aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Co łączy mężczyznę z reklam papierosów Marlboro, Hamleta i Świętego Mikołaja? To, że będąc postaciami fikcyjnymi, wywarli realny wpływ na świat - piszą autorzy leksykonu "101 najbardziej wpływowych osób, które nigdy nie istniały", wydanego w USA. Autorzy ułożyli listę postaci znanych z mitów, literatury i reklam, jakie według nich najsilniej wpłynęły na ludzkie zachowania, a niekiedy nawet zmieniły bieg historii. Marlboro Man zajmuje na niej pierwsze miejsce - zdaniem autorów, przyczynił się do śmierci milionów palaczy, zmarłych na raka płuc. Wielki Brat z powieści George'a Orwella "Rok 1984" zajmuje w tym rankingu drugie miejsce, a król Artur, uważany niekiedy za postać historyczną, zamyka pierwszą trójkę. Święty Mikołaj (Santa Klaus) w ostatnim kwartale każdego roku przejmuje wpływ nad gospodarką, za co autorzy przyznali mu czwarte miejsce na liście. Na dalszych miejscach uplasowali się m.in. Hamlet, Frankenstein, Romeo i Julia, a także lalka Barbie, która zdaniem autorów, narzuciła nam nieosiągalny standard urody.
Najbardziej wpływowe osoby,które nigdy nie istniały
http://czytelnia.onet.pl/0,1421061,0...iadomosci.html
Co łączy mężczyznę z reklam papierosów Marlboro, Hamleta i Świętego Mikołaja?To, że będąc postaciami fikcyjnymi, wywarli realny i przemożny wpływ na ludzkość i świat - piszą autorzy leksykonu "101 najbardziej wpływowych osób, które nigdy nie istniały", wydanego w USA.
Książkę opisał w czwartek portal internetowy BBC News.
Autorzy ułożyli listę postaci znanych z mitów, literatury i reklam, jakie według nich najsilniej wpłynęły na ludzkie zachowania, a niekiedy nawet zmieniły bieg historii. Marlboro Man zajmuje na niej pierwsze miejsce - zdaniem autorów, przyczynił się do śmierci milionów palaczy, zmarłych na raka płuc.
Wielki Brat z powieści George'a Orwella "Rok 1984" zajmuje w tym rankingu drugie miejsce, a król Artur, uważany niekiedy za postać historyczną, zamyka pierwszą trójkę.
Święty Mikołaj (Santa Klaus) w ostatnim kwartale każdego roku przejmuje wpływ nad gospodarką, za co autorzy przyznali mu czwarte miejsce na liście.
Na dalszych miejscach uplasowali się m.in. Hamlet, Frankenstein, Romeo i Julia, a także lalka Barbie, która zdaniem autorów, narzuciła nam nieosiągalny standard urody. :rolleyes:
Co o tym sądzicie?;) Ciekawa jestem jaki wpływ ma na nas Frankenstein;)
Kupiłam Vive z "Dumą" i jest zapowiedź nowej kolekcji na którą znowu na pewno się skuszę w dużej części bo jest tam mnóstwo starszych filmów o których od dawna marzę a nie umiem się zdecydować na pełne wydania:
1. Cztery wesela i pogrzeb (promocyjna cena 9.98)
2. Titanic - nie kupię tylko dlatego, że mam już wypasione 4-płytowe wydanie z allegro
3. Bezsenność w Seattle
4. Uwierz w ducha
5. Love story
6. Wichry namiętności
7. Kiedy Harry poznał Sally
8. Niemoralna propozycja
9. Mój chłopak się żeni
10. Romeo i Julia - jeśli Luhrmana biorę z miejsca
11. Wiek niewinności- biorę jak w dym
12. Czułe słówka
13. Rozważna i romantyczna - biorę
14. Lepiej być nie może
15. Wichrowe wzgórza - kupuję, jeśli to wersja 1992
16. Dziewięć miesięcy
17. Spacer w chmurach
18. Szczęśliwy dzień- z Dżordżykiem i Miszelą P.? mmmhm
19. Wielkie nadzieje - jeśli te z G. Paltrow i E. Hawkiem biorę
20. Mr Jones
21. Jerry McGuire
22. Śniadanie u Tiffany'ego
23. Niewierna
24. Dobry rok
25. 9 i pół tygodnia
26. Wpływ księżyca
27. Maska Zorro
28. Pokojówka na Manhattanie
Informacje mają być na stronie: www.kolekcjafilmowa.pl
Stronka już działa a ja podziwiam swój sokoli wzrok, który okazał się nieomylny .
