Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa


Cieszę się że napisałeś. Może uda mi się czegoś nauczyć.


Wlasciwie rowniez na to licze ze swojej strony, jesli wiec uda nam sie
czegos nauczyc, to raczej przypadkiem :)


Nigdy również nie
potrafiłem objąć epoki literackiej w sztywne ramy czasowe [bo to
geografia kulturowa taka strasznie niejednoznaczna].


Epoka literacka to raczej chyba idea niz cos rzeczywistego. To wygodny
konstrukt myslowy.


Polski sonet (nie
będę odkrywczy) zaczyna się dla mnie od Mikołaja Sępa Szarzyńskiego -
poety który nie jest lubiany na poziomie szkoły średniej (bo
zakręcony),


U mnie wszyscy go kochali - byl jak sie to brzydko mowi modny.


Problem z Szarzyńskim zaczyna się już na poziomie jednoznacznego
przypisania go do epoki, bo on z ducha IMO jednak barokowy.


Ano jest i nie ulega to watpliwosci.


W tym wypadku byłbym ostrożny; sonety Szarzyńskiego przemawiają głosem
dwóch epok,


No nie wiem. Dla mnie przemawiaja po prostu glosem baroku.


a jednak można odnaleźć głosy znacznie wyraźniejsze; po
jednej stronie u Kochanowskiego,


AFAIR napisal tylko jeden sonet, jak slyszalem slaby.


po drugiej u Naborowskiego /
Morsztyna (którzy również zresztą sonety pisywali).


Sonety Morsztyna IMHO stanowia najpelniejszy wlasnie wyraz jego stylu.
Ograniczenie formalne, wybujala podmiotowosc, kunszt...

Co do Grabowieckiego - o sonecie LXIV bym jednak chetnie podyskutowal,
zwazywszy na zdanie Kulawika, ktory twierdzi, ze to w ogole nie sonet.


Kolejną epoka znaczącą dla polskiego sonetu jest romantyzm. I tu
również - gdybym miał dokonać na własny użytek syntezy epoki - trudno
chyba przypisać sonetowi rolę nadrzędną.


Zgadzam sie, chociaz byla sonetomania, a Sonety krymskie to chyba przelom
w obrazowaniu.


#przepraszam, jednak zbyt mało czasu.


Ja tez mam malo czasu, moge wiec czekac na odpowiedzi jak dlugo tylko
zechcesz.


w dalszej części miałem się
przyznać jeszcze do Kasprowicza


Mloda Polska to wielki tryumf sonetu - to epoka, ktora wlasnie wyraza sie
poprzez sonet, sonet uswiecony ("Lubie sonetu kunsztowna budowe..."),
bezmyslnie podziwiany i naduzywany (traktowalbym "Pobudke" Jankowskiego
jako sui generis dyskusje o granicach sonetu).


(z pominięciem innych 'ważnych') i
nieznajomości sonetu poza klasycznymi pozycjami Dantego, Petrarki,
Szekspira i - szczątkowo - parnasizmu.


Wiec mozemy zakreslic tak ramy dyskusji, a potem bedziemy je poszerzac.
Na poczatek proponuje wlaczys jeszcze przynajmniej Donne'a.


niestety - nie wyjdzie. krótko
zatem. trudno mi się zgodzić z powyższą tezą. ekstrakcja jednego tylko
gatunku z tygla epoki i nadawanie mu szczególnego znaczenia (tu -
głównie z niewiedzy - pomijam początki gatunku i jego rolę w
kształtowaniu się nowych form wybiegających poza wzory klasyczne)
wydaje mi się operacją mocno wątpliwą.


A nie uwazasz, ze sonet stawiany byl na piedestale przez samych tworcow?



Ja myślę, że jednak kluczem są okoliczności historyczne, ale głownie panujący
wówczas klimat obyczajowo- moralny.

Drogie Panie ;) my naprawdę zapomniałyśmy już, czym był przedwojenny etos
godności osobistej (przy czym nie mówię tu o godności rozumianej jako: chamstwu
się należy sprzeciwiać siłom i godnościom osobistom).
Osobiście uważam, że przemianę zawdzięczamy zmianie akcentów wokół wartości
ludzkiego życia, które teraz trwa dłużej, a kiedyś było wartością ulotną i
zaledwie przystankiem przed życiem własciwymi, czyli tym wiecznym. Polecam w
wolnej chwili odświeżyć sobie taką Krystynę Córkę Lavransa (ja wiem, że inny
krąg kulturowy i zupełnie inna epoka), aby zobaczyć, jak to co OCZYWISTE w ciągu
kilku stuleci przeewoluowało do NIEPOJĘTE.
Tego typu lektura dobrze pokazuje relatywizm tak rzekomo jednoznacznych pojęć
jak "miłość matki do dziecka".
Jasne, że miłośc matki do dziecka jest jedną z największych determinant. Tak
uważamy. Warto jednak pamiętać o tym, że do okresu z grubsza XIX wieku pierwsza
była miłość do Boga, a nurt memento mori był silny nie tylko w Średniowieczu,
ale właściwie do czasów, w ktorych zaczęto dyskutować z istnieniem Boga.
Coś takiego jak "dziecinstwo" to wynalazek Romantyzmu, na praktykę (hołubienie
dzieci) przełożyło się to zaś w końcu wieku XIXgo.
To są więc wszystko bardzo świeże rzeczy.
Na przykład na gminnie popełniany jest błąd psychologiczny w powieściach
lżejszego typu, jako to matka, np. wiejska dójka zyjąca w wieku XVIII kocha nad
życie swoje dziecko i wpada w chorobę psychiczną, gdy to dziecko umiera na
tyfus. Prawda jest jednak taka, że zgony były czymś powszednim do tego stopnia,
że na ogół nie chrzczono dzieci przed ukończeniem siódmego roku życia, a dziecko
jako takie (jako odrębny stan, a nie "niedoskonałego dorosłego") pojawiło się w
świadomości własnie w wieku dziewiętnastym i to w wyższych warstwach
społecznych. Wcześniej dzieci padały jak muchy i nikt nie uwazał, że są to
wielkie mecyje.

Bardzo często przekładamy swoją własną wizję i rozumienie świata na zupełnie
inne realia czasowe, historyczne i kulturowe.

Tak wiec sumując: co miał dziewiętnastowieczny człowiek? Pewnośc, że umrze- to
oczywiste. Własną godnośc, własny honor i tego typu pojęcia, które odeszły dziś
do lamusa. Powiedzenie "nie ma nic gorszego dla kobiety niż utracić reputację"
nie jest już powiedzeniem krążącym w obiegu, choć kiedyś nadawało ramy
istnieniom większości kobiet. Aktualnie obyczaje zmienily się tak dalece, że
często dopiero utrata reputacji otwiera drogę do kariery.

Ja tego oczywiście nie oceniam.
Staram się tylko powiedziec, że ocena decyzji kogoś, kto żył 60 lat temu wcale
nie musi być oczywista, poza tym że jest nieuprawniona.
Moja kuzynka zginęła podczas wojny, bo wróciła się do domu po kapelusz. Dlaczego
to zrobiła? Fakt, zawierucha, powstanie szalało, ale dobrze wychowana kobieta z
szanującej się rodziny nie wyjdzie na ulicę bez kapelusza.
Dla nas tego typu wartości jak wiara w samookreślenie przez środowisko, dobre
maniery, cały społeczny konwenans jest czymś niewiarygodnym.
Przypominam jednak, że Tychon de Brahe zmarł w straszliwych męczarniach z powodu
pęknięcia pęcherza moczowego. A pęcherz ów pękł mu dlatego, bo ucztujący Tychon
nie wstał od stołu na proszonym przyjęciu, aby oddalić się w miejsce ustronne,
albowiem byłoby to straszliwe towarzyskie faux pas.
MOżna więc powiedzieć, że swoje dobre maniery przypłacił życiem.

Z drugiej jednak strony co własnie pociąga nas w powieściach Jane Austen czy
przedwojennej atmosferze, jeśli również nie ten etos godności?
W gruncie rzeczy jedyne, co do połowy XX wieku miały europejskie kobiety to
właśnie ten gorset konwenansów, zasłużenie na szacunek poprzez spełnienie
szeregu oczekiwan, wypracowaną godność osobistą wedle ówczesnych standardów i
pewnośc, że jeden niewłaściwy krok może zburzyć wszystko, co osiągnęły.
Nie posiadały władzy i nie posiadały pieniędzy, a są to dwie główne drogi do
wyzwolenia się z oczekiwań.

a.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.