aaaaTrzeba żyć, a nie tylko istnieć.aaaa
Oto jak reaguje Opcja na Prawo, zenujace:
http://www.opcja.pop.pl/numer3/3Laz2.html
Romuald Lazarowicz
Empatia na sucho, czyli Bajka o dobrym człowieku - z trzema
zakończeniami
Któregoś pięknego poranka dobry człowiek wybrał się na ryby. Siadł nad
wodą i wyciągnął wędkę. Wybrał dorodnego robaka i już miał go nadziać na
haczyk, kiedy zaczął się zastanawiać.
- Przecież to żywe stworzenie, nadziane na haczyk będzie cierpiało, a
jeszcze jak je wrzucę do wody, to będzie cierpiało straszliwie. Nie, nie
mogę tego zrobić!
Robak odzyskał wolność nie poniósłszy szwanku na zdrowiu. Rybak
natomiast już miał zarzucić wędkę, kiedy naszła go niepokojąca
refleksja:
- Przecież ten haczyk jest potwornie ostry. Jak ryba się na niego
nadzieje, to będzie strasznie cierpiała... Nie, chyba zrezygnuję z
wędkowania.
I ostatecznie zrezygnował z wędkowania. Jednak, ponieważ był człowiekiem
dobrym, jeszcze w drodze do domu zaczął snuć moralne rozważania na temat
cierpienia. Ostatecznie w okolicach domu podjął decyzję: nie będzie
przyczyniał się do cierpienia, a więc zostanie jaroszem.
Został więc jaroszem. Trochę zmarniał w ciągu następnych dni, ale z
samozaparciem przeżuwał swoje kiełki i popijał mlekiem. Zmarniał jeszcze
bardziej, kiedy nie chcąc okradać krów z mleka, a kur z jajek,
zrezygnował i z tych dóbr. Po pewnym czasie wpadł na to, że i z miodu
powinien zrezygnować, bo przecież jak można pracowite pszczoły tak
oszukiwać, podrzucając im zwykły cukier.
Kiedy pojął, że rośliny też są istotami czującymi, zrezygnował całkiem z
jedzenia. Wkrótce zmarniał do szczętu i umarł.
Zakończenie 1, cyniczne: Czy będziesz dobry, czy zły i tak cię zjedząĂÂ
robaki. Lepiej więc nie byćĂ za dobrym, bo stanie się to za szybko.
Nawet jeśli będziesz dobry właśnie dla robaków.
Zakończenie 2, optymistyczne: Dobry człowiek jako nadzwyczaj szlachetny,
trafił prosto do nieba pomiędzy anielskie chóry, gdzie przyjęto go jak
swojaka.
Zakończenie 3, realistyczne: Jako kompletnego idiotę dobrego człowieka
pogoniono z raju i teraz jako upiór nęka rybaków, którzy zapuszczą się
późną nocą nad jego jeziorko.
Przepraszam, że jeszcze raz:)
slawek_wieczorek napisał:
> Faktów dałem z kilkanaście telefonów do ludzi z dawnego podziemia, którzy
> publicznie o "Gorzowskiej Liście Zasłużonych dla Władzy Ludowej"
Jakiej???!!! To jest nowa lista? Bo ja znam tylko taką:
"Wykaz niektórych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej
oraz członków Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej szczególnie aktywnych w
działaniach represyjnych wobec opozycji politycznej na terenie byłego
województwa gorzowskiego w okresie stanu wojennego i w latach późniejszych"
Przypomnę, że wśród szczególnie aktywnych "funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa
i Milicji Obywatelskiej oraz członków Ochotniczych Rezerw Milicji Obywatelskiej"
są m.in. sekretarki, lekarze, dziennikarze a nawet autorka pracy magisterskiej.
Oto jak argumentację (dotyczyła oczywiście mojej mamy, ale zasada jest podobna)
p. Wieczorka skomentował Romuald Lazarowicz:
"Argumentacja p. Wieczorka w tym wypadku mnie nie przekonuje. Nadal uważam, że
osoba ta znalazła się na liscie z powodu miejsca pracy, nie zaś ze względu na
swoje konkretne naganne zachowanie lub zaniechanie. Zaliczanie pielęgniarki do
grona szczególnie zasłużonych dla PRL tylko dlatego, że leczyła SB-ków, to moim
zdaniem absurd. Że mieli dzięki temu siłę bić naszych? A co w takim razie z
piekarzami i rzeźnikami, którzy dostarczali żywność do stołówki KW MO? A z
kucharkami, które tam gotowały?
A jaka jest odpowiedzialność tej konkretnej osoby za tchórzostwo lekarzy -
innych przecież osób? Nie można przypisywać jej winy za zachowanie całego
środowiska. Jeśli znajdzie się dowód na JEJ naganne zachowanie, to w porządku -
wtedy jak najbardziej powinna się znaleźć na tej liście.
Nie rozszerzajmy kategorii współpracowników reżimu. Szukajmy prawwdziwych
zbrodniarzy i łąjdaków. Nie chodzi nam przecież o rozszerzanie na siłę takiej
listy, bo takie postępowanie prowadzi do konstatacji lansowanej od lat przez
"Gazetę Wyborczą": "umoczeni" są wszyscy, zatem nie ma co szukać winnych, bo
winni są wszyscy."
Znowu powiało kapuchą...
Znowu powiało kapuchą z pustej beczki... (jak trafnie napisał kiedyś na tym forum profesor Janusz Sawczuk - ukłony dla Pana Profesora!). Były kandydat na kapusia znów próbuje rozpowszechniać oszczerstwa na mój temat. I znów - jak zwykle trafił - kulą w płot.
Kontakt ze środowiskiem skupionym wokół Kornela Morawieckiego nawiązałem dopiero na przełomie 1983 i 1984 r. Moim łącznikiem z tym środowiskiem był Jerzy Sokolnicki, absolwent, tak jak ja, Instytutu Chemii UWr (stąd się znaliśmy). Pośredniczył on między mną a Romualdem Lazarowiczem z redakcji "Biuletynu Dolnośląskiego". Aż do 1989 r. był to mój jedyny bezpośredni kontakt ze środowiskiem SW. Z uwagi na to, że byłem dobrze znany SB (przynajmniej w Opolu), nie utrzymywałem żadnych innych bezpośrednich relacji z tym środowiskiem, aby niepotrzebnie nikogo nie narażać. Ściśle przestrzegaliśmy zasad konspiracji i dlatego SB nigdy nie rozpoznała moich kontaktów z SW, choć do stycznia 1990 r. byłem inwigilowany w ramach kwestionariusza ewidencyjnego krypt. "Doktor".
Kontakt z SW nawiązałem na przełomie 1983 i 1984 r. z wykorzystaniem biletów tramwajowych jako identyfikatorów. Znakiem rozpoznawczym były kolejne numery biletów. Dlatego w "BD" nadano mi pseudonim "Jaromir Bilet" i tak najczęściej podpisywano moje teksty:
www.sw.org.pl/bd.html
Nawiązanie kontaktu zainspirował Jerzy Gnieciak, lider opolskiej "Solidarności" rolniczej, jeden z założycieli SW. Od niego otrzymałem bilet - znak rozpoznawczy.
Kornela Morawieckiego poznałem osobiście dopiero w 1990 r., przed wyborami prezydenckimi, gdy po raz pierwszy przyjechał on do Opola.
Wszystko to mogą poświadczyć dobrze znający mnie ludzie z SW: Kornel Morawiecki i Romuald Lazarowicz.
Były kandydat na kapusia znowu zmyśla i łże jak pies. Taka widać jego psia misja.
Zbigniew Bereszyński
Rafał Gan-Ganowicz.
Rafał Gan-Ganowicz
1932-2002
Uciekinier
Biografia Rafała Gan-Ganowicza stanowi jakby gotowy scenariusz filmu
sensacyjnego.
Osierocony został w czasie wojny (ojciec zginął w Powstaniu
Warszawskim, matka – jeszcze na początku wojny). Polska Ludowa od
początku nie trafiła do przekonania nastoletniego Rafała. Z kilkoma
rówieśnikami założył nielegalną grupę kolportującą podziemne ulotki
i malującą antykomunistyczne napisy na murach. Gdy w czerwcu 1950 r.
bezpieka wpadła na trop młodocianych konspiratorów, Rafał, ratując
się przed nieÂuchronnym więzieniem, ukrył się pod pociągiem i po
kilkudziesięciu godzinach wysiadł w Berlinie Zachodnim.
Żołnierz z wyboru
W Berlinie wstąpił do ameÂrykańskiej służby wartowniczej. Kilkanaście
miesięcy później wyjechał do Francji. Zdał maturę i odbył studia
oficerskie organizowane przez NATO i kurs spadochroniarski. Patent
podporucznika odebrał z rąk generała Andersa. W Paryżu uczył w
polskiej szkole. W 1965 roku w Brukseli zaciągnął się do wojsk
Mojżesza Czombego, przywódcy Konga, który walczył z rebelią
zorganizowaną przez Związek Sowiecki. Dowodził tam batalionem.
Zyskał opinię jednego z najlepszych na świecie żołnierzy fortuny.
W 1967 roku, jako oficer współorganizował w Jemenie obronę przed
kolejną sowiecką rewolucją.
– Jeszcze po dwudziestu latach – mówi Romuald Lazarowicz – gdy w
swym malutkim paryskim mieszkanku Rafał z zapałem opowiadał o
rozbijaniu sowieckich czołgów i strącaniu migów, widać w nim było
twardego żołnierza. Z dumą demonstrował pamiątkowy pistolet z tamtej
wojny.
Rafał Gan-Ganowicz całe życie starał się służyć Polsce najlepiej,
jak potrafił. Ponieważ komunizm uwaÂżał za największe zagrożenie dla
Polski i świata, walczył z nim gdzie tylko mógł. Nie tylko zresztą
bronią.
Działacz
Po powrocie do Francji zamieszkał w Paryżu. Pracował m.in. jako
kierowca, elektryk, tłumacz. Działał jednocześnie w organizacjach
kombatanckich. Gdy w kraju komuniści zaatakowali Solidarność,
współorganizował demonstracje w jej obronie. Wspólnota ideowa i brak
złudzeń co do istoty komunizmu zbliżyły Rafała do Solidarności
Walczącej. Został jednym z jej zagranicznych przedstawicieli. Jego
wspomÂnienia, zawarte w książce „Kondotierzy” wydanej przez SW, stały
się podziemnym bestselerem. W połowie lat 80. został korespondentem
Radia WolÂna Europa. Jednak jego głos zniknął z anteny tuż przed
okrągłym stołem. Kłuł w oczy, gdy przyszedł czas bratania się z koÂmuÂ
nistami.
Na stałe do Polski wrócił w 1997 roku. Z żarliwością i pasją
poznawał teraz ojczyzÂnę – wcześniej nie miał przecież ku temu
okazji.
Osiadł w Lublinie, którego atmosferą się zachwycał i gdzie pomagał
najmłodszemu pokoleniu odnaleźć „Pogodne Dzieciństwo” (tak nazywa
się jego fundacja). Młodość jego sameÂgo nie była ani pogodna, ani
łatwa
Tow. RR
"Co na liście jest nierzetelnego? Głupie pytanie. Przynajmniej dla mnie. Dwie
osoby już dawno zostały z niej usunięte przez administratorów strony
Solidarności Walczącej. Tych samych ludzi, na których ty się powołujesz. Dla
ciebie to mało?"
Została usunięta jedna osoba, zaś druga jest ciągle przedmiotem badań. Zaważyła
opinia jedynego administratora strony, kolegi Romualda Lazarowicza. Wśród
działaczy SW pojawiały się głosy, by nazwisko Pana mamy jednak tam widniało. A
po 13 grudnia ub. r., czyli po pierwszej publikacji, na "Liście" przybyło 21
nazwisk! Ten fakt, Pan, Panie Towarzyszu Rachlewicz, dyskretnie przemilcza.
Swego czasu media głośno informowały o tragicznej pomyłce policji w Poznaniu -
ostrzelano samochód z młodymi mężczyznami, biorąc pojazd za prowadzony przez
groźnych przestępców. Jeden zginął na miejscu, drugi jest kaleką do końca
życia. Czy postulował Pan wówczas likwidację policji?
"Pan panie SW swego czasu podpierał się w polemice z mną opinią nieżyjącego już
ojca Andrzeja Modzelana."
Tak! Ojca, a nie syna! Gdy spotykałem się ze śp. Kazimierzem Modzelanem, ten
nie szczędził słów krytyki wobec swego syna, który pisywał w "Ziemi
Gorzowskiej" prowadzonej wówczas przez Jerzego Zysnarskiego, która w połowie
lat 90. ub. w. jako żywo przypominała "Trybunę Ludu". Kazimierz mówił wręcz o
zhańbieniu swojego nazwiska.
"Nie wiem co powiedział Jarek w "Warto rozmawiać""
Albo ma Pan problemy z pamięcią, albo zwyczajnie kłamie, albo cierpi na
analfabetyzm funkcjonalny. Przecież swoje opinie zamieszczał Pan na forum
internetowym "Warto rozmawiać" tuż po programie. A może, jak młody Lech Wałęsa,
nie wiedział Pan, pod czym się podpisuje?!
"Niemniej Roberta Bagińskiego wyżej cenię bo on chociaż chciał zaistnieć
budując a nie niszcząc."
Proponuję do grona swoich "prawicowych" idoli dorzucić również Przemysława
Samociaka. Obaj swego czasu mieli na głowie więcej prokuratorów niż Masa,
Słowik czy Pershing.
"Różnica między nimi jest taką, że Bagiński raczej nikogo nie skrzywdził"
Proszę iść i powiedzieć to oszukanym starszym ludziom, którzy Bagińskiemu
powierzyli swoje ubezpieczenia! Chyba, że miał Pan na myśli to dziewczę, z
którym Bagiński kopulował na okładce "Superexpressu"? Nie słyszałem o
zgłoszonym gwałcie, a więc w tym przypadku Bagiński akurat zapłacił.
"SW szczyci się, że protestował przeciwko budowie elektrowni jądrowej w
Klempiczu. Sam przyznaje, że był wówczas dzieckiem. I co wtedy gó..arz
Wieczorek rozumiał? Śmiem twierdzić, że nic. Ot, starsi koledzy powiedzieli mu,
że to złe no i Wieczorek szedł jak baran za przewodnikiem stada protestować."
Rozumiem, Towarzyszu Rachlewicz, że Wasza rodzina, zapisując się gremialnie do
PZPR, robiła to w wieku dojrzałym, posiadając pełnię świadmości klasowej. A do
ZSMP można było należeć aż do wieku, w którym dziś wielu mężczyzn cierpi na
schorzenia cywilizacyjne.
"On nie jest z zawodu dyrektorem, on jest z zawodu PROTESTANTEM albo inaczej:
WALCZAKIEM."
A więc sugeruje mi Pan badania psychiatryczne! Tym sposobem sam Pan określił w
jakim duchu i w jakiej rodzinie został wychowany. Psychiatria była ulubionym
narzędziem komunistów do zwalczania niewygodnych przeciwników reżimu, gdy
władze nie zamierzały ich już mordować.
Na obchodach 25-lecia "SW" piłem wódkę z Hotelu Tumskim we Wrocławiu z
człowiekiem będącym symbolem zimnej wojny - Władimirem Bukowskim. Czy pisząc
tak o mnie, człowiekowi, który 12 najpiękniejszych lat swego życia spędził w
sowieckich psychuszkach, zechciałby Pan spojrzeć prosto w oczy?
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbrytfanna.keep.pl