Zapowiada się wspaniale. Kilka tytułów kupię na pewno a co do niektórych, to może jeszcze coś zarekomendujecie?
Zamiast "Czterech wesel..." w następnej Vivie można też kupić "Kod Leonarda da Vinci" również po promocyjnej cenie- 9,98 zł
Przepraszam, że trochę ani z gruszki, ani z pietruszki, ale właśnie zainaugurowałam dvd z "Roztańczonym buntownikiem" ("Strictly Ballroom") Baza Luhrmanna. Myślę, że ze względu na osobę reżysera, który nie kryje swojej fascynacji kinem hindi i inspiracji nim, film ten przynajmniej częściowo może tu pasować.
"Roztańczony buntownik" jest pierwszym filmem Baza Luhrmanna, chociaż nie jest to jego debiut reżyserski, bo wcześniej reżyserował sztuki teatralne i opery. Również RB ma swoje początki w teatrze, Luhrmann wyreżyserował ją według własnego scenariusza/dramatu, a główną rolę żeńską grała Tara Morice, która w tej samej roli wystąpiła w filmie. Podobnie jak w przypadku Luhrmanna była to jej pierwsza przygoda z filmem. (Informacje te zaczerpnęłam z dodatków do polskiego wydania dvd).
Film opowiada o tancerzu Scocie Hastingsie, który buntuje się przeciwko skostniałemu systemowi oceniania i tańczeniu wciąż tych samych kroków. Do buntu dochodzi podczas zawodów jest to więc upadek z wysokiego konia i zarazem skandal w zamkniętym tanecznym światku. Po tym wydarzeniu jego partnerka nie chce więcej z nim tańczyć i powstaje pytanie, czy Scott w ogóle znajdzie jakąś partnerkę. W studio prowadzonym przez matkę Scotta uczy się niepozorna Fran, która pilnie trenuje od dwóch lat, ale nadal nie może znaleźć partnera, jednak tylko ona docenia inwencje Scotta.
Sama historia jest prosta i łatwo domyślić się rozwiązania. Jednak w prostocie siła, a tu podobnie jak i w innych filmach Luhrmanna liczy się przede wszystkim jak historia jest opowiedziana, a reżyser zastosował środki najwyższej próby. Tara Morice w roli Fran jest olśniewająca i pięknie ukazuje rozkwit Fran, również w tańcu radzi sobie wspaniale. Paul Mercurio, który jest zawodowym tancerzem (wprawdzie jego domeną jest balet i taniec współczesny, ale przed kamerą zachwyca w tańcu towarzyskim, jakby to właśnie ta dziedzina tańca była mu najbliższa) dobrze poradził sobie jako aktor. Wiarygodnie oddał rozterki bohatera, jego wściekłość i dążenie nie do wygranej, a do tańca w zgodzie ze swoim wewnętrznym rytmem. Cudownie również ukazał, jak Scott powoli z "solisty" zamienia się w partnera oraz rosnące w nim uczucie.
Zdjęcia i montaż zostawiły mnie ze szczęką na podłodze. Zależnie od miejsca i samej akcji każda scena ma dostosowany do nich klimat. Zbliżenia na twarze, a szczególnie oczy bohaterów, pokazane trochę z boku, trochę krzywo, zwłaszcza w scenach romantycznych i rozstrzygających pozwalają poczuć emocje bohaterów, zupełnie jakby się ich podglądało zza kulis. Niesamowicie sfilmowana jest scena tańca paso-doble w restauracji rodziny Fran. Zakurzona, drewniana podłoga z tańczącymi razem z obcasami drobinkami kurzu, rozklekotane stoliki i krzesła, zbliżenie na poplamioną zaciekami karafkę z winem podejrzanego pochodzenia i szklanki, w których ogniskują się światła przejeżdżającego pociągu. Oraz przemieszanie zdjęć tańczącego mężczyzny ze zbliżeniami na przemian jego butów i oczu. A w tle werble wściekle wybijają rytm.
