Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Myslę że Zapłaciłeś frycowe jako świeży kurczak , poza tym tamten policjant
pewnie w tym dniu miał rozwód z żoną . Mam staż 20-letni jako kierowca z
zawodu , ale takich jaj to napewno nie miałem , co mi utkwiło w pamięci to
jadąc sobie spokojnie 55/40-tce wyprzediło mnie jakieś auto ale zatrzymano mnie
bo tamtego nie zdążyli zauważyć , ostatecznie wynegocjowałem 100 zł za komórkę
i bez punktów . Ale nie jestem też świętoszkiem i rok temu prywatnym autem
jechałem 164 km/h a było ograniczenie 60 km/h , złapali mnie i straciłem 10 pkt
+ 500 zł ( po negocjacji ) . Szerokiej drogi !



> Jakie "doświadczenie"? Przytocz statystyki rozwodów kobiet
> pracujących i niepracujących.

ech... Uważasz, że odsetek rozwodów da ci obraz rzeczywistości? A nie jest
przypadkiem tak, że kobieta pracująca łatwiej zgodzi się na rozwód lub sama
wystąpi o niego zwyczajnie dlatego, że jest w stanie sama się utrzymać? Kobieta
niepracująca poza domem jest całkowicie zależna finansowo od męża i znacznie
trudniej podjąć jej decyzję o odejściu od niego, zwłaszcza kiedy jest po 40-tce
i ma praktycznie zerowe szanse na znalezienie pracy. Tak więc ilość rozwodów
kompletnie nie świadczy o tym, że kobiety niepracujące zawodowo poza domem są
szczęśliwsze niż te, które pracują.



Gość portalu: ania napisał(a):

> Po prostu mu uwierzyly i stracily instynkt samozachowawczy. Pewnie szukal
> samotnych, zdesperowanych kobiet po 40., ktore chcialy z kims dzielic swe
> dostatnie zycie... Zamiast poszukac statecznych panow z pokaznym kontem i
> brzuszkiem, pewnie szukaly wlasnie takiego szarmanckiego oszusta.

Zdziwisz się, ale jedna miała 18 lat, kiedy ją poderwał, żyła z nim 8, a druga
była po rozwodzie i miała ok. 27 lat. Kobiety po 40tce nie są już naiwne.



noemi123, zajrzyj na forum gazetowe "Rozwód i co dalej" autor
jarkoni, wystarczy, że będziesz sobie tylko czytała, a już poczujesz
się lepiej.

A co do tych, którzy uważają, że: "Czego Jaś się nie nauczy..." to
ja sama jestem przykładem, że to nieprawda. Piec zaczęłam po 40-tce
i to żadna filozofia. Za pomocą you tube'a można też ugotować (a
byłam w młodości dręczona przez babcię, że czegoś tam nie potrafię).
Córkę wychowuję zupełnie inaczej, pewnie, że wkurza mnie czasem jej
bałaganiarstwo, ale co jej po wymuskanym domku i obiadkach na stole,
jak nie będzie umiała radzić sobie w życiu i czerpać z tego
satysfakcji? To się oczywiście nie wyklucza, ale stawiam jednak na
inne wartości, niż te, które wpajano mi (zwłaszcza co też to
GOSPODYNI umieć i robić powinna, moja babcia dobiega obecnie 90-tki
i nie zmianiła sie wcale w tej materii). Z drugiej strony zaczęłam
się po lekturze tego wątku zastanawiać, ile w naszych poczynaniach
jako WDPD jest motywacji własnej a do czego "zmuszamy" się, żeby
spełnić oczekiwania np. męża, bo te nasze starania to też jest jakiś
element zagwarantowania sobie trwałości związku. Wiele przykładów
potwierdza, że nie było warto... Ale to temat na inne forum.



dla niejednego faceta ojcostwo w dojrzałym wieku może być cudownym
doznaniem, o jakim by wcześniej nie marzył.
Mam znajomego (kolega z pracy)który jako facet przed 40tką znany był
z tego że skakał z kwiatka na kwiatek i prowadził ogólnie hulaszczy
tryb życia. Jako młody facet ożenił się bo wpadł, dosyć szybko
rozwiódł, ale jeszcze wiele lat po rozwodzie szarpał się z byłą
żoną, z synem miał bardzo słaby kontakt i jako ojciec kiepsko się
sprawdził.
Ok. 40tki wyhaczył jedną z naszych uczennic (ówcześnie w klasie
maturalnej) i nawet był z tego powodu mały skandalik, aczkolwiek
para się nie afiszowała. Wszyscy wróżyli temu związkowi krótkotrwały
żywot, i co? Po kilku latach pobrali się, urodził im się synek,
kolega mówi juz o drugim dziecku, a w ogóle ma takiego świra na
punkcie tego dzieciaka, że tak zakochanego taty w życiu nie
widziałam. Wziął nawet z pracy roczny urlop, żeby wychowywac
dziecko, bo żona kończy studia i musi mieć czas na pisanie pracy
magisterskiej.
Widac niektórzy faceci dojrzewają do takiej decyzji później, ale
chyba jednak młodsza o 20 lat żona znacznie to zadanie ułatwia.



