Baza wyszukanych haseł
aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa


| uwazasz ze to byl dobry pomysl ? wczesniejszy start szkolny?
| pytam bo ... tez zastanawiam sie nad tym dla dziecka.
Znaczy.. mnie przeniesli od razu z 0 do 1


Ja też w ten sposób "zgubiłam" rok. Z przedszkola powędrowałam do 2 kl.
Moje dzieciństwo było krótsze, a potem ciągle mi czegoś brakowało.
To jest oczywiście inna sytuacja niż posłanie dziecka do 1 kl o rok
wcześniej. Tyle, że tak czy inaczej będzie to jakaś ingerencja w naturalną
"kolej rzeczy".

fata



tylko jaka masz gwarancję,że opiekunka będzie zachowywac się tak jak ty chcesz,
moze na początku może przy tobie, ale potem bedzie robić po swojemu,
oczywiście, że możesz ją wylać ale narobisz dzieciakowi takimi ciągłymi
zmianami bałaganu w głowie. Ja bym odpuściła niech je przy tobie czarny chlebek
z ziarenakmi, a u babci mielonego banana. Osobiście wychodzę z załozenia,że
jeśli nie przekracza się pewnych granic ( np dziecka się nie bije, nie puszcza
mu bajek powyżej 15 min) to fajnie jak mały ma kontakt z wieloma osobami, która
kazda coś wnosi do jego małej łepetynki i każda CO JEST NAJWAZNIEJSZE go kocha
i nie zrobi krzywdy.Pomysl sobie mały pójdzie do przedszkola, załapie jakąś
infekcję i co dwa trzy dni te najtrudniejsze możesz z nim zostac w domu
weźmiesz urlop a reszta kichającego i kaszlącego nie poslesz do przedszkola,
musi gdzieś zostac na rekonwalescencję i ja bym osobiście wolała
przewrażliwioną ale kochającą babcie niż nianię. dodatkowo to tylko jak
zrozumiałam rok do przedszkola, możesz młodego posłac troche wcześniej babacia
bedzie go odbierać o 14 i wszyscy będą szczęśliwi.
Mówiłam to ja pracująca matka dwóch bab.



Wiesz ja przechodzilam dokladnie ten sam problem w zeszlym roku
szkolnym, pisalam o tym jeszcze w drugim semestrze.

Jezeli chodzi o Maje to Cie nie pociesze bo u niej rzeczywiscie ten
pierwszy rok to bylo glownie osluchiwanie sie, widze ze teraz coraz
czesciej cos tam sobie pod nosem mowi (po francusku oczywiscie)
spiewa piosenki itp. Z tym ze Maja poszlo do francusko-jezycznego
przedszkola majac ponad 4 lata a wczesniej 2 lata chodzila w Polsce
wiec dla niej to byl duzy skok.

Mysle ze Twoj maluszek ma szanse szybciej sie zaadoptowac, jest
mlodszy i pewnie troche juz osluchany z francuskim.

Jestem tylko troche zaskoczona zachowaniem nauczycielki. Przeciez to
normalne ze dzieci placza na poczatku nawet rozumiejac jezyk a co
dopiero jesli dziecko nie rozumie.

Nie wiem jak Ci pomoc, mnoze synek juz sie troche przelamal a moze
zmienilabys grupe lub przedszkole.






Kochana, jak rozumiem martwisz się o rozwój umysłowy twojego
malucha. Napiszę ci jak to jest z punktu widzenia mamy 2 wczesniaków
i nauczyciela [między innymi oligofrenopedagoga, bo i taką
specjalizację mam]czyli mój. Przede wszystkim na dogonienie
rówieśników nasze dzieci mają 6 lat! Dopiero w tym wieku da się
określić wstępnie [z dużym prawdopodobieństwem] czy dziecko jest w
normie intelektualnej. Wcześniej mozna wychwytywać pewne symptomy
[tu polecam dobrego psychologa i neurologa], ale bardzo często
symptomy upośledzenia zanikają. Mój starszy wcześniak Miłosz [28
t.c. 880 gr]- wylewy pokrwotoczne II/III st., wodogłowie, ROP V i
jaskra w jednym oku, ACC [wada mózgu], dysplazja oskrzelowo-płucna,
przepukliny obustronne. Rokowania beznadziejne, a w zasadzie brak
rokowań - roślinka bez kontaktu. I tak było 10 m-cy. Przeszedł 5
operacji, dwie kilkugodzinne oczu. Nie mówił. Rozwój fizyczny ruszył
po NDT Bobath - mając 14 m-cy chodził. Rozwój umysłowy .... -
obserwowałam go i widziałam ewidentne oznaki upośledzenia, ale nie
byłam pewna, bo brak mowy zaburzał rozwój. Teraz ma ponad 4 lata,
jest w górnej granicy normy intelektualnej - bardzo inteligentny,
mówić zaczął rok temu i to pobudziło rozwój, a przedszkole jeszcze
go przyspieszyło.
Ale wiem, co przezywasz, bo latami się z tym męczyłam [czasem
patrzenie na swoje dziecko z punktu widzenia specjalisty to
przekleństwo]. Czas robi swoje, a czasu macie dużo.
Ani Miłosz, ani Sara [ponad 10 m-cy obecnie] nigdy nie robili kosi-
kosi. Powodzenia.



Pamiętam, że Rodzice fundowali mi naukę angielskiego od przedszkola, a nawet
wcześniej (była taka grupa, prowadzona przez małżeństwo[?] w ramach "Wiedzy
Powszechnej" - zajęcia w pomieszczeniach Technikum Ekonomicznego, dawnej
Akademii Handlowej, z wejściem od narożnika Straszewskiego/Kapucyńska).
Potem w szkole podstawowej rok w ramach Wojewódzkiego Domu Kultury (Pałac pod
Baranami).
Potem, po przerwie, w kl. VII i VIII lekcje prywatne u starszej Pani, która
dorabiała w ten sposób.
W Liceum już normalnie - w ramach programu.



Dziękuję za informacje. Bardzo uplifting :) Rok temu próbowałam dostac się na kurs PGCE Primary i niestety odpadłam :( Wówczas sie zniechęciłam i doszłam do wniosku, że nauczanie w Anglii widocznie nie dla mnie: za dużo przeszkód, za dużo różnic. Jednak przykłady takie, jak Twojego narzeczonego Princess dodają skrzydeł. Przygotuję się więc do "drugiego uderzenia", żebym sobie kiedys nie wyrzucała, że nie wykorzystałam wszystkich szans. Swoją drogą angielski system szkolnictwa rozłożył mnie na łopatki, kiedy rok temu okazało się, że moje 5-cio letnie dziecko już od roku powinno być w szkole (było to niemożliwe, bo wcześniej dreptała sobie grzecznie do przedszkola w Polsce) a juz kompletnie zdębiałam, gdy zobaczyłam, że ta szkoła dla czterolatków to całkim na serio: Creative Writing, Art and Design, Geography i History. Normalnie hodowla geniuszy! Ale to tylko mała dygresja :) Pozdrawiam

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brytfanna.keep.pl
  • Trzeba żyć, a nie tylko istnieć.