Łącznikiem "Roztańczonego buntownika" z kinem hindi mogą być sceny miłosne, w których bohaterowie są kompletnie ubrani, a niewątpliwie silne i namiętne uczucie wyrażają spojrzeniem, spleceniem rąk w uścisku, czy zwolnieniem kroku w tańcu. Tutaj przykład, kiedy to Fran i Scott patrzą sobie w oczy i po prostu czują, że czas na rumbę.
http://www.youtube.com/watch?v=ycrvNbct1LI
W filmach należących do trylogii "Czerwonej Kurtyny" podoba mi się użyte tu po raz pierwszy przez Luhrmanna skontrastowanie dwójki naturalnych, niedopasowanych do świata, w którym żyją bohaterów z tym właśnie światem, z ludźmi, którzy nawet jeśli kiedyś byli tacy jak oni, już dawno o tym zapomnieli i teraz potrafią tylko odbierać marzenia i pozbawiać złudzeń. W "Roztańczonym buntowniku" Luhrmann ma chyba najwięcej współczucia dla przedstawicieli tego świata, ale może też dlatego, że w tym filmie wyjątkowo koniec jest szczęśliwy. (Nie zaznaczyłam spoilera, bo łatwo się takiego zakończenia domyślić, a w pozostałych dwóch częściach biorąc pod uwagę literacki początki zarówno "Romea i Julii", jak i "Moulin Rouge" zakończenie jest jasne jeszcze przed seansem.)
Jakuby: podsumowanie
Zakończone w miniony weekend Jakuby zostały przez wielu okrzyknięte największym kulturalnym wydarzeniem roku. Nawet Dni Miasta zostały zdetronizowane z powodu drugiej, całkiem nowej edycji starego miasta. Grupy rekonstrukcyjne, jarmarczny klimat oraz oraz coraz więcej osób przebierających się w średniowieczne szaty przenosi odwiedzających w odległe czasy. Niestety jak prastare Prawo Murphiego głosi: jeżeli coś może się nie udać, nie uda się na pewno. O tym co się udało, a co nie w dalszej części artykułu.
Przede wszystkim trzeba podkreślić to, że nowa formuła przyjęła się i zdecydowanej większości uczestników impreza się podobała. Było więcej widocznych stoisk historycznych, a produkty oferowane w budkach przyciągały oko niemal każdego.
Plamę dała Mennica Polska S.A., która delikatnie mówiąc zawaliła sprawę ze srebrnymi monetami. Te bowiem nie trafiły na czas do sprzedaży wywołując panikę u kolekcjonerów. Obawy były tym większe, że na allegro pojawiła się wtedy przedsprzedaż organizowana przez osobę prywatną. Nieoficjalnie wiadomo, ze cała seria została wydana jako kancery i należało ponownie rozpocząć proces produkcji. O tym jednak kiedy nastąpi sprzedaż jeszcze nie wiadomo, ale to co się zebrało sprzedawcom spod zielonego namiotu to ich.
Wszystkie koncerty: Beltaine, Drums NRG i Kapela Ze Wsi Warszawa dały popisy jakich się nie spodziewano. Mimo to krytykowano tu dwie rzeczy, które jednak nie powodowały pogorszenia w odbiorze: lokalizacja wielkiej sceny była "nie po drodze" i tu wracano pamięcią do sceny tuż za przy budynku przy wjeździe na ul. Nowomiejską. To rozwiązanie jednak było uciążliwe dla osób siedzących w ogródkach piwnych. Drugim wytykanym problemem, znacznie poważniejszym od pierwszego był brak zapewnienia drogi ewakuacyjnej w trakcie koncertu grupy Drums NRG. Most w tym czasie był całkowicie zablokowany i w razie nieszczęścia dojście do poszkodowanego mogło okazać się niemożliwe nie wspominając o tych, którzy zwyczajnie chcieli przejść na drugą stronę mostu. Zdaniem jednej z takich osób czas przebicia się przez tłum wyniósł 40 min.
