 8 miesięcy temu W OGÓLE nie brałabym go pod uwagę jako psa wystawowego. Urodził się ostatni, z bezdechem, nie biło mu serducho. Tylko Aldona, Pitek i Anka Gusiowa (dzięki konferencji w skype podczas porodu) wiedzą jak walczyliśmy o to życie. 20 minut reanimacji, nadziei przeplatanej z rezygnacją. Ale udało się. Psiak "odżył" . I może własnie przez ten fakt moje myslenie o nim było takie a nie inne.
W czercu dostałam przesympatycznego maila od Stelli, rodowitej Islandki, która trafiła na moją stronę przypadkiem. Nie powiem żeby od razu zadeklarowała chęc posiadania szczeniaka. Ta myśl raczej stopniowo się u niej rozwijała. Wysyłałam jej mnóstwo zdjęc maluchów, przedstawiając zalety i wady każdego z nich. No i stało się - wskazała ku mojemu wielkiemu zmieszaniu Imbira. Na nic były moje tłumaczenia, próby zwrócenia uwagi na inne szczenie. Imbir i żaden "inen". Koniec i kropka!
Potem trzeba było wywiedzieć się w kwestiach formalnych. Mnóstwo telefonów, pytań, maili do różnych instytucji. Okazało się co następuje:
Ona musiała mieć zgode z islandzkiego ministerstwa rolnictwa na import psa oraz zarezerwowany termin na w ośrodku izolacyjnym gdzie pies przejdzie 4-tygodniową kwarantannę.
Ja musiałam zrobić psu testy na przeciwciała wścieklizny, na salmonellozę i brucellozę oraz mieć wszystkie wymagane do wieku psa szczepienia, odkleszczenia, odpchlenia i odrobaczenia. Musiałam go też zachipowac i zaopatrzyć w paszport.
Pierwszy termin wyjazdu wyznaczony był na 15 października. I tu nastąpiła klapa - Imbirkowi wyszło za mało "wscikłych" przeciwciał. Trza było doszczepiać i czekać następne 4 tygodnie na pobranie krwi plus 2 tygodnie na wynik. Oczywiście wiązało się to z tym, ze dziwczynie przepadł bilet lotniczy i termin izolacji
Ustaliłyśmy następny termin wylotu psiaka na 19 listopada (poniedziałek), aczkolwiek Stella miała przyjechać do mnie już w piątek, 16.11.. Krew najwczesniej można było pobrać 05.11 czyli wynik miał być dosłownie na styk! Żyłyśmy cały czas w stresie. Pytałam - co będzie, jak przyjedzie po psa a nie będzie wyniku testów? Mówiła, ze potraktuje swój przyjazd jak odwiedziny u psiaka i jego rodzinki. Szkopuł jednak tkwił w tym, że nastepny możliwy termin byłby dopiero w styczniu, ze względu na święta i Nowy Rok., a po drugie nie wchodziło w grę odłożenie odlotu o jeden-dwa dni ponieważ bezpośrednie loty z Berlina do Reykiawiku są tylko …raz w tygodniu.
W piątek dzwonię do weta i pytam się czy są wyniki, a ten mi na to, ze tak, ale… oprócz wścieklizny. Został więc tylko poniedziałek. Jeśli testu nie będzie Stella wraca sama (bo mimo złych wieści postanowiła jednak, ze przyjeżdza)
Weekend spędziłyśmy bardzo wesoło i przyjemnie. Imbir i jego nowa właścicielka od razu przypadli sobie do gustu, do tego stopnia, ze Mały przestał reagować na moje komendy i ślepo wpatrzony był tylko w swoją nową Pańcię. Do dziś nie wiem jak to możliwe, troche mnie „żałkość” za serce chwytała, ale… no cóż…”nie mój ci on”! Dodam, że moje największe zmartwienie czyli bariera językowa (oczywiście mówię o zozumieniu przez Imbira islandzkiego) rozwiało się w pierwszych minutach zapoznawania psa z nową panią. Ona ma w sobie ten dar, mimo młodego wieku (21) ma to coś, co pozwala rozmawiać jej z psami jak ze swoim. Jednak byłoby błedem gdybym nie dodała, ze Stella od 9 roku życia jest pasjonatką psów, zajmuje się profesjonalnie hendlingiem, własnie robi kurs psiego fryzjerstwa i do tego jest włascieielką briardki po ojcu ze szwedzkiej hodowli Cartier Monzerat
CDN.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl