Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

"Wolny Tybet" - to hasło robi ostatnio zawrotną karierę w mediach głównego nurtu. Losem pacyfikowanych przez chińskie organy bezpieczeństwa Tybetańczyków, przejęli się niemalże wszyscy. Na ulicę wyszli nawet przedstawiciele młodzieżówki Platformy Obywatelskiej, do tej pory raczej nieprzejmujący się zbytnio prawami człowieka na świecie. Bardziej uważny obserwator może być zaskoczony, skąd nagle takie zainteresowanie walką o prawo do samostanowienia akurat tego narodu, przy jednoczesnym ignorowaniu czy negatywnym stosunku tych samych dziennikarzy i polityków w odniesieniu do zmagań z przemocą państwową innych grup i narodów.

Pozostawiając dywagację nad przyczyną takiego stanu rzeczy, można zauważyć jedynie, że brutalna pacyfikacja demonstracji w Tybecie nie jest w Chinach wydarzeniem niezwykłym. Jak podawał Reuter tylko w 2006 roku w Chinach spacyfikowano 23 tysiące masowych wystąpień. Tamtejsze służby bezpieczeństwa tłumią bezwzględnie najczęściej protesty i strajki robotnicze, nierzadko w należących do zachodnich koncernów lub produkujące na ich potrzeby fabrykach. Niektóre incydenty są opisywane także w polskich mediach, brak jednak mobilizacji społecznej, nie wypowiada się o nich premier, a Młodzi Demokraci nie biegają po ulicach z pomarańczowymi wstążeczkami. Ci studenci ekonomii dobrze wiedzą, że w świecie globalnych zależności i nierówności, tylko dzięki brawurowym akcjom chińskich policjantów i pół-darmowej pracy chińskich robotników, oni mogą realizować swoje marzenia klasy średniej.

Eksploatacja tematu Tybetu w mediach daje natomiast natychmiastowy efekt propagandowy, w którym liberalizm ekonomiczny (utożsamiony z demokracją) wydaje wojnę złemu komunizmowi (utożsamionemu z dyktaturą). Przekaz jest jasny: wolny rynek albo barbarzyństwo.

Gdzieś obok tej siermiężnej agitacji, powstają jednak ciekawe wątpliwości. 22 marca w komentarzu do "Polska The Times", dziennikarz Tomasz Wróblewski z trwogą wymienia przypadki współpracy zachodnich korporacji z chińskim reżimem (1). Kilka dni później były opozycjonista z PRL Piotr Niemczyk ogłasza bojkot firm Coca-cola i Addidas, które sponsorują igrzyska olimpijskie w Pekinie (2). Choć Wróblewski, aby zbytnio nie odbiegać od oficjalnej linii pisma, zaraz pochwalił Ronalda Regana za wyścig zbrojeń, który doprowadził do upadku ZSRR, a firmom kolaborującymi z ChRL zarzuca brak odwagi tego "męża stanu". Natomiast Niemczyk, piętnując Coca-colę za sponsorowanie igrzysk, zapomina o innych dokonaniach tej firmy (3). Jednak bardziej wnikliwemu czytelnikowi ukazuje się skrawek zaciemniający nieco mit kapitalizmu rodem z reklam restauracji Mc Donald's.

Te wszystkie wątpliwości i odruchy dobroci nie naruszają jednak, nawet na poziomie symbolicznym status quo, eksploatują jedynie utopię "kapitalizmu z ludzką twarzą". W tej nierealnej wizji etyczne firmy pod wpływem równie etycznych konsumentów obalają kolejne reżimy, podnoszą pensję swoich pracowników, rozpoczynają światowy program ochrony środowiska, a szczęśliwi ludzie na sprywatyzowanych, czystych i bezpiecznych osiedlach, oddają się kontemplacji swojego szczęścia w świecie "końca historii".

Jaka jest rzeczywistość? Chiny są w tej chwili jednym z największych rezerwuarów taniej (prawie darmowej) siły roboczej i niskich kosztów wytwarzania towarów. Ewentualna powszechna demokratyzacja tego kraju spowoduje wzrost nacisku na tworzenie praw socjalnych, ograniczeń w eksploatacji zasobów naturalnych i działań na rzecz ochrony środowiska (4), czyli krótko mówiąc dramatyczny wzrost kosztów produkcji. Taki cykl emancypacyjny, który przechodzą kolejne kraje przez powolne reformy, rewolucje, walki antykolonialne, walki narodowo-wyzwoleńcze itd. sprawia, że obszary, które bogate "centrum" może swobodnie eksploatować kurczą się. Kapitalizm jako system ekonomiczny nie może istnieć bez odpowiednio wysokich zysków zapewnianym jego głównym graczom. To, że ich poziom się obniża, widać dzięki coraz bardziej agresywnym naciskom na rzecz demontażu zdobyczy socjalnych, likwidacji barier przepływu towarów oraz coraz ściślejszej współpracy pomiędzy państwowymi siłami militarnymi i korporacjami (wojna w Iraku jest tu najlepszym przykładem).

Ci, którzy korzystają z globalnych nierówności społecznych, na pewno łatwo nie oddadzą jednego z filarów zapewniających stabilność systemu kapitalistycznego. Natomiast ci, którzy dziś domagają się demokratyzacji Chin, muszą wiedzieć, że dążenia te będą krokiem w kierunku ogólnoświatowego kryzysu, jakiego nie zna historia.

Należałoby się również zastanowić, nad dwuznacznym stosunkiem do kwestii Tybetu ze strony Stanów Zjednoczonych (z jednej strony finansowanie tybetańskiego ruchu narodowo-wyzwoleńczego, z drugiej brak reakcji na obecne wydarzenia). Chiny w tej chwili praktycznie decydują o sile gospodarki USA. Rezerwy dewizowe Chin w dolarach oceniane są na 1,5 biliona dolarów. Zapowiedź w marcu ubiegłego roku, zmniejszenia rezerwy spowodowała gwałtowny spadek kursu dolara (5), faktyczna gwałtowna wysprzedaż spowodowałby upadek gospodarki USA. Rozgrywanie karty Tybetu, może być z tej perspektywy jednym z zabezpieczeń w tej grze wielkich mocarstw.

Musimy przyzwyczaić się do myśli, że obecny system sprawowania władzy nie przetrwa, jeśli nie będzie trzymał "pod butem" większej części ludzkości. Względna zamożność w krajach centralnych jest możliwa tylko dzięki eksploatacji i wyzyskowi krajów peryferyjnych. Dopiero z tą świadomością, możemy przystąpić do działań na rzecz wolności i sprawiedliwości na naszym globie.

Damian Kaczmarek

[ Dodano: 2008-03-29, 19:38 ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.