Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Sibellus, Wieża Radbound - rezydencja Mandrigalów, 440.830.M41, godz. 9.11

- Pana nie ma w domu - odpowiedział lokaj, kiedy przeszedł mu już chwilowy paraliż organu mowy. Mężczyzna wyraźnie nie potrafił oderwac wzroku od odznak obu kobiet, działających na niego w mesmeryczny sposób - Jest tylko pani Mandrigal.

- Więc prowadź nas do niej - zażądała złym głosem Kara, świdrując służącego lodowatym spojrzeniem.

Lyra obawiała się przez chwilę, że lokaj zostawi je przed wejściem i pogna do domu uprzedzając swą pracodawczynię o przybyciu intruzów. Lecz mesmeryczna magia odznak Arbites wciąż działała - mężczyzna natychmiast rozwarł bramę, po czym poprowadził akolitki w górę podjazdu oglądając się co chwila przez ramię zalęknionym wzrokiem.

Ktoś inny ze służby musiał spostrzec rozmowę przy bramie, bo kiedy agentki zaczęły wspinac się po schodach w kierunku wielkich frontowych drzwi rezydencji, te otworzyły się znienacka szeroko.

Na ostatnim stopniu stanęła kobieta w podeszłym wieku, ubrana w przesadnie bogaty strój i upudrowana po linię starannie ufarbowanych włosów, spiętych w wysoki kok. Lyra nie była pewna, ale wydawało jej się, że mimo grubej warstwy pudru wciąż można było dostrzec sine worki pod oczami kobiety.

- W tym domu przestrzega się umówionych wizyt - oświadczyła ostrym tonem - Nie pamiętam, bym miała na dzisiaj jakikolwiek termin. Proszę mi natychmiast wyjaśnic cel tej wizyty!



[Meredith nie śmiała nawet drgnąć, gdy usłyszała słowa Clover. Jej usta rozwarły się tylko lekko. Automatycznie zakryła je dłonią. Nie miała pojęcia, w jaki sposób ta kobieta mogła wyczuć obecność Chuny. Niesamowicie ją to intrygowało ... ]

[Usłyszała na korytarzu kroki. Należały do Mike'a, tego samego mężczyzny, który wtargnął w nocy do sypialni. Meredith ruszyła przed siebie jak gdyby nigdy nic, nie chcąc wzbudzać podejrzeń. Weszła do zbiorowej sypialni.



Nagle niedaleko leżakującego Bushiego, ze zgrzytem rozwarła się paszcza garganty. Wyszła z niej młoda kobieta ubrana, na biało: w białą bluzkę, spodnie i buty na obcach. Przy jej pasku spoczywał miecz, o który od niechcenia opierała prawą dłoń. Obrzuciła, wypoczywającego mężczyzne chłodnym wzrokiem i skrzywiła się z dezaprobatą.
- Odpoczynku ci się zachciał?! Wstawaj sługusie!
Warknęła, starając się stłumić wredny uśmieszek.



Sędzia ujął wręczony mu list w dłonie, lecz ku zaskoczeniu posłańców nie odwiązał sznurka, nie rozwinął też pośpiesznie papierowego rulonu. Blednąc po twarzy i zaciskając palce tak mocno, że po pokoju rozszedł się suchy dźwięk gniecionego papieru, Stefan Kmita postąpił krok ku swym gościom, drżąc z gniewu na całym ciele.

- Paktować mam z diabłem?! - ryknął sędzia tak donośnie, że pan Krzysztof wzrok ku powale poderwał pewien, iż ta runie zaraz z trzaskiem w dół - Macie czelność wchodzić do mego domu, hultaje, jako posłańcy tego parszywego zbrodniarza?! Na szafot traficie za tę bezczelność, a pierwiej skórę z was każę drzeć!

Szlachcice cofnęli się o krok przed wyprostowanym i pałającym gorączkowym wzrokiem sędzią, kładąc jednocześnie dłonie na szablach. W tej samej chwili zwabieni okrzykiem swego pana do izby wpadli przez boczne drzwi pachołkowie zbrojni w drewniane pały i noże, czekając tylko rozkazu, by rzucić się na przybyszów.

Radosław Bronisz oszacował wzrokiem liczebność czeladzi na pięciu chłopa, domyślał się jednak, że lada chwila do izby wedrą się inni hajducy, zapewne również przez drzwi znajdujące się za jego plecami.

- Komoda będzie zdychał w męczarniach, powiadam wam! - ryczał dalej sędzia, tym razem zmieniając barwę twarzy z bieli na krwistą czerwień - Choćbym miał kata z Krakowa sprowadzić, tak uczynię, byle sobie oczy ucieszyć tą kaźnią!

Inne drzwi rozwarły się nagle z trzaskiem, lecz zamiast następnych pachołków do środka wpadła podeszła w latach niewiasta o zmierzwionych dziko włosach i równie co sędzia podkrążonych oczach, dzierżąca w rękach kapiącą woskiem świecę. Odziana była jedynie w koszulę nocną, na którą zarzuciła podbity futrem płaszcz, toteż obaj herbowi odwrócili od niej grzecznie wzrok wypatrując w zamian jakiegoś złowrogiego ruchu ze strony Kmity i jego czeladzi.

- Stefan, kto to?! - krzyknęła wysokim tonem kobieta - Krew w domu chcesz rozlać?! Bój się Boga, człowieku!

- To są zbójnicy w przebraniu szlachetnie urodzonych! - huknął sędzia - Przywieźli następny list tego psiego syna Komody! Pewnie teraz większego okupu zażądał!

- Moje dziecko nie żyje! - niewiasta nawet nie spojrzała w stronę gości, osłabła w zamian nagle i zaczęła chwiać się na nogach tak jakby zaraz miała runąć na wznak bez ducha.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.