Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Probowalam, ale aktualnie nie moge znalezc sobie jakiegos dluzszego zajecia. Gdy byl rok szkolny czesto w takich momentach bralam sie za nauke, a teraz niebardzo mam co robic. W ogole wlasnie sobie zdalam sprawe, ze od kad z nim jestem rezygnowalam z dluzszych wyjazdow i chyba pora to zmienic. Za tydzien jade do kolezanki na tydzien pod namiot, mialam zamiar sie z tego wykrecic, ale jednak nie zrobie tego. Pojade tam chocbym nie wiem jak bardzo chciala zostac w domu i potraktuje to jako swoista terapie oduzalezniajaca chociaz nie jestem przekonana czy to dobry pomysl, znajac siebie bede chciala wrocic po 2 dniach...



No południu kraju i owszem. Zresztą komando z Rybnika pod sztandarem Lady też nie ma daleko, więc to nie taki problem się zebrać.
Chociaż wiadomo, że aktualnie to rok szkolny/akademicki/praca i trzeba zaczekać na jakieś dłuższe wolne. Ot, choćby ponad tydzień przerwy świątecznej.

Ciekawe, jakby wyglądała Gotycka Wigilia
Czarna polewka, sos czosnkowy, czarne pieczywo....



Na zachodzie Europy tak miewają i jakoś żyją;)

Cieszy, że próbuje się znaleźć wyjście z ... "maturalnego impasu", uczący w SP i G zapewne takiej potrzeby nie czują.
Choć niektórzy łączą pracę w LO z obowiązkami w innych szkołach.

Jak mamy dziś? Rok szkolny nie jest porozrywany?

Od września do grudnia w ciągu, to fakt, no może nie licząc "fortunnego położenia" dnia 1-go listopada, ale potem 2 tygodnie luzu, od 2 do 6 tygodni pracy i ferie - ci co idą w pierwszej turze w tych dwóch tygodniach po nowym roku za wiele nie popracują.

Po feriach ciąg pracy do kwietnia, czasem marca - tydzień wolnego. Potem do maja (weekend majowy po drodze) i 3 tygodnie rozwalone przez matury - jak człek siądzie w 10 komisjach, to o lekcjach można zapomnieć.
Później raptem miesiąc i po wszystkim.

Wakacje krótsze o kilka dni? A jaki problem? Straszliwie Ci przeszkodzi to poczuć wolność jeśli zamiast 65 dni zostanie 57;)

Zresztą już bywało, że koniec roku był koło 25. Tydzień dłużej krzywdy nie zrobi. Jedynie te upały jakimś problemem są, ale skroimy parę unijnych funduszy, to i klima będzie;)

Ferie zimowe krótkie? A na jak długo wyjeżdżasz na te narty? Znów nie poczujesz wolności? Cytrynku, Ty chyba potrzebujesz tygodnia, by się z wolnym oswoić po prostu;)

Na mój gust taka korekta krzywdy nie zrobi, a problem licealistów rozwiąże.



Mówisz o tym jak byśmy mieli się poddać... Mówię wam poczekajmy przynajmniej tydzień, niech rok szkolny zakończy się i wtedy zobaczycie rezultaty
A i ja mam jeszcze jedna uwagę do nowych adminów... Nie banujcie odrazu najpierw ostrzeżenie dajemy i dajcie im szanse pograć dłużej czyli nie banujcie np. za bluzgi czy za jakieś inne łagodne "przestępstwa" na serwerze Wiedzą o tym ci co to robią



Cześć wszystkim. Chciałbym Wam opisać mój problem, który raczej ma charakter psychologiczny nie związany bezpośrednio z podrywaniem, aczkolwiek wewnętrzna harmonia znacznie w tym pomaga. Wytłumaczę to w dalszej lekturze.
Otóż zacznę od tego, iż mam 16 lat. Dopóki nie „awansowałem” do 3 klasy gimnazjum byłem cichym, raczej nieśmiałym i niepewnym siebie chłopakiem. Nie było wręcz mowy o podrywaniu dziewczyn itp. Stanowiło to dla mnie temat tabu. Pewnie przez to, że skupiałem się głównie na nauce, aby nie zawieźć ambicji rodziców i w ogóle . Nie to, że byłem jakimś kujonem. Byłem dobrze uczącym się chłopakiem, ale nie musiałem długo siedzieć nad książkami aby mieć dobre oceny. Po drugie z natury byłem skryty i spokojny. Żadnych wybryków, wagarów itp.

Jednak od początku roku 2009, a właściwie gdzieś od samotnie spędzonego Sylwestra (znajomi bawili się dobrze, ja nie zostałem nigdzie zaproszony) postanowiłem się zmienić. Postanowiłem sobie, że stanę się bardziej towarzyski, nie będę stronił od znajomych – po prostu otworzę się na świat. Nie będę tu pisał krok po kroku, tydzień po tygodniu jak się zmieniałem. Przejdę do punktu kulminacyjnego mojej przemiany. Początki kulminacji nastąpiły już pod koniec roku szkolnego. Pomogła pewnie myśl, iż jestem najstarszym rocznikiem w szkole itp itd.

Natomiast kulminacja nastąpiła w wakacje. Świetny humor, miałem dużą w porównaniu z poprzednimi miesiącami, latami ilość spotkań ze znajomymi, wspólne wypady itp… Po prostu czułem, że jestem dla innych „fajnym kolesiem”, że jestem zajebisty wewnątrz (nie to, że myślałem o sobie – jaki to ja jestem zajebisty itp. Po prostu czułem się świetnie poukładany od środka). Czułem, że „bawię się życiem”, tą młodością, która przeminie. Więc żyłem chyba w myśl zasady „Carpe diem”. Cieszyłem się każdą chwilą, byłem otwarty na innych, uśmiechnięty, wszystko sprawiało mi radość – taki typ sangwinika. Myślałem więc, że w nowej szkole – Liceum Ogólnokształcącym (a dokładniej w swojej klasie ) będę jaśniejszą postacią. Tą, z którą będą się chciały zakumplować osoby z klasy itp… Po prostu, że będę duszą towarzystwa, że przy mnie nie będą się nudzić. Całe wakacje to okres mojej pewności siebie, ale nie arogancji.

I kiedy rozpoczął się rok szkolny – wszystko runęło. Runęła moja pewność siebie, wesoła i ciekawa osobowość. Wbrew moim oczekiwaniom to inni cieszą się dużą sympatią (chodzi o chłopaków). Na przerwach itp. dziewczyny wybierają kontakt z pozostałymi osobnikami płci męskiej. Nie to, że ja usuwam się w kąt – staram się obcować z „czołówką” klasy, czyli z osobami kontaktowymi. Jednak czuję się źle, nie jestem absolutnie pewny siebie, odczuwam, iż inni nie oceniają mnie jako bardzo ciekawego człowieka, z którym się nie nudzą. Nie wiem gdzie podziała się moja duża pewność siebie, bardzo spora SPONTANICZNOŚĆ, którą też imponowałem żartując i ciesząc się z każdej chwili w wakacje i przed nimi. Staram się być wesoły i radosny oraz „towarzyszyć” innym, ale czuję, iż „siłuję” się ze swoimi emocjami, osobowością.

Tymbardziej jest to dla mnie fatalne, iż przełożyło się na życie po szkole. Przyjeżdżając do domu od razu myślę, dlaczego znów nie było tak jak „powinno być”. Spotykając się z kolegami z klubu (gram w klubie piłkarskim) nie czuję tego, co czułem jeszcze w okresie wakacji, kiedy zaczynaliśmy treningi. Wówczas czułem, że naprawdę cieszę się życiem. Żarty itp. a teraz nic. Samo granie w piłkę wychodziło mi lepiej niż teraz… Nie wiem co robić, myślałem nawet o wizycie u psychologa, ale rodzice powiedzieli, że sam muszę pracować nad tym (oczywiście nie mówiłem im wszystkiego tak dokładnie jak tu ). Nie mam tej pewności siebie, znowu nie wiem jak zagadać do dziewczyn itp., całe te nauki o podrywaniu Wujka Uwo, które miały tak duży wpływ na rozwój mojej osobowości poszły w kąt. Nie ma po nich śladu… Czuję się rozbity. Mam myśli, że znajomi się ode mnie odwrócą, tzn. że nie będą miały ochoty przebywać ze mną dłużej, czyli z własnej ochoty…

Wiem, że niektórych może to śmieszyć, ale proszę Was o możliwie poważne odpowiedzi i porady… :/

P.S. Sorki za ortografię.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.