jakie jest Wasze zdanie....?
Witam Wszystkich, postanowiłam napisać akurat tutaj, bo zapewne tu zaglądają
osoby, które będą mogły odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania...
A pytania konkretnie do Panów. Co mężczyzna po 40-tce myśli o kobiecie po
20-tce? Czy jesteście w stanie uwierzyć, że podobacie się takiej kobiecie tacy
jacy jesteście, czy myślicie że chodzi jej np. tylko o pieniądze, pozycję itp.?
Te pytania zadaję w związku z sytuacją jaka ma miejsce - zakochałam się w
mężczyźnie prawie 30 lat ode mnie starszym. Tak na poważnie. Nie interesują
mnie żadne przygody czy romanse. Chciałabym z Nim być i dbać o Niego, dzielić
smutki i radości. On jest wolny, bez zobowiązań, ja też nie mam nikogo.
Myślałam, że jakoś zduszę to uczucie, ale nie udaje mi się i jest coraz
gorzej, trudno mi sobie z tym poradzić, szczególnie, gdy jest blisko mnie.
Sporo rozmawiamy, wiem że mnie lubi, mamy trochę podobnych zainteresowań, ale
czy On w gruncie rzeczy traktuje mnie poważnie(jako człowieka)?
Jest już sporo lat po rozwodzie i tak z boku widać, że chyba dobrze mu samemu,
ale czy na pewno? Czy taki mężczyzna nie jest w stanie już spojrzeć "po męsku"
na inną kobietę? Chyba nikt tak naprawdę nie chce docelowo być sam....
Jeśli dam mu do zrozumienia, że zależy mi na Nim na poważnie, to się spłoszy?
Wyśmieje mnie? Powie że nic nie wiem o życiu i związkach?
Co zrobić by go do sibie zachęcić?
Czy jest sens walczyć?



22 lata, partner po rozwodzie...
Witam :) jestem pierwszy raz na tym forum :)

Ten wątek kieruję do panów koło 40tki po rozwodzie, którzy mają młodzsze
parnerki, chciałabym zobaczyć czy związek w którym jestem ma szanse na
przyszłość.

Mam 22 lata, od roku jestem z facetem starszym o kilkanaście lat, po
rozwodzie, z dwójką dzieci. On ma za sobą też 2 inne nieudane związki (w tym
1 z moja rówieśnicą, 1,5 roku razem). Aby z nim być musiałam wiele poświęcić,
przede wszystkim kontakty z rodziną, która nie zaakceptowała tego związku.

Moje wątpliwości? Kochamy się przecież, wiem że zależy mu na mnie, ja staram
się także nadrabiać brak doświadczenia i uczę sie wielu rzeczy, mamy o czym
rozmawiać... a jednak czasem on mówi: chciałbym byś miała kogoś młodszego i
lepszego niż ja. Albo: rzucisz mnie. Albo: to związek bez przyszłości.

Ja wiem, on ma różne lęki i złe doświadczenia, ale boje się tych słów, boję
się że on się ze mną rozstanie tłumacząc to moim dobrem (takich argumentów
też używa). Mówi na przykład, że mnie krzywdzi pozwalając na ten związek.

Boli mnie, że nie traktuje mnie jak kobietę zdolną do wierności i miłości,
boli mnie, że tak często widzę jego strach przed odrzuceniem... męczy mnie to.

Tak więc panowie - co ja mam z tym robić?



jest interesujaco czytac wypowiedzi panow na tematy rozwodu i tego co potem...
Ja akurat jestem po rozwodzie 7 lat, dzieci nie bylo, ale nie jestem przekonana
ze w miare uplywu czasu jest lepiej. Lzej? Tak, moge juz spac przez cala noc,
psychologa tez 'dofinansowalam' przez prawie 2 lata, ale chyba najciezej jest
poukladac sprawy 'w srodku'. Oczywiscie, jak wiele innych osob, rzucilam sie w
wir pracy, pobieralam nowe kursy, awansowalam, etc. Wszystko po to aby nie
myslec, i nie miec czasu na ewentualne randki. Jest ciezko otworzyc sie po raz
kolejny przed kims. Kazdy chyba sie tego boi, szczegolnie kolo 40tki. Bede
sledzic wasze wypowiedzi, moze sie czegos nawzajem od siebie nauczymy!



idąc ulicą
mam czasem takie myśli:
widząc parę po 40tce trzymającą się za ręce -heh oboje po przejściach i się
odnaleźli:)
widząc parę ze sporą róznicą wieku -heh facet mam fart
widząc singielke - heh a może to ONA?
:)
vertigo napisał, że nie jest dobrze, że rozwodów coraz więcej i że przybywa
forumowiczów...z ta oceną się nie zgadzam:P im NAS więcej tym dla NAS lepiej,
rosna bowiem nasze szanse na sukces :D czyż nieprawda?

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.