Zabrakło w tym roku teatru dla dzieci, który kilka razy dziennie miał swoje występy i zabawiał najmłodszych. Pomarańczka, Julia i Romeo nie do końca się w tym względzie sprawdzili, bo przechodnie raczej od nich stronili chcąc uniknąć konwersacji. Za to szczudlarze spisali się na medal wprowadzając urozmaicenie wizualne i rozdając program Jakubów przechodniom.
Ciekawostką swojego rodzaju może być fakt, że po niemieckiej stronie, w strefie historycznej (płatnej) znalazło się dużo mniej wystawców i rzemieślników niż rok temu. Za to po polskiej stronie przybyło ich niemal dwukrotnie.
Największym problemem, z którym przyszło się zmierzyć organizatorom była patologia Przedmieścia, która do dnia dzisiejszego nie została stamtąd wypleniona. Nocą z z piątku na sobotę działy się tam przeróżne rzeczy, które nieco pogorszyły wizerunek organizatorów w oczach artystów i handlarzy.
"Ochrona wykazała się zdecydowanym zmysłem szukania miejsc, które są bezpieczne tylko dla nich samych"- powiedział jeden z artystów, który spędził dwie noce na Przedmieściu Nyskim.
19-latek biegający z nożem, lokalna młodzież wywracająca Toi-Toie wraz z ludźmi się w nich znajdującymi, kradzież KEGów z piwem, podpalone snopki słomy i ławki przy Bulwarze Greckim, jako miejsce spotkań lokalnych łobuzów. Oto próbka nocnych zdarzeń. Następnego dnia szef jednej z grup rekonstrukcyjnych biorących udział w imprezie komentując nocne wydarzenia powiedział: "Więcej już tu nie przyjedziemy. Warunki w tym miejscu nie przystają do organizacji tego rodzaju imprezy. Jest po prostu niebezpiecznie."
Faktycznie tej nocy działo się bardzo dużo dlatego osoby się tam znajdujące wraz z dobytkiem musiały same troszczyć się o bezpieczeństwo. Podobnie jak w innym przypadku kiedy lokalna młodzież zakradła się za toalety publiczne (Toi Toi) i wywrócili je kiedy w środku znajdowali się ludzie. Poszkodowane zostały dwie osoby, na które wylały się fekalia znajdujące się w zbiorniku. Wtedy właśnie został uszkodzony strój artystki (wełniana, ręcznie szyta suknia, buty, nogawice, giezło itp. części garderoby), którego wartość wyceniono na kwotę 2000 zł. Reakcja na zdarzenie była ekspresowa, bo jeszcze tego samego dnia organizatorzy uregulowali należność za powstałą szkodę.
Gdzie popełniono błąd ? Nie zadziałała ochrona, która stroniła od konfrontacji, a policja na nieszczęście dla organizatorów przyjęła cztery poważne zgłoszenia i wszystkie patrole wyjechały w teren. Potwierdzono jednak fakt zaniedbania policjantów, którzy późną nocą patrolując ulicę Daszyńskiego skręcili w Struga nie wjeżdżając na teren imprezy. Inną sprawą jest to, że w tym okresie było zdecydowanie za mało pracowników ochrony. Organizatorzy najwidoczniej nie przewidzieli, że wszystkie patrole policji mogą wyjechać na zdarzenia.
Podsumowując w ciągu dnia nie doszło do żadnych poważniejszych zdarzeń, jednak produkt budek z piwem w postaci pijanych mieszkańców dawał o sobie znać nocą. Organizację i poziom Jakubów można spokojnie ocenić piątkę z plusem, jednak gdyby brać pod uwagę nocne zdarzenia i brak odpowiedniej reakcji ochrony to ocena końcowa obniży się do czwórki z minusem.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl