aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
bylam w las vegas kilka razy - prawie zawsze "sluzbowo", bo z wlasnej woli
nigdy bym tam nie pojechala po raz kolejny. nudza mnie gry hazardowe,
przygnebia kicz, roller-coster mozna zaliczyc raz i wystarczy, smuci mnie widok
rodzin z dziecmi ciagnietymi od kasyna do kasyna lub zasypiajacymi kolo
stolikow, przy ktorych graja rodzice. przeszkadza mi tez a/c w kazdym
pomieszczeniu polaczone z wszechobecnym dymem papierosowym - poczucie
niewietrzenia jest porazajace.
doceniam zabawnosc niektorych budynkow (luxor itd.) - to, ze kicz ma byc jajem
i ze w kiczu ma byc ten caly smak ale w sumie las vegas bardzo mnie za kazdym
razem zniecheca do ameryki.
podobnie zreszta jak pustynia wokol miasta, bo w ktora strone by nie pojechac,
co jakis czas widac z drogi kompleksy wiezien - bardzo hmmm... "disturbing"
i napisy przy drodze ostrzegajace przed braniem autostopowiczow...
death valley warto odwiedzic choc tez jest to po prostu pustynia wiec nie
kazdego zachwyci szara pustka (och, jakze inne sa pustynie afrykanskie, za
ktorymi wciaz tesknie). jesli zas chodzi o grand canyon, to z las vegas jest to
jednak kawalek drogi do south rim (zeby nie wspomniej o north rom),
no i w zimie od flagstaff roznie to bywa z przejezdnoscia wiec trudno las vegas
traktowac jako punkt wypadowy w tym kierunku zima.
a pozytywy las vegas? parkingi za darmo we wszystkich hotelach, jak sie
poszuka - przyzwoite jedzenie w roznym stylu i w roznych cenach, czasem calkiem
niezle koncerty lub wystepy za relatywnie rozsadne pieniadze. no i jesli ktos
lubi hazard, to w ogole nie ma innego wyjscia - tylko las vegas :-)
"Romulus" <rom@poczta.onet.plwrote in message
Użytkownik Alexander Malinowski <ole@gazeta.WYTNIJ.plw wiadomości do
grup dyskusyjnych napisał:bmpl75$54@inews.gazeta.pl...
| Jaka jest Twoja teza? Ja chcialem zwrocic uwage na fakt, ze ceny akcji
| podlegaja rytmicznej spekulacji. Oczywiscie mozna na nich zarobic, ale
tez
| mozna stracic. Nie powinny wiec byc obiektem inwetycji wymagajacych
pewnosci,
| jak np. oszczednosci funduszy emerytalnych. Proba odwracania kota
ogonem,
ze
| jednak przecietnie sie zyskuje albo ogolnie sie zyskuje, jest generalnie
| chybiona. Z punktu widzenia przecuetnego gracza gieldowego to jak gra w
| ruletke, a przecietnie sie traci.
Pewien sługa zakopał kiedyś jeden talent (inwestycja najwyższej pewności),
ale nie został za to pochwalony przez swego pana, oj nie. Jego koledzy,
którzy zaryzykowali i zainwestowali w przedsięwzięcie, które przyniosło
100%
zysku, zostali nagrodzeni.
Kursy akcji w krótkim terminie chyboczą się niemiłosiernie, ale nie musi
to
mieć wpływu na ich zachowanie w długim terminie. Herbata, która stoi
przede
mną jest złożona z cząsteczek, które poruszają się szalenie i
nieprzewidywalnie ruchami Browna, ale jako całość zachowuje się spokojnie
i
przewidywalnie.
Jeżeli przeciętnym graczem giełdowym jest człowiek, który nie zna rynku
finansowego i nie zna przedsiębiorstw w które inwestuje (nie przeczę, że
tak
może właśnie być, przynajmniej w Polsce), to istotnie - to jest ruletka. W
tym wypadku winnymi jego ewentualnej klęski jest w pierwszy rzędzie jego
niewiedza.
Dla znawców jednak giełda nie jest już generatorem liczb losowych.
W długim terminie giełdy cywilizowanych krajów (z szczególnym naciskiem na
USA) stale rosną, więc inwestycje długoterminowe przynoszą zysk. Zawodzi,
trzeba przyznać, giełda warszawska, ale składam to na karb okresu
rozruchowego. Póki co, w dalszym ciągu jest to zabawka dla nielicznych, a
nie koło zamachowe gospodarki (mała kapitalizacja, mała płynność, zbyt
niski
wskaźnik obecności polskich firm na giełdzie)
Zastanawia mnie stwierdzenie, że przeciętnie się traci na giełdzie. Czy
jest
to prawo natury, czy może wynik jakichś obliczeń? Te, które ja widziałem
do
tej pory (chociażby proste zestawienie indeksów najważniejszych giełd w
funkcji czasu) nie potwierdzają tej tezy. Czy oznacza to, że ludzie którzy
od wieków inwestują na giełdzie mylą się wszyscy i dokładają tylko
pieniądze, które tracą na rzecz... No właśnie, na czyją rzecz?
Odpowiedź na to pytanie pomoże mi rozszyfrować Pańskie poglądy w tej
materii.
Romulus
Romulusie, przyjmij to ode mnie, czlowieka co przegral w ub. roku finansowym
mala fortunke a obecnie te straty mozolnie odrabia: Pan Malinowski nie ma
najmniejszego
pojecia o inwestowaniu na gieldzie. Gdyby to pojecie mial to wiedzialby, ze
gielda stanowi
najbardziej efektywne medium w zarzadzaniu kapitalem. Dlugoterminowo bije
swoja skutecznoscia
lokaty w banku czy tez w tzw real estate. Nie mam tutaj jednak na mysli
hazardowej "gry" na gieldzie,
day tradingu, gry na futures wszelakiego rodzaju. W tych ostatnich zbyt duzy
jest element ryzyka.
Gdyby instytucja gieldy nie byla tak skuteczna to przeciez eksperyment w
kafejce niejakiego Lloyda
w londynskim City, niecale 300 lat temu, gdy wlasciciele statkow morskich
wiozacych np herbate z Indii
zabrali sie za jej sprzedaz na pniu, wowczas ow eksperyment dawno umarlby
juz smiercia naturalna!
fatso
1. A ja twierdzę, że powtarza Pan marketingową gadkę maklerów, którzy takimi
nibyfaktami napedzają sobie klientów. Oraz proponuje Panu zanalizowac sobie
np. poziom japońskiego indexu giełdowego Nikkei sprzed np ca. 20 lat , oraz
co się z nim potem stało i wciąż dzieje. A przecież 20 lat to juz sporo i
nie można mówić, że fakt iż obecnie Nikkei jeszcze wciąż jest 40% poniżej
swojego poziomu sprzed 2 dekad i że przez te 2 dekady nigdy nawet nie
zbliżył się do swego ówczesnego poziomu to tylko czasowe odwrócenie trendu.
2. Jeśli ogólnie giełda nie rośnie, to wówczas więcej ludzi traci niz
zyskuje ( bo nawet , gdy nie spadaja wskaźniki, to maklerzy itp też muszą z
czegoś ( czytaj pieniądze inwestorów) żyć i wówczas trudno mówić, że giełda
to optymalne miejsce pomnażania kapitalu ( bo per saldo wcale go nie
pomnaza).
Pozdr
P
"Romulus" <rom@poczta.onet.plwrote in message
| Użytkownik Alexander Malinowski <ole@gazeta.WYTNIJ.plw wiadomości
do
| grup dyskusyjnych napisał:bmpl75$54@inews.gazeta.pl...
| Jaka jest Twoja teza? Ja chcialem zwrocic uwage na fakt, ze ceny akcji
| podlegaja rytmicznej spekulacji. Oczywiscie mozna na nich zarobic, ale
tez
| mozna stracic. Nie powinny wiec byc obiektem inwetycji wymagajacych
| pewnosci,
| jak np. oszczednosci funduszy emerytalnych. Proba odwracania kota
ogonem,
| ze
| jednak przecietnie sie zyskuje albo ogolnie sie zyskuje, jest
generalnie
| chybiona. Z punktu widzenia przecuetnego gracza gieldowego to jak gra
w
| ruletke, a przecietnie sie traci.
| Pewien sługa zakopał kiedyś jeden talent (inwestycja najwyższej
pewności),
| ale nie został za to pochwalony przez swego pana, oj nie. Jego koledzy,
| którzy zaryzykowali i zainwestowali w przedsięwzięcie, które przyniosło
100%
| zysku, zostali nagrodzeni.
| Kursy akcji w krótkim terminie chyboczą się niemiłosiernie, ale nie musi
to
| mieć wpływu na ich zachowanie w długim terminie. Herbata, która stoi
przede
| mną jest złożona z cząsteczek, które poruszają się szalenie i
| nieprzewidywalnie ruchami Browna, ale jako całość zachowuje się
spokojnie
i
| przewidywalnie.
| Jeżeli przeciętnym graczem giełdowym jest człowiek, który nie zna rynku
| finansowego i nie zna przedsiębiorstw w które inwestuje (nie przeczę, że
tak
| może właśnie być, przynajmniej w Polsce), to istotnie - to jest ruletka.
W
| tym wypadku winnymi jego ewentualnej klęski jest w pierwszy rzędzie jego
| niewiedza.
| Dla znawców jednak giełda nie jest już generatorem liczb losowych.
| W długim terminie giełdy cywilizowanych krajów (z szczególnym naciskiem
na
| USA) stale rosną, więc inwestycje długoterminowe przynoszą zysk.
Zawodzi,
| trzeba przyznać, giełda warszawska, ale składam to na karb okresu
| rozruchowego. Póki co, w dalszym ciągu jest to zabawka dla nielicznych,
a
| nie koło zamachowe gospodarki (mała kapitalizacja, mała płynność, zbyt
niski
| wskaźnik obecności polskich firm na giełdzie)
| Zastanawia mnie stwierdzenie, że przeciętnie się traci na giełdzie. Czy
jest
| to prawo natury, czy może wynik jakichś obliczeń? Te, które ja widziałem
do
| tej pory (chociażby proste zestawienie indeksów najważniejszych giełd w
| funkcji czasu) nie potwierdzają tej tezy. Czy oznacza to, że ludzie
którzy
| od wieków inwestują na giełdzie mylą się wszyscy i dokładają tylko
| pieniądze, które tracą na rzecz... No właśnie, na czyją rzecz?
| Odpowiedź na to pytanie pomoże mi rozszyfrować Pańskie poglądy w tej
| materii.
| Romulus
Romulusie, przyjmij to ode mnie, czlowieka co przegral w ub. roku
finansowym
mala fortunke a obecnie te straty mozolnie odrabia: Pan Malinowski nie ma
najmniejszego
pojecia o inwestowaniu na gieldzie. Gdyby to pojecie mial to wiedzialby,
ze
gielda stanowi
najbardziej efektywne medium w zarzadzaniu kapitalem. Dlugoterminowo bije
swoja skutecznoscia
lokaty w banku czy tez w tzw real estate. Nie mam tutaj jednak na mysli
hazardowej "gry" na gieldzie,
day tradingu, gry na futures wszelakiego rodzaju. W tych ostatnich zbyt
duzy
jest element ryzyka.
Gdyby instytucja gieldy nie byla tak skuteczna to przeciez eksperyment w
kafejce niejakiego Lloyda
w londynskim City, niecale 300 lat temu, gdy wlasciciele statkow morskich
wiozacych np herbate z Indii
zabrali sie za jej sprzedaz na pniu, wowczas ow eksperyment dawno umarlby
juz smiercia naturalna!
fatso
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl