Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa

Nie wiem, czy ktoś zrozumie, o czym piszę, czy nie, a może Nie Ta Grupa...
Ale chyba ta. Chcę napisać o miłości do morza. Do morza, które jest czymś
niezwykłym, czymś nieprzeniknionym, fascynującym, niezrozumianym,
romantycznym. Ojciec Ocean, z którego wywodzi się całe życie na Ziemii, jest
najpotężniejszym z żywiołów. I ta wielka woda, jest gigantyczną, słoną łzą.
Od tysiącleci całe pokolenia ludzi wiązały się z morzem, kochały je, ale ono
nie odwzajemniało uczuć. Bo jakie uczucia może mieć zimna woda? Żadnych. Na
nim syreny wabią swoim śpiewem morskich wędrowców, którzy dali się zwieść
urokowi tego potężnego bezkresu, przy którym człowiek na pływającej łupince
jest tylko nic nie wartym pyłem, który musi się wobec tej potęgi ukorzyć.
Morze, które jest kochane przez ludzi, żąda od nich ofiar dla siebie. I
składają oni ofiary z życia, chociaż ono jest tylko doczesnym trwaniem,
oczekiwaniem... Ale najgorsze jest to, że składają mu ofiary ze swojej
miłości do drugiego człowieka. Miłość do morza oznacza przeważnie nie
spełnioną miłość do ukochanej osoby, do dziewczyny, żony, chłopaka, męża...
Oznacza ciągłe czekanie, często beznadziejne, ciągłe rozstania, tęsknotę...
Człowiek morza na lądzie się dusi, jest mu źle, i nie może prawdziwie kochać
nikogo na lądzie. Czy to normalne? Nie wiem, ale to tak jest.
PS1. Proszę się nie wyśmiewać. Napisałem, zastanawiam się, czy wysłać, ale
niech tam, skoro już napisałem...
PS2. Nie, nie jestem pijany.




|  Dla mnie, jeśli się kogoś kocha, a ten ktoś wyjeżdża... to rzeczą
naturalną
|  jest ogromna tęsknota i _przez pewien czas_ - nieumiejętność normalnego
|  funkcjonowania. To właśnie świadczy o miłości.

To świadczy o uzależnieniu emocjonalnym, a nie o miłości.


 Nieważne, miałem na myśli, że jeśli ktoś kocha, a na skutek rozstania
 tęskni i nie potrafi przez pewien czas żyć - jest to normalne i właściwe.

 I dla mnie miłość, generalnie, jest uzależniająca, z definicji (mojej
własnej).



R.Kaczmarek napisał(a):

Użytkownik "elka-one":

| A masz gdzieś może dokładną definicję gazeli jako utworu w sensie
| wymogów technicznych? Bo jakoś nie mogę znaleźć.

Kiedyś tu na grupie Heniu napisał:

"Grażyna przysłała mi pełną mam nadzieję definicję gazeli i brzmi
ona następująco (cyt. Grażyny):

[.................]
                 pozdrawiam - Ryszard :-)


Dziękuję bardzo :-) To ja dla ilustracji jeden gazel Hafiza:

Ile przez miłość bólu zaznałem – lepiej nie pytaj.
Jak gorzkie było nasze rozstanie – lepiej nie pytaj.

Poszukując miłej, świat niemal cały przebiegłem.
Jak bóstwo serca mego znalazłem – lepiej nie pytaj.

Z sercem w rozterce i gorzkiej tęsknocie u jej progu
łez ile ciężkich wylać musiałem – lepiej nie pytaj.

Nocą z jej pięknych ust do mych uszu szept cichy dotarł,
lecz jak okrutne to były słowa – lepiej nie pytaj.

Zagryzasz wargi, dajesz znak: „nie mów”, a przecież w nocy
ja gryzłem rubin tych słodkich warg. Jak? Lepiej nie pytaj.

Z dala od ciebie – opuszczony, w biednym moim domku
męczarni ile cierpieć musiałem – lepiej nie pytaj.

Tułaczu Hafizie, przybłędo na drodze miłości,
do jakiej krainy los cię zawiódł? Lepiej nie pytaj.

Pozdrawiam serdecznie

elka-one




| Chryzolit jej oczu rozjarzył listowie,

"jej" czyli plaży, czy "ich" - albinosów?


Ojejej! Ani plaży, ani albinosów! Holender, myślałam,
że to będzie czytelne: chodzi o kogoś trzeciego,
o nieziemsko piękną istotę rodem z lekko kiczowatych
opowieści fantasy, co mieszka na drzewie i z jego listowia
czerpie energię i zieleń spojrzenia. Czerwonookie kocury
zbierają się tam co wieczór, by oddać cześć swej pani
(albo coś w tym rodzaju - nie jestem pewna: tak mi się
śniło i już!  :))


Bardzo mi się podoba, zwłaszcza neologizm "czasień"
:)


Wszyscy piszą, że jesień kojarzy im się z rudościami,
deszczem, płaczem, tęsknotą, rozstaniem, śmiercią.
Ci, co mówią o przemijaniu, są chyba najbliżsi prawdy.
Bo jesień to synonim upływu czasu, z wszystkimi jego
przejawami.


Pozdrawiam
Krysia


Ja też - bardzo, bardzo. MAG :))



od NIEsamotnej
ja jestem z kims od 20 miesiecy, strasznie mi zalezy, jest dobrze itp ALE
jestesmy w takim wieku ze rozstaje sie anjwiecej par! wiekszosc ludzi wyjezdza
na studia, nie zawsze udaje sie trafic tak, ze oboje dostaniecie sie do jednego
miasta. Mi sie "prawie" udalo (odwolanie, z wielka szansa) ale gdyby nie? Z
naszego rodzinnego miasta do miejsca jego studiow jest ponad 300 km, z do
mojego (tam gdzie sie dostalam) prawie 200. w rozne strony. Dzieliloby nas ok
500 km! 5 godzin jazdy pociagiem... to oznaczaloby widywanie sie jedynie w
weekendy "w domach rodzinnych" - nie zawsze da sie trafic w jeden termin, zero
prywatnosci "zeby nadrobic stracony czas"...
Dlatego spojrzcie na swoja "samtnosc" z innej strony. NIe czeka Was wizja
rozstania na dworcu ze lzami w oczach, natretne mysli ze przeciez kocha, ale
moze tam kogos poznac! WY wchodzicie w ten najfajniejszy i ostatni etap
mlodosci z czysta karta! z pelnmi mozlowosciami. Nie obciazeni bagazem uczuc -
milosci, tesknoty, zalu po ewentualnej zdradzie, smutku... bo dostanie sie do
jednego mista na uczelnie wcale nie jest takie latwe jesli nei mieszka sie w
miescie z jakas porzadna szkola (gdzie oczywiste jest ze zostajecie w miescie
rodzinnym)
Wg mnie, na tym etapie zycia lepsza jest chwilowa samotnosc, bo w takiej
ilosci ludzi jaka poznacie na studiach, szczegolnie w nowym miescie, na pewno
znajdzie sie TA WLASCIWA!



anka
hej,
potrzebuje pocieszenia...
5 miesiecy temu rozstalam sie z facetem po 3letnim zwiazku. probuje o nim
zapomniec, choc nie jest to latwe. on niestety nie ulatwia mi tego, co jakis
czas odzywa sie, snuje historie jak teskni, ze caly czas kocha i ze moze by
wrocic... po czym po paru dniach sie rozmysla... zrobil mi juz taka jazde trzy
razy, teraz wlasnie robi mi to kolejny raz... wiadomo, ze nawet jak przeboleje
poprzednie razy to przy nastepnych znow mnie to wszystko bardzo boli i sprawia
przykrosc... niesety do niego nie dociera, ze zachowuje sie nie fair i ze ja
chcee zeby mi dal spokoj, bo ilez mozna...?
jestem kolejny raz smutna jka nie wiem, lzy mi same leca....
mam juz tego dosc, chcialabym o nim zapomniec i zaczac zyc sobie od nowa, ale
to jest takie trudne... :((
powiedzcie, takie rzeczy mijaja, prawda? pewnie ktoras z was miala
nieszczescie byc w podobnej sytuacji, czyli przezywac bolesne rozstanie... to
kiedys minie, ten smutek, to rozpamietywanie, wszystkie te smutne wieczory i
bol...? potrzebuje pocieszenia...
kiedys jeszcze bede szczesliwa prawda?

i co mam zrobic z tym pajacem, ktory mnie tak traktuje? czasem mam ochote
powiedziec mu zeby spieprzal i dal mi swiety spokoj... tylko za kazdym razem
to moje glupie serce mowi mi "a moze jednak do siebie wrocicie"? bo tesknie
zanim caly czas....
to tez kiedys minie, ta tesknota za tym co bylo? kiedys bede normalnie zyc
prawda? moze nawet z kim innym?

pozdrawiam a.



Wiem, że po drugiej stronie też jest człowiek, ale w tym momencie jakoś mało
mnie o obchodzi...Myślę tylko o tym, że robil ze mnie idiotkę przez tyle czasu,
że igrał z moimi uczuciami, że tak strasznie zranił:( Zdaję sobie sprawę, że to
egoistyczne podejście i pewnie za jakiś czas pomyślę o jego tragedii, ale
teraz...Mam w sobie tyle bólu i żalu:( Najgorsze jest to, że ja kocham tego
człowieka nad życie, nie jestem od niego uzależniona, tylko po prostu go kocham
i nie wiem jak mam dalej bez niego żyć. Spędziłam z nim tyle cudownych lat-
najpierw jako z przjacielem, potem jako z partnerem. Nie chcę go idealizować-
miał swoje poważne wady, ale ja go chciałam (i chcę) właśnie takiego i chcę
jego, a nie kogoś innego. Natomiast chyba nie jestem w stanie wybaczyć mu tego
kłamstwa (może i zdrady). Stoję przed wyborem: wybaczyć i jeżeli on rówież
będzie tego chciał spróbować jeszcze raz, czy się rozstać. Tyle, że jeżeli
wybiorę opcję a) to zawsze będzie to do mnie wracać, nie wiem czy będę
potrafiła NORMALNIE z nim żyć, nie wypominać przy każdej kłótni jak bardzo mnie
zranił i jakim jest podłym oszustem (poza tym nie wiem, czy byłabym w stanie
ponownie mu zaufac); jeżeli opcję b) to umrę z rozpaczy i tęsknoty za nim.
Czuję się jak w jakimś koszmarze:(((((



Kochana Moja
Rozstanie - jest naszym losem
Spotkanie - moją nadzieją
Dzisiaj mija 5 miesięcy od chwili kiedy nadszedł dzień rozstania.
153 dni tęsknoty bólu i łez.
Dopiero moje cierpienie pokazało mi jak bardzo Cię kocham,jak bardzo mi Ciebie
brakuje,jak wiele Ci zawdzięczam.
Dlatego dziękuję Ci za każdą minutę bycia z Tobą,za każdy uśmiech,za wszystko co
mi ofiarowałaś.
Byłaś własnością Boga,On mi Ciebie tylko wypożyczył,i przyszedł ten dzień kiedy
mi Ciebie zabrał.
Pozostaje mi tylko nadzieja że kiedyś będziemy znowu razem,o to proszę każdego
dnia aby mnie zabrał tam gdzie jesteś TY.
Bądź szczęśliwa i proszę wspieraj mnie,bo sam nie daję rady podnosić się z dołu
w którym jest tyle cierpienia i bólu.



SENİ SENSİZ YAĹźAMAK EN KÖTĂś KADER OLSA GEREK...
EY BENİM HASRET KOKAN SEVGİLİM BU AYRILIĞA DAYANIRMI YĂśREK GEL DESEM
GELEMEZSİN BİLİYORUM AMA BEN SENİ YAĹźIYORUM
SENİNLEYİM VE TEK...
MAVİĹźİM

ZYC Z TOBA BEZ CİEBİE(GDY CİE NİE MA PRZY MNİE)TO MUSİ BYC NAJGORSZE
PRZEXNACZENİE
O MOJE KOCHANİE PACHNACE TESKNOTA
CZY SERCE WYTRZYMA TA ROZLAKE
CHOC POWİEM CHODZ NİE PRZYJEDZİESZ WİEM
ALE JA ZYJE TOBA
JESTEM Z TOBA İ SAM
MOJA NİEBİESKOOKO


sensiz-bez ciebie
yaĹźamak-zyc
kĂśtĂź-zly,niedobry
kader-przeznaczenie
gerek-potrzebny,niezbedny
hasret-tesknota
kokmak-pachniec
sevgili-kochany
ayrılık-rozstanie,rozlaka
dayanmak-wytrzymac
yĂźrek-serce
ey-o
maviĹź-zwrot dla osob o jasnej cerze i niebieskich oczach



Wydaje mi się, że się nie spisałam.. No, ale wklejam wróżbę:
Związek z przyjacielem
U ciebie piękna przyjaźń i w sumie nic więcej mi się nie pokazuje. Obecnie w
związku z nim najchętniej zostałabyś sama, uwolniła się od towarzystwa jego
chociaż chwilowo i na spokojnie, sama podjęła decyzję. Nie sądzę byś była gotowa
do tego związku – tzn być wyszła poza tę przyjaźń.
U niego owszem, relacje zmieniły się, może i Cię kocha na dzień dzisiejszy,
patrzy na Ciebie inaczej i pragnie nawet poświęcić się, byle być z Tobą. Tyle,
że jakoś dużo w nim wspomnień, przeszłości, myślę że na tej bazie zbudował sobie
tę miłość, nie do końca widzi Ciebie teraźniejszą.
Czy powinnaś z nim być? Mi wygląda na to, że będziesz. Że po rozstaniu z nim,
dużo będzie tęsknoty. Mimo, że teraz za dużo w tym wg Ciebie spokoju – jakby
nudy. Tylko wygląda na to, że w sumie będziecie później przyjaciółmi a nie
kochankami.
Związek z Konradem
Ty starasz się do tego spokojnie podchodzić, ale serce się rwie i on wie o tym.
Czy on jest po jakiś przejściach? Jakoś mi się średnio pokazuje. Wygląda to tak,
jakby chciał w Tobie szukać ratunku.
Szczerze mówiąc mi się wydaje, że już niedługo pojawi się u Ciebie ktoś trzeci i
wtedy znikną dylematy.



no slysza slysza.. ale co mamy pisac skoro taka jest prawda,
przynajmniej w 90% przypadkow. Sytuacja jest prawie zawsze z gory
skazana na porazke, w takim czy innym sensie. No ale widac kazda
musi to sama przezyc:)

A tym co sie udaje byc z tym facetem (on sie rozwodzi, zostawia zone
i dzieci jesli sa) to tez osobiscie nie zazdroszcze, zwiazek
okupiony takim nieszczesciem!, facet niby szczesliwy ale tez
rozerwany, bo swieze rany po rozstaniu, sprawy rozwodowe, podzial
majatku, trudne rozmowy z dziecmi, alimenty, niekonczace sie rozmowy
i spory z byla(?) zona... po prostu masakra. I ty jedna posrodku
tego cyrku, jak na polu bitwy... facet chodzi jak struty, ma
poczucie winy wobec dzieci, teskni za nimi, do tego caly ten stres,
zaczyna siegac coraz czesciej po piwo, niemal placze ci w rekaw...
nie dziekuje bardzo! chyba nie za tym tesknimy mowiac o milosci!

ja to przezylam po czesci, sytuacja zaczela sie robic coraz
trudniejsza i niecfiekawa, facet przestraszyl sie tego wszystkiego i
wrocil do zony, i teraz mysle ze na moje szczescie:)
To juz nie jest takie fajne i mile spotykanie sie jak na poczatku,
zaczynaja sie prawdziwe schody, ktore faceta po prostu przerastaja.



Kochane a mi dzisiaj tak bardzo zle....
Znów to dzień pod góre.
Znów ta obezwładniajcą tęsknota.
Mądrze napisala tu osoba,że kochac trzeba z głową.
Ahh tylko dlaczego istnieje cos takiego jak toksyczny związek?
Dlaczego ktoś kto mówił ze kocha potem się z tego wymiguje.
Ja straciłam? 4 lata.
Rozwiodłam się dla niego,dla nas i zostalam sama z dwuletnim
dzieckiem.
A on własciwie to wmówil mi,ze to ja chce chcialam się juz z nim
rozstac,bo było mi zle.
Głupia ja,ze wciaz przezywam,ze wciaz traktuje nas,jak nas...Ze
wciąz sie łudze,ze wciąz tesknie,ze mysle,ze chce.
A gdzie godnośc,gdzie duma????
Mysle codziennie,ze musze sie czyms zajac,ale coz moge z malym
dzieckiem?
Nie mam siły,checi na cokolwiek.
Marze o kompletnym domu,o zasypianiu na jednej poduszce,o usmiechu
na codzien.
Nie mam tego.A on przez 3 miesiace nawet nie zapytal,czy w ogole
zyje.
To nie moze byc miłosc!
Dlaczego tak trudno to pojąc